Tylko nieliczni mogli wtedy wiedzieć, jaka historia kryje się pod nazwiskiem śp. Augustyna Sęk-Trägera, o śmierci którego 60 lat temu informowała pogrążona w „ciężkim smutku” żona i dzieci.
W nekrologu powinna była znaleźć się informacja, że odszedł człowiek, któremu świat zawdzięczał skrócenie wojny o kilka lat. Że narażając siebie i rodzinę miał udział w uratowaniu tysięcy ludzi...
O ile w drugiej połowie lat 50. informacje o „cudownej broni”, która miała III Rzeszy zapewnić zwycięstwo w wojnie światowej nie były tajemnicą, o tyle w Polsce, kraju za „żelazną kurtyną” takie sensacje nie trafiały na czołówki gazet; nie były też tematem książek historycznych. Dopiero lata 60. przyniosły wysyp publikacji poświęconych broni V-1 i V-2 oraz ludziom, którzy tę tajemnicę Niemcom wydarli (rola Polaków w literaturze zagranicznej, w szczególności angielskiej, nie została dostrzeżona!).
Tablica w rocznicę ataku
Był sierpień 2003 r. Na ścianie kamienicy przy Wełnianym Rynku 10 odsłonięto tablicę upamiętniającą Augustyna i Romana Trägerów - ojca i syna, którzy mieli znaczący udział w przekazaniu aliantom informacji o niemieckim ośrodku na wyspie Uznam i dokonywanym tam próbom z rakietą V-2 i latającą bombą czyli bronią V-1.
Okazją do uhonorowaniu bydgoszczan była 60. rocznica zbombardowania Pennemünde przez brytyjskie samoloty. Bardzo precyzyjne dane, tak potrzebne, by tajna baza mogła być dobrze namierzona przez pilotów, pochodziły właśnie od Trägerów.
„Po zasadniczej rozmowie z ojcem został zaprzysiężony jako członek AK. Opowiedział Kaczmarkowi (Bernardowi, ps. „Jur”, „Wrzos” - przyp. H.S) o przeprowadzanych na Uznamie eksperymentach z torpedami powietrznymi - jak je określił - posiadającymi kształt małych samolotów, i przyrzekł, że dostarczy bardziej szczegółowych danych. Z przyrzeczenia tego wywiązał się w sposób, który sprawił, że żaden z autorów piszących o walce z V-1 i V-2 nie może pominąć jego nazwiska” - te znamienne słowa wyszły spod pióra Jerzego Ślaskiego, autora fundamentalnej pracy „Polska Walcząca” (t.3-4, 1986).
Nie byłoby Romana bez Augustyna. Kim był, jakie były jego związki z Bydgoszczą, co sprawiło, że ma swój niezaprzeczalny wkład w zdobyciu informacji o niemieckiej Wunderwaffe?
Bohater bez biogramu
Choć minęło tyle lat, to Augustyn Träger nie doczekał się solidnego biogramu (syn owszem, zainteresowanych odsyłam do Bydgoskiego Słownika Biograficznego, tom VI). Wyjątkiem jest materiał przygotowany przez Daniela Rudnickiego (cmentarz.bydgoszcz.pl).
Nazwisko wskazuje, że Augustyn Träger nie miał polskich korzeni (krewni po mieczu pochodzili z Dolnej Styrii w Austrii). Urodził się 25 sierpnia 1896 r. we wsi Kalnica Dolna (powiat leski, obecnie województwo podkarpackie) z ojca Józefa i matki Heleny z d. Nowickiej. Jak pisze Rudnicki „matka wychowywała dzieci w duchu polskim”.
Potwierdzeniem polskości Augustyna niech będą słowa syna Romana, które odnajdujemy w jego liście do Michała Wojewódzkiego, autora książki pt. „Akcja V-1, V-2”, bestselleru z początku lat 70.
„Zdawałem sobie sprawę, że współdziałam z ruchem oporu AK. Byłem również świadomy, że większość obywateli zamieszkujących Austrię nienawidziła reżimu hitlerowskiego. Działałem więc dla słusznej sprawy. Dodajmy jeszcze, że urodziłem się w Bytomiu, byłem więc związany również z Polską. Czułem się również Polakiem, gdyż ojciec mój był Polakiem” - pisał Träger jr.
Augustyn nauki pobierał w Stanisławowie. Gdy miał lat 18, wybuchła I wojna światowa. Jako poddany cesarza Austro-Węgier został wcielony do wojska państwa zaborczego. Służył także w Legionach Polskich. W niepodległej Polsce związał się w Oddziałem II.
W 2007 r. Maciej Kosobudzki („Nowości”) pisał: „Miejscem jego działań operacyjnych był Górny Śląsk. Pod przykrywką handlowca zatrudnionego w niemieckich zakładach „R. Polski i Fie Standard Nobel S.A” wykonywał różne zadania wywiadowcze. Śledził przebieg plebiscytu w Bytomiu, przewoził tajne materiały do Kędzierzyna, obserwował działania niemieckich bojówek. Jednak w 1928 r. kontrwywiad niemiecki zdołał go zdekonspirować”.
Źródła ubecji: sanacyjny konsul
Bytomski okres życia nie byłby pełny bez podania, że pracował w Konsulacie Generalnym RP. Ślady tej informacji odnajdujemy w aktach Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgoszczy, który w latach 50. prowadził dwie sprawy dotyczące Romana Trägera (sprawa agenturalnego opracowania na grupę osób, w tym R. Trägera pod kryptonimem „Telefon” i sprawa ewidencyjno-obserwacyjna o kryptonimie „Łącznik”). W jednym z dokumentów ubecy piszą, że Roman to „syn b. konsula rządu sanacyjnego w Bytomiu”.
