Sędzia na widelcu [komentarz]
Gotowy jest już rządowy projekt w sprawie jawności majątków sędziów. Oświadczenia majątkowe sędziów nie będą co prawda publicznie dostępne w internecie, ale każdy obywatel, który będzie chciał zapoznać się ze stanem posiadania sędziego, uzyska takie prawo.
To dobry kompromis, który otwiera drogę do jawności, ale jednocześnie pozwala zachować kontrolę nad obiegiem tych danych.
Sędziowie są grupą zawodową, która nie zajmuje szczytów rankingu społecznego zaufania, choć przypadki dowiedzionej korupcji pojawiają się w tym środowisku rzadko. Więcej zastrzeżeń dotyczy obiektywizmu i jakości ich pracy. Prawdziwym dramatem polskiego sądownictwa jest monstrualny natłok spraw. A to dlatego, że do kompetencji sądów ustawodawcy przekazywali przez lata rozstrzygnięcia w kolejnych sferach życia, nie powiększając jednocześnie obsady kadrowej. W efekcie sędziowie (zwłaszcza ci w dużych jednostkach) robią bokami, wklepując uzasadnienia nocami i w weekendy. A wszystko za pieniądze, które w środowisku prawniczym nie są bynajmniej uważane za kokosy.
Jawność majątków nie jest w Polsce szczególnie popularnym pomysłem. Chyba że dotyczy „ich” - czyli grupy trzymającej szeroko rozumianą władzę. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby do tej grupy dołączyć szerokie grono odpowiedzialne za przetargi publiczne. Zarówno w samorządach, agencjach państwowych, jak i w spółkach Skarbu Państwa. Chętnie przyjrzałbym się również oświadczeniom ordynatorów publicznych szpitali. Wróble w parku mają na ten temat wiele do wyćwierkania.
Gdy rozmawiam z ludźmi młodymi o ewentualnym Polexicie, jako pierwszy argument przeciw przytaczam właśnie sprawę jawności. Owszem, również dziś ukryta i ujawniona korupcja jest polskim rakiem, ale nigdy nie chciałbym powrotu do mętnej wody udzielnych partyjnych księstewek i bezmiaru prywaty, którym unijne przepisy położyły kres.