Siwy dym, czyli sami się trujemy!
Najgorzej jest w dużych miastach i wszędzie tam, gdzie pali się w piecach. Ważne jest też, czym się pali.
Jedna automatyczna stacja monitoringu powietrza kosztuje ok. 500 tys. zł, a do tego dochodzą niemałe bieżące koszty jej obsługi. Dlatego Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Bydgoszczy nie może sobie pozwolić na instalowanie urządzeń wszędzie tam, gdzie życzyliby sobie mieszkańcy.
- Przy tym nie możemy również dowolnie przenosić stacji w inne miejsca - wyjaśnia Jacek Goszczyński, naczelnik Wydziału Monitoringu Środowiska bydgoskiego inspektoratu. - Przepisy jasno mówią o tym, że skoro w danej lokalizacji jakość powietrza jest zła, to należy utrzymać pomiary.
Mątwy bez monitoringu
Czasem jednak stacje są przenoszone, tak jak na początku tego roku z inowrocławskiego osiedla Mątwy do Włocławka.
Wskazania monitoringu w położonych przy południowych rogatkach miasta Mątwach wpływały bardzo negatywnie na ogólny wizerunek Inowrocławia, który szczyci się mianem ośrodka uzdrowiskowego.
Mieszkańcy tej dzielnicy skarżą się na zanieczyszczenie, mówią że wręcz się duszą.
Faktem jest, że to szczególna dzielnica - położona w nadnoteckiej niecce, przy zakładach chemicznych i przy ruchli-wych drogach krajowych nr 15 i 25 (połączonych w jedną nitkę).
Pośród lasów
Stacje monitoringu znajdują się zwykle w dużych miastach, ale nie tylko.
Jedna ulokowana jest np. w Zielonce w samym sercu Borów Tucholskich (gm. Cekcyn). Wczoraj czujniki stacji wskazywały dobry stan powietrza. Z kolei w pałuckim Wiktorowie (pośród gęstych lasów i nad ciągiem jezior) powietrze było tak złe, jak w centrum Bydgoszczy.
- To musi być awaria czujników, bo w tym miejscu - co prawda w jakiś sposób narażonym na zanieczyszczenia z pobliskiej cementowni Lafarge „Kujawy” - powietrze jest zwykle bardzo czyste - wyjaśnia Jacek Goszczyński. - Stacje położone w tak odosobnionych miejscach też mają sens, bo mają wskazać czy i tam docierają zanieczyszczenia przemysłowe.
Chojnice bez danych
- Stacji nie ma w Chojnicach, ale to, co tam się dzieje, można porównać do Kościerzyny - uważa Marek Zarembski, naczelnik monitoringu inspekcji wojewódzkiej w Gdańsku. - A tam wczoraj stan powietrza był zły. Sytuację mogłoby poprawić podłączenie jak największej liczby gospodarstw do miejskiej sieci ciepłowniczej.
Palą się do badań
Na bydgoskim Górzyskowie mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i nagłośnić problem jeszcze podczas sezonu grzewczego.
- Trzeba uzmysłowić ludziom, czym oddychają. To jest prawdziwe zagrożenie, a nie - powiedzmy - uchodźcy. To z tego powodu można się znaleźć w szpitalu - stwierdza Marek Grabowicz z Rady Osiedla Górzyskowo, prezes stowarzyszenia „Górzyskowo”. - A wiadomo, że w piecach pali się nie tylko węglem i drewnem, ale też plastikowymi opakowaniami, styropianem, szmatami i różnymi odpadami.
- To widać doskonale nie tylko gołym okiem, bo wykonaliśmy stosowne pomiary - mówi Bogumił Maćkowski z Wydziału Uprawnień Komunikacyjnych Urzędu Miasta Bydgoszczy. Wydział dysponuje analizatorem spalin samochodowych i to wystarczyło, by stwierdzić na Górzyskowie, że zanieczyszczenie dwutlenkiem węgla aż 28-krotnie przekracza normy.
Na 11 lutego na Górzyskowie zaplanowano ogólnodostępny happening, podczas którego specjaliści ochrony środowiska spalą kontrolnie (pod nadzorem strażaków) szkodliwe substancje i zmierzą poziom emisji. To ma uzmysłowić mieszkańcom, z jakimi zagrożeniami mają do czynienia, gdy pali się byle czym.