Siedem dekad niezwykłej popularności. Żużel polskim sportem narodowym. Jak to się stało?
Przed tygodniem wystartowały I i II liga, dziś rusza ekstraliga. Zaczyna się nowy sezon ligowy, tak wyczekiwany przez kibiców już od zeszłej jesieni. Żużel w Polsce, mimo upływu lat i upadku praktycznie we wszystkich krajach poza naszym, wciąż jest polskim fenomenem, naszą specjalnością.
Wyścigi na żużlowym torze, zwane początkowo z angielska „dirt-track” wymyślono w latach 20. ub. wieku. Pierwsze zawody w Polsce rozegrano pod koniec 1929 w Poznaniu, a już rok później ścigano się, na razie na lekkoatletycznych bieżniach, w Bydgoszczy, Toruniu i Grudziądzu. Po Wielkopolsce Kujawsko-Pomorskie było „od zawsze” potęgą tego sportu, wyprzedzając nawet Śląsk. Tak jest do dziś. Zmieniła się jedynie hierarchia poszczególnych ośrodków. Najpierw najsilniejszy był Grudziądz, potem na wiele dekad prymat objęła Bydgoszcz, a dziś znów wszystko stoi na głowie. Starszym kibicom wierzyć się nie chce, że o palmę pierwszeństwa na Pomorzu rywalizować będą Grudziądz z Toruniem, a Bydgoszcz będzie próbowała w tym roku odbić się od dna, wyjść z tarapatów, w które wpadła kilka lat temu.
Inny świat
Dziś współcześni „rycerze toru” pojawiają się w błyszczących nowością kaskach i kevlarach z „kosmicznych”, niewyobrażalnych kiedyś sztucznych tworzyw na coraz mniej zawodnych motocyklach, kosztujących krocie i przygotowywanych przez kilku najlepszych na świecie, wyspecjalizowanych tunerów. Zawodnicy mają całe teamy pomocników i menadżerów, jeżdżą specjalnymi busami, a za swoje popisy akurat w Polsce pobierają tak wysokie wynagrodzenie, że mogą za nie spokojnie „ustawić się” na całe życie.
Ci zawodnicy, którzy startowali kilkadziesiąt lat temu, jeździli w zupełnie innych warunkach. Pokazujemy je na naszych zdjęciach, które otrzymaliśmy od Leszka Świtały, syna znanego w naszym regionie, niedawno zmarłego żużlowca Rajmunda Świtały. To świat zupełnie inny, trudny do wyobrażenia przez dzisiejszych zawodników, jak i kibiców. W latach 40. i 50. ub. wieku ścigano się na niesamowicie drogich dla nas angielskich żużlówkach Jap, polskich FIS-ach, ale także na tzw. motocyklach przystosowanych, czyli zwykłych szosówkach bez reflektorów, hamulców i podnóżka.
Celuloidowe okulary
Zanim powstały zdalnie uruchamiane maszyny startowe, działające na elektromagnesy, ruszano na sygnał dawany przez sędziego chorągiewką albo na „puszczaną gumkę”. Żużlowcy z pierwszych lat istnienia polskiej ligi, co można zaobserwować na naszych zdjęciach, ubrani byli w... zwykłe marynarki, potem dopiero nastał czas skórzanych kurtek. Osłoną na głowę były tekturowe kaski, a na twarz - bawełniane chusty, najczęściej kraciaste oraz celuloidowe okulary, które już po pierwszym okrążeniu zrzucano, ponieważ osiadały na nich drobinki żużla, odbierając całkowicie widoczność.
Żużlowe ściganie zaczynano na obiektach lekkoatletycznych, bez band. Kto nie utrzymał się na torze, upadał na tzw. pas bezpieczeństwa. Dopiero potem zbudowano drewniane ogrodzenia.
Górnicy na trybunach
Pierwsze nawierzchnie były czysto żużlowe, wysypywano na nie pozostałości z hutniczych pieców i mocno ubijano. Umożliwiały one specjalne, nieznane dziś elementy widowiska, jak iskry, tryskające spod „laczków” zawodników, czy „szpryce”, posyłane specjalnie w kierunku jadących z tyłu, by uniemożliwić atak. Ubocznym efektem takich nawierzchni był unoszący się nad stadionem czarny pył, który powodował, że kibice wyglądali jak górnicy po szychcie.
W pierwszych latach po II wojnie żużel stał się w Polscenajmodniejszym sportem. Jeżdżono byle gdzie i byle jak, a i tak wszędzie można było liczyć na tłumy zainteresowanych kibiców. W Inowrocławiu doszło do tragicznego wypadku, gdy zawodnik wypadł z toru i uderzył w rosnące tuż przy nim drzewo. W Ostaszewie Toruńskim ścigano się na klepisku, urządzonym tuż przy dawnym majątku, przejętym przez miejscowy PGR. Swoje drużyny miały też Włocławek i Nakło.
Ten pierwszy, „radosny” okres rozwoju żużla w Polsce skończył się wraz z październikowym przełomem 1956 roku. Liga z roku na rok stawała się bardziej profesjonalna, rosły umiejętności zawodników, coraz szybsze i sprawniejsze były maszyny. Jednak to właśnie koniec lat 40. i pierwsza połowa lat 50. minionego stulecia ukształtowały w naszym kraju niezwykłą popularność żużla, która trwa do dziś. Skąd się ona wzięła?
Zakładowe bilety
Jest wiele teorii na ten temat. Socjolodzy na ogół stoją na stanowisku, że w czasie po II wojnie powstało w Polsce ogromne zapotrzebowanie społeczne na widowiska sportowe. Tłumy kibiców na meczach piłki nożnej, turniejach bokserskich czy metach etapów kolarskiego Wyścigu Pokoju dobrze ilustrują tę tezę. Sporty motocyklowe w szczególny sposób przyciągały uwagę swoją dynamiką, głośnością i elementem ryzyka. Wprawdzie maszyny nie były dostępne dla większości społeczeństwa, ale wszyscy o ich posiadaniu marzyli, wierząc, że kiedy staną się posiadaczami SHL-ki, WSK czy Junaka, będą sami mogli naśladować podziwianych na torze zawodników.
Jedność miejsca i czasu
Żużel miał jeszcze jeden dodatkowy atut: możliwość śledzenia przebiegu wydarzeń od pierwszej do ostatniej sekundy, niczym w klasycznym teatrze, co jest nieosiągalne w innych sportach motorowych. Do tego doszły później sukcesy w rywalizacji międzynarodowej i powstanie silnych ośrodków na ogół w mniejszych miastach, przy dużych zakładach pracy. W fabrykach i wytwórniach kierownictwo w ramach usług socjalnych fundowało załodze darmowe bilety na zawody, wychowując w ten sposób rzesze kibiców związanych z lokalnym klubem, którzy z kolei przekazywali to zainteresowanie żużlem kolejnym pokoleniom. W ten sposób żużel stał się polskim sportem narodowym, podobnie jak w Czechach hokej na lodzie, a na Litwie - koszykówka.
Czy nowy sezon umocni jeszcze bardziej tę tezę? Wszystko na to wskazuje.