Sercem jestem z Falubazem, jednak trochę większe szanse daję Unii...
- Brąz zarówno dla leszczynian, jak i zielonogórzan nie będzie sukcesem, a porażką. Dla Unii to nawet klęską - przyznał Jan Krzystyniak
Jak ocenia pan przebieg pierwszego półfinału ekstraligi w Lesznie, kiedy to Fogo Unia pokonała zielonogórzan 50:40?
Od kilku lat na stadionie im. Alfreda Smoczka nie było tak fajnego widowiska. To nie tylko moja ocena, a właściwie wszystkich kibiców. Pomijam zielonogórskich fanów, którzy w licznym gronie pojawili się na tym spotkaniu. Wiadomo, że wynik nie poszedł po ich myśli, więc mogą mieć o coś pretensje. Warunki torowe sprawiły, że na tym obiekcie wreszcie oglądaliśmy taki mecz. Pewnie pomogła natura. Myślę, że mogło to przypomnieć niektórym osobom w klubie oraz rządzącym polskim żużlem, że nawierzchnia lekko przyczepna nie musi być wcale niebezpieczna, a wręcz odwrotnie. Wiadomo jak jest. Wszędzie robią twarde tory. Natomiast wynik niedzielnego meczu jest sprawą drugorzędną.
Jeżeli chodzi o warunki torowe, to zielonogórzanie na nie narzekali...
Widać po tym, że zawodnicy odzwyczaili się od jazdy w normalnych warunkach. Ciągle i wszędzie jest równo, a kiedy na torze pojawi się jakaś dziurka? Jak oglądamy relację z takiego meczu, to poświęca się na to połowę tej transmisji. Nie chodzi tutaj o winę organizatora, ale na przykład materiału, albo panujących warunków atmosferycznych. Żużlowcy powinni o tym pamiętać. Gdyby ten wynik był odwrotny, to podejrzewam, że wszelkie klątwy i tak dalej leciałyby ze strony leszczyńskich zawodników. To normalne, że przegrana drużyna narzeka. Tego należało się spodziewać, bo na coś przecież trzeba zwalić winę. Trener Falubazu na pewno przygotuje na rewanż taki tor, który najbardziej będzie pasował jego zespołowi. Mawiają, że: „Szykuje się nawierzchnię pod swoich, a nie przeciwko rywalowi”. Z pewnością tak będzie.
Można powiedzieć, że obecną „piętą achillesową” Falubazu są jego młodzieżowcy?
Patrząc na ostatnie mecze, a zwłaszcza ten z minionej niedzieli, widać było, że ci zawodnicy nie za bardzo sobie radzą. Może akurat przyszedł taki okres... Jednak z drugiej strony w zielonogórskim klubie pracuje najlepszy szkoleniowiec, trener kadry narodowej. W naszym kraju krąży taka opinia, że czego Marek Cieślak się nie dotknie, to zamienia to w złoto. Akurat w tym przypadku tak się nie stało. Szkoda, że opiekun Falubazu nie poświeci tym chłopcom trochę czasu i nie przekaże im swojej wiedzy oraz geniuszu trenerskiego. Przyznam, że bardzo jest mi ich żal. Ja zawsze dopinguje młodych zawodników i życzę im jak najlepiej. Dlatego przykro jest mi potem oglądać to, co pokazali w niedzielę na leszczyńskim torze. Mam nadzieję, że w niedzielę w Zielonej Górze będą takie warunki torowe, że także juniorzy Falubazu będą w stanie włączyć się w walkę o punkty. Tego im bardzo życzę.
10 punktów różnicy... To dużo, czy mało?
I tak, i tak. Unia jedzie do Zielonej Góry z nastawieniem obrony tej zaliczki. Z kolei gospodarze zbliżającej się konfrontacji, przystąpią do niej z nastawieniem odrobienia tej straty. Teraz kluczowe pytanie: „Którzy będą w stanie lepiej znieść tę presję?”. Jak popatrzymy pod kątem juniorów, to wydaje się, że to spora różnica. Jeżeli zielonogórscy młodzieżowcy nie poprawią się, to można przyznać z sześć punktów po stronie leszczyńskich juniorów. Widzimy przecież, że Dominik Kubera i Bartosz Smektała dorównują umiejętnościami i skutecznością seniorom.
Ma pan swoją prognozę na niedzielny rewanż?
Przyznam się, że przed sezonem typowałem finał leszczyńsko-zielonogórski. Widziałem Unię ze złotem, a Falubaz ze srebrem. Szkoda, że któraś z drużyn stanie przed szansą jazdy o zaledwie trzecie miejsce na koniec rozgrywek. Zatem nie trafiłem, ale zmieściłem się w granicach błędu. Wydaje mi się, że dla obu tych zespołów będzie to najważniejszy mecz w tym roku. Brąz zarówno dla leszczynian, jak i zielonogórzan nie będzie sukcesem, a porażką. Dla Unii to nawet klęską.
W dzisiejszych czasach mawia się, że to tor ma największe znaczenie?
Ja jestem temu przeciwny. Uważam, że zawodnik jest istotą myślącą. Przeszedł badania, więc ma dobry wzrok, a co za tym idzie, widzi jak wygląda ta nawierzchnia. Poza tym powinien znać swój sprzęt i własne możliwości. Dla mnie tłumaczenie się nie takim torem jest najpłytszą formą usprawiedliwiania się. To żałosne, bo wtedy żużlowiec przyznaje się do własnej niemocy i słabości. Trenuje się na nawierzchni, która ma być potem w czasie meczu. Wiadomo, że czasami na przeszkodzie stanie pogoda. Tor będzie handicapem zielonogórzan, jednak 51 procent szans daję Unii, a 49 Falubazowi. Chociaż muszę przyznać, że cały czas jestem sercem przy tym mieście i zespole. Szukam najmniejszego pretekstu i powodu, aby jechać do Zielonej Góry.
Jeżeli chodzi o rywalizację gorzowsko-wrocławską, to Stal, ma łatwiejsze zadanie?
Wydaje mi się, że tak. Cztery punkty to już jest mało. W tym przypadku wydaje mi się, że Gorzów jest w stanie to odrobić. Od początku sezonu każda drużyna miała jakieś swoje „pięć minut”. Stal na początki była „nie do ugryzienia”, potem przyszedł czas na Zieloną Górę i Leszno. W końcówce natomiast Wrocław zaczął jechać „jak z nut”. Teraz to wszystko się knoci. Na koniec chciałbym pozdrowić całą Zieloną Górę. Pamiętam i mile wspominam.