Sens gestów i świec? Pobudka
- Protestami społeczeństwo ostrzega większość parlamentarną - mówi dr Patryk Wawrzyński z UMK.
To już nie są spacerowicze, jak chce ich widzieć minister Mariusz Błaszczak, ale tłumy na ulicach polskich miast, które jasno wyrażają swój sprzeciw wobec tego, co robi obóz rządzący. W regionie protestujący pojawiają się codziennie, nawet pod sądami w miastach niewielkich, takich jak Rypin. Zapowiadają też, że będą tak robić, aż prezydent podpisze weto pod ustawami o sądownictwie.
Co mogą dać te protesty?
- Protesty już dużo dały - mówi Andrzej Bobkowski z KOD, jeden z organizatorów sprzeciwu w Bydgoszczy. - Uruchomiły kolejną falę aktywności społecznej. Wciągnęły najmłodsze pokolenie Polaków, które dotychczas nie dostrzegało, że mamy problem. Trzeba teraz dołożyć starań, żeby zachęcić młodzież do normalnej działalności organizacyjnej. Już to świadczy, że warto było, nawet gdyby prezydent nie zawetował ustaw sądowych.
Andrzej Bobkowski zapowiada, że to nie koniec, bo siły demokratyczne nabierają wiatru w żagle.
- Myślę, że władza powinna się zacząć bać - dodaje. - Przez swoją arogancję wyzwoliła moc, która nie takie reżimy zmiatała. Dla PiS weto to najlepsze rozwiązanie, gdyż daje szansę uspokojenia sytuacji bez nadmiernych strat wizerunkowych (to, co straci rząd i posłowie, zyska prezydent). Podpisanie ustaw sądowych spotęguje protesty. Powoli największą siłą polityczną stanie się ulica.
Co się z niej wyłoni? Działacze z regionu są przekonani, że zupełnie nowa partia, która kompletnie zmieni dotychczasowy układ sił. Takie jest społeczne zapotrzebowanie, mówią, gdyż wszystkie istniejące partie są tak naprawdę skompromitowane.
W Toruniu tysiące ludzi protestowało pod sądem okręgowym. Pojawił się nawet pomysł, aby przejść tłumnie pod rozgłośnię Radia Maryja. - Pięknie mówicie, głośno krzyczycie, światełka są, ludzie słyszą, brawa potęgują wagę manifestacji, a masa protestów determinuje kolejne. Wielkie to i piękne - agitowała Dagmara Chraplewska-Kołcz, która w marcu głodowała pod kancelarią premiera w obronie konstytucji. - A ja stanę sobie na ulicy Żwirki i Wigury 80, pod rozgłośnią Tadeusza Rydzyka, w milczeniu, bez wrzasku, głośnika i mikrofonu, tylko ze światełkiem i wystoję te ciągle pojawiające się pytanie: „Gdzie jest Kościół?!”
I poszła, a wraz z nią ci, którzy wzięli ze sobą konstytucję i wierzą, że rząd będzie respektowało fakt, że jesteśmy państwem świeckim. - Rozgłośnia jest źródłem sortowania, wykluczania, języka nienawiści - mówi Dagmara Chraplewska-Kołcz. - To też powinniśmy piętnować.
Zdaniem Zuzanny Lewickiej-Burek z Unii Europejskich Demokratów protesty będą trwały do skutku. - Suweren nazywany przez rządzących gorszym sortem i kanaliami nie ugnie się przed dyktaturą i przemocą PiS, nie pozwalamy niszczyć demokracji, nie oddamy wolności pomimo gróźb rozliczenia się z nami po wakacjach i zamknięcia nas w więzieniach - zapowiada. - Fala niezadowolenia społecznego narasta i nasze spontaniczne wystąpienia na ulicach odniosą sukces, zatrzymają zmianę ustroju przeprowadzaną przez PiS.
Głowa państwa ma wybór
Politolog dr Patryk Wawrzyński z UMK protesty przeciwko upartyjnieniu wymiaru sprawiedliwości ocenia jako coś więcej niż głos sprzeciwu wobec działań partii rządzącej. To dowód, że Polacy są gotowi, aby w końcu wyrwać się z pielęgnowanej przez Jarosława Kaczyńskiego jałowej debaty posmoleńskiej. Pokazują, że społeczeństwo odzyskuje chęć do praktycznego wykorzystania swojej energii, ostrzegając większość parlamentarną, że przed złością wyborców nie ochroni ich już kosztowny program Rodzina 500+ czy zdecydowany opór wobec udzielenia schronienia muzułmańskim uchodźcom.
- A przecież, jak pokazuje historia konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego – ten plan długo był skuteczny - mówi dr Wawrzyński. - Jednak budząca skojarzenia z okresem budowy Polski Ludowej, symboliczna „bitwa o sądy” stała się jednym krokiem za daleko, który oburzył zwykłych, stroniących od skon - fliktowanych polityków obywateli. To oni są dzisiaj formacją, która oczekuje weta. Najważniejszą niewiadomą jest to, czy prezydent Andrzej Duda jest gotów stanąć na czele tej samej społecznej siły, która zniechęcona stylem rządów PO, dała mu zwycięstwo w 2015 roku. Głowa państwa ma wybór, czy sprzeciwić się woli prezesa Kaczyńskiego i spróbować przejąć (na przykład wraz z wicepremierami Morawieckim i Gowinem) władzę w obozie Zjednoczonej Prawicy, czy pozbawić wyborców złudzeń, że rządzący chcą słuchać głosu obywateli. W drugim scenariuszu, albo doświadczymy fali rezygnacji podobnej do czarnych dni stanu wojennego (która trwać będzie do przyszłorocznych wyborów samorządowych), albo rząd dusz nad protestującymi przejmą radykalni zwolennicy konfrontacji z rządem.