Sędzia, który sam na siebie doniósł po procesie złego Wilka
Samo stwierdzenie, że łamana jest konstytucja, dzisiaj wystarczy, by natychmiast zarzucić nam uprawianie politycznej gry - mówi gdyński sędzia Piotr Jędrzejewski, który sam na siebie doniósł rzecznikowi dyscyplinarnemu.
Czuje pan, że znalazł się po jednej ze stron „światopoglądowej”, politycznej barykady, dzielącej w tej chwili Polskę?
Na mojej barykadzie znajduje się obrona prawa i niezawisłych sądów. Oczywiście, pewnie wielu ludzi uważa, że sądy są niesprawiedliwe, że są nierychliwe, że nic dobrego ich w tych sądach nie spotka. Jednak ja znam wiele osób, wielu sędziów, którzy wykonują swój zawód w sposób rzetelny. I w ich imieniu postanowiłem zabrać głos, biorąc chociażby udział w organizacji milczącego protestu (w ten sposób sędziowie wyrazili niezadowolenie dla reformy sądownictwa - red.) podczas wizyty wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka w Gdyni. Na pewno jednak nie stoję po stronie sporu politycznego.
Ale umieszczenie pana na liście sędziów wolności, którą przygotowała publicystka „Polityki” Ewa Siedlecka, po pewnej stronie pana sytuuje. Doniósł pan na siebie do rzecznika dyscyplinarnego, wskazując, że symulacja rozprawy, w której brał pan udział, a którą przygotowano dla dzieci, i w której odbył się sąd nad Wilkiem z „Czerwonego Kapturka”, może „uchybić godności sędziego”.
Umieszczenie mnie na tej liście było dla mnie sporym zaskoczeniem, nie zabiegałem o to. Nie uważam, żeby taka jednorazowa akcja, ten wspomniany przez pana samodonos, uprawniała do traktowania mnie jako jednego z sędziów, który stanowi, czy wyznacza kręgosłup moralny wymiaru sprawiedliwości.
[b]
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień