„Sanatorium miłości” swata „starszaków”. Tu nie ma żadnej starości, są nadzieje
Dla jednych nowy program TVP to świeże spojrzenie na ludzi w jesieni życia. Dla innych - kolejna próba sprzedawania łatwych rozwiązań w pakiecie z suplementami diety. I infantylizacja dorosłych.
Sanatorium Równica należące do Uzdrowiska Ustroń. Poziom europejski, standard najlepszego domu wypoczynkowego rozmachem przypominający ekskluzywne apartamenty: ładne dywany, elegancka pościel, przytulne wnętrza. PRL-owski mit sanatoryjnego molocha, aroganckiego personelu i lekarzy, których boją się pacjenci - bezpowrotnie upadł.
12 seniorów przyjeżdża tu z wielkimi nadziejami po reperację zdrowia, przygodę i miłość. Niektórzy nieśmiało zastrzegają - że tylko po to, aby poznać ciekawych ludzi i mieć powód do radości. Jedna para zostanie królową i królem turnusu. Zakochani, odmłodzeni, patrzący w przyszłość, w której udany seks, wspólne wyprawy do teatru, kina i na zagraniczne wycieczki staną się przykładem dla Polaków po 60. roku życia. Bohaterowie o siebie dbają i angażują się w związki na poważnie. Mają na to czas. Są na emeryturze, wiedzą już czego nie chcą, są pewni, czego chcą.
Panowie przyznają, że woleliby, aby to nie była kobieta z nadwagą. Panie chcą kogoś, kto ma czyste buty i jest męski, spokojny, a jednocześnie dowcipny. „Musimy się wspierać, bo w piekle jest specjalne miejsce dla kobiet, które nie lubią kobiet” - filuternie zachęca jedna z uczestniczek. Pozostałe uznają, że to wspaniała dewiza i zamierzają się jej trzymać do końca.
Zobacz także: "Sanatorium miłości". Nie żyje Cezary Mocek - uczestnik programu „Sanatorium miłości”. Miał 67 lat
Wśród uczestników jest stewardesa, miłośnik antyków i kochający wnuki dziadkowie.
- Stać mnie na wielką miłość - czuję to - mówi jeden z nich, wdowiec od 11 lat. Nina z Torunia od matki przejęła zasadę, by zawsze być elegancka. Temperamentem potrafi onieśmielić.
- Mamusia, nawet na wózku, miała zrobione włosy i paznokcie, dbała o siebie. Każdy chciałby mieć Polkę za żonę, bo jest wesoła i towarzyska, lubi się kochać, gotować - Nina wymienia zalety Polek.
Teresa z Gorzowa Wielkopolskiego dużo czyta. W otoczeniu kotów. Kocha teatr. Wrażliwa i samotna, chciałaby poznać kogoś, z kim uda jej się wyjechać w Tatry.
Panów podglądamy, gdy mówią: włosy można zmienić, ale charakteru się nie zmieni. Ważne jest to, co kobieta ma do powiedzenia, ale jeśli ty jesteś malutki, nie możesz od niej wymagać. Musisz się rozwijać.
Leszek: - Kobieta w moim wieku nie nadąża za mną. Musi coś zaiskrzyć, byśmy chcieli być ze sobą.
Marek nauczył się gotować, gdy zmarła żona, może nawet podać przepisy z głowy na kilka zup. Łączy ich jedno - uważają, że stan zakochania w każdym wieku jest nie tylko możliwy, ale i wspaniały. Zwłaszcza że mają dusze o wiele młodsze, niż wskazuje na to ich metryka.
Wiesława z "Sanatorium miłości" prostuje plotki na swój temat
Prace na planie trwały przez cały grudzień. Prowadząca Marta Manowska (wcześniej kojarzyła pary w programie „Rolnik szuka żony”) regularnie uchylała rąbka tajemnicy publikując zdjęcia w mediach społecznościowych. Twierdzi, że dojrzewa przy swoich podopiecznych, korzysta z ich doświadczenia i mądrości. TVP pokazała już trzy z 10 odcinków. Według danych Nielsen Audience Measurement pierwsze trzy programy widziało średnio 3,73 mln osób, co dawało TVP1 23,81 proc. udziału w oglądalności tego pasma i pozycję zdecydowanego lidera. Widownia programu rośnie z odcinka na odcinek, stanowią ją głównie osoby w wieku 50 lat i więcej. Podglądamy życie seniorów, którzy odważyli się wyjść z domu wprost przed kamery, bo nie chcą być dłużej sami w czterech ścianach. Cała Polska śledzi ich starania o miłość. Rozumianą w taki sposób, że z kimś, kto im się podoba i z kim mają o czym rozmawiać - spędzą ostatnie lata swojego życia.
Seniorzy nie tylko uprawiają taniec godowy przed kamerami. Mogą liczyć na suplementy diety, których