Serce Apaczy. Spróbujmy rozsupłać kilka nici
Spróbujmy rozsupłać kilka nici. Wydobyć ze zgniecionego materiału dzieło sztuki: koszulę, wyszywankę, i historię czarnobrewej dziewczyny, która niedawno wracając spod donieckich lasów przywiozła do Polski płócienne koszule, z haftowanymi kwiatami. Przejechały z nią setki kilometrów w drewnianej skrzyni... po amunicji.
Dr Olga Solarz jest antropolożką, badaczką kultury tradycyjnej. Studiowała na Uniwersytecie Lwowskim, mieszka w Przemyślu, gdzie prowadzi Fundację Magia Karpat. Od lat pasjonuje się podaniami ludowymi, kulturą Bojków, a ze Stowarzyszeniem Magurycz chroniła też nagrobki cmentarne. Teraz znowu jest w terenie, ale dlatego, że po raz enty jedzie dostarczyć pomoc humanitarną na Ukrainę.
To nieprawda, że wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Najprędzej zbrojne konflikty wyzwala męski pierwiastek, a cierpi przede wszystkim wszystko, co kruche, niezwyczajne do przemocy i gwałtu. Jednak w czasie trwającej rosyjsko-ukraińskiej wojny następuje przebudzenie niewidocznej na co dzień siły, przynależącej do żeńskiego żywiołu, objawiającej się wysoką empatią, umiejętnością dynamicznej współpracy, instynktem altruizmu i potrzebą zachowania godności.
Olga Solarz zbiera dla ukraińskich żołnierzy leki, obuwie, mundury, termosy, plecaki, radiostacje, żywność. Jak już dowiezie kolejne dary, na które uzbiera fundusze w Polsce, jedzie z powrotem do lasu i w hełmie na głowie dogląda leśnych braci. Krząta się, dodaje otuchy, dogląda, co trzeba dowieźć. I wraca, aby uzbierać coraz to potrzebniejsze rzeczy, jak saperki, nakolanniki, tabletki do uzdatniania wody albo kłady.
Jej etnograficznemu zmysłowi nie może umknąć po drodze żaden detal. Wracając z linii frontu po świętach wielkanocnych, jedzie przez opustoszałe, zniszczone domostwa. Mija zrujnowane ukraińskie wioski, ich powojenne zgliszcza, a na jednym podwórku dostrzega rozrzucone koszule. Może się suszyły, może wiatr zwiał ze sznurków, a może już rosyjskie wojsko było tu szabrować, co popadnie. Decyduje, że nie może przejechać obok obojętnie. Przecież ona doskonale wie, że w kulturze Ukrainy „soroczka” (koszula), zwana też wyszywanką to arcydzieło, misterny symbol tożsamości. Pochyla się, zabiera z wypalonej ziemi rozrzucone koszule z postanowieniem, że upierze je i odnowi. Robi tak, bo chce podarować je innym walecznym sercom, które wytrwale pomagają Ukraińcom.
Olga zostawia walczących przyjaciół przy palącym się ognisku. Ale to prawdziwa strażniczka ognia, więc wróci. Na razie w Przemyślu rozpakowuje i pierze ręcznie przywiezione soroczki. Na jej oko były wykonane w latach 90. Jedna z nich trafi do ks. Stefana Batrucha, którego Fundacja Kultury Duchowej Pogranicza niesie pomoc - zarówno uchodźcom przybyłym do Lublina, jak i wysyłając ciężarówki w głąb Ukrainy.
Wojna wciąż trwa, więc i Olga ponownie jedzie pod Donieck. Ma wprawę, bo w 2014 i 2015 roku jeździła z pomocą na ługański odcinek frontu. Zdążyła dostarczyć już kilkanaście ton pomocy m.in. ochotniczym batalionom, domom dziecka, szpitalom, uchodźcom. Czy przywiezie jeszcze dzieła sztuki z kolejnej wyprawy?
Tradycyjne wzory lub kolory strojów były od zawsze elementem zakodowanej opowieści o zachowaniach kulturowych wspólnot. Antropologowie dopatrują się pierwowzoru koszuli jako takiej w odzieniu nomadycznych ludów, pochodzących z Azji Środkowej. Rodzaj długiego nakrycia następnie przyjęli od nich Babilończycy oraz Egipcjanie. Ale bliższa nam historia, z powiatu włodawskiego, gdzie językoznawcy znaleźli u jednej z mieszkanek Dubicy odpowiedź na pytanie, dlaczego ukraińska koszula nazywana jest właśnie „soroczką”. Tajemnica zaklęta jest w liczbie 40. Soroczka to czterdzieści, niemalże herkulesowych prac, jakie trzeba było kiedyś wykonać, aby zrobić jedną koszulę. Posiać len, pielić go, zebrać, ubić, oddzielić nasiona, moczyć w wodzie, rozciągać po trawie, pocierać po zżętym zbożu, klepać, międlić, czesać, prząść na kołowrotku, gotować w popiele, zwijać nici, wiosną nosić na łąkę, aby wybielało w słońcu, potem szyć...
Pomimo że większość Ukrainy została zmuszona przyjąć barwy moro, to przecież znamy tam wiele innych pięknych malowanych wzorów. Niezliczoną liczbę wariantów, ponad 40 milionów Ukrainek i Ukraińców. I każde zamaskowane, waleczne oko. Jak osobliwy kijowski rzeźbiarz i muzyk, Iwan Semesiuk, autor tomu „Serce Apaczy”. Z języka ukraińskiego ten taniec słów brzmi mniej więcej tak:
„Komancze nie płaczą, nie tak jak Apacze,
Gdy Komancze tańczą, Apacze siwieją.
Bo serca Apaczy aż wyją z rozpaczy,
Gdy pierwsi się unoszą, ci drudzy marnieją.
Jestem drapieżnym Komanczem, lecz niebacznym,
Nastrój mam Apacza i umysł dudniący,
A pamięć piękąca, wyraźnie jednoznaczna,
Po wieki mnie otacza i nigdzie nie zboczy.
Cały jestem barwiony piktograficznie,
Smutek mój – zaledwie bojowy rytuał.
Choć wystarczająco wyglądam komicznie,
Tak, wiem, że zaprawdę to jeszcze nie finał”.
Bijącą, drugą połowę Apaczowego serca odnajduję po naszej stronie granicy, gdzie mrowie ludzi uwija się z pomocą. Dziś wspólnie z Ukrainą udowadniamy, jak to jest być „irokezami Europy”. Komu więc waleczność serca bliska, jak koszula ciału, niech nie odpuszcza w pomaganiu. Bo wspieranie jest procesem, a nie jednorazowym aktem wyprężenia piersi po medal. Zręcznością Małej Squaw twórzmy kolejne naczynia połączone. Spróbujmy utkać nowe wzory i dorzucić swoje nici do tej wielobarwnej mozaiki:
Fundacja Magia Karpat
magiakarpat.pl
Nr konta: PL47 1240 2568 1111 0011 1177 6048
Tytuł: Darowizna Pomoc Ukrainie
Fundacja Kultury Duchowej Pogranicza
fkdp.eu
Nr konta: PL 03124025001111001111839062
Tytuł: Razem z Ukrainą