Augustyn zmuszony opuścić Bytom, jakiś czas przebywał w Warszawie. W Bydgoszczy pojawił się w 1934 r., gdzie od czterech lat działała, stworzona od podstaw przez mjr. Jana Henryka Żychonia , Ekspozytura nr III Oddziału II Sztabu Głównego WP. Mimo dekonspiracji, z „dwójką” kontaktów nie zerwał.
Początkowo mieszkał na pl. Poznańskim, pod numerem 5. D. Rudnicki podaje, że był „przedstawicielem poznańskiego „Stomilu” SA (opony samochodowe, motocyklowe, rowerowe) na Bydgoszcz i powiat bydgoski. I że „często jeździł do Niemiec, zapewne w celach wywiadowczych”.
Żył nie tylko pracą zawodową. Należał do Stronnictwa Narodowego, Polskiego Związku Zachodniego. Przez czas jakiś był prezesem Chrześcijańskiego Związku Kupców Polskich.
Skutecznie szkodzić Niemcom
Po agresji Niemiec na Polskę (wojska okupacyjne zajęły Bydgoszczy 5 września 1939 r.) jako „dwójkarz”, a także członek PZZ mógł się obawiać o swoje życie. Niektórzy autorzy piszący o broni V-1,V-2 podają, że opuścił miasto nad Brdą, by po jakimś czasie wrócić. Czy tak było naprawdę?
Pewne jest, że w 1941 r. przyjął II grupę DVL czyli Deutsche Volksliste (o wpisanie do tej grupy mogły się ubiegać osoby przyznające się do narodowości niemieckiej, posługujące się językiem niemieckim, kultywujące kulturę niemiecką, zachowujące się biernie). Träger nie miał jednak zamiaru pozostawać bierny. „Przyjął volkslistę jedynie po to, by bardziej skutecznie szkodzić hitlerowcom” - ocenia Jerzy Ślaski.
Swoją walkę z okupantem Augustyn podjął już w 1939 r. Jesienią tegoż roku w Bydgoszczy tworzone były zalążki lokalnego „Miecza i Pługa”, jednej z pierwszych organizacji podziemnych, powstałych w Warszawie w październiku 1939 r. To właśnie Träger, ps. „Sęk”, „Tragarz”, mianowany generalnym starostą i „Delegatem Zarządu Głównego Komendy Głównej na terenie Wielkiego Pomorza i Prus Wschodnich” rozpoczął prace organizacyjne.
W tym samym roku, w którym „Tragarz” przyjął II grupę, wywiad Armii Krajowej miał już pierwsze informacje dotyczące „cudownej niemieckiej broni” w Pennemünde. Mimo że pochodzić miały od dziewczyny wywiezionej na roboty do Prus Wschodnich, której zwierzył się gadatliwy Niemiec, uznano je za rewelacje. W wyniku rozlicznych działań, za które trzeba było zapłacić cenę najwyższą (w zdobywaniu informacji życie straciło 150 osób) AK przesłało Anglikom w połowie 1942 r. plany Pennemünde. Ci jednak uznali je „jako fantastyczne” i schowali do szuflady.
Opowiedział ojcu o Pennemünde
Polacy nie zaprzestali jednak interesować się niemiecką bazą rakietową. Sprawą zajęła się samodzielna ekspozytura wywiadu wojskowego, nosząca kryptonim „Lombard”.
W jej ramach Stefan Ignaszak, cichociemny, zorganizował bojową komórkę wywiadowczą „Bałtyk”, obejmującą teren całego Pomorza (jego zastępca był Bernard Kaczmarek, ps. „Wrzos”, „Jur”). Podzielono ją na trzy sekcje, a szefem jednej z nich, o kryptonimie „Bałtyk 303, został właśnie Augustyn Träger. Wszyscy dowódcy „Bałtyku” otrzymali rozkaz sprawdzenia doniesień o niemieckich eksperymentach z nową bronią.
Przypadek sprawił, że o cudownej broni Hitlera najszybciej i najwięcej miał się dowiedzieć właśnie Augustyn Träger. A wszystko dzięki synowi, który od 1942 r. służył w Wehrmachcie. Wiosną 1943 r. Roman znalazł się w Pennemünde, gdzie skierowano go w celu instalowania tajnych urządzeń łączności telefonicznej. Kiedy w kwietniu dostał krótki urlop i przyjechał do ojca na wypoczynek, opowiedział w domu, co robi.
To wystarczyło, by Augustyn skontaktował go z przebywającym w tym samym czasie w Bydgoszczy „Wrzosem”. Sporządzony na podstawie informacji Trägera jr. raport (wtedy już współpracownika wywiadu AK, o pseudonimie „T-2-As”) trafił do szefów „Lombardu”. Z racji wagi materiału Kaczmarek sam go nie przewiózł. Zrobił to zaufany pomocnik maszynisty, o ps. „Zając”, który jeździł w pociągu relacji Bydgoszcz-Warszawa. Cały materiał wywiadowczy wkrótce trafił do Londynu.
17 sierpnia 1943 r. o 21.00 pierwsze samoloty brytyjskie wzbiły się w powietrze. Celem ataku było Pennemünde.
Augustyn Träger przeżył wojnę. Tuż po zajęciu Bydgoszczy przez Rosjan został aresztowany przez NKWD; przebywał w obozie w Zimnych Wodach.
Z informacji, które podaje Daniel Rudnicki wynika, że 24 kwietnia 1948 r. zmienił nazwisko Träger na Sęk-Träger. Jakiś czas był pracownikiem Pomorskich Zakładów Budowy Maszyn. Prowadził też sklep z częściami samochodowymi przy ul. Dworcowej.
Zmarł 22 kwietnia 1957 r. Jest pochowany na cmentarzu na Bielawkach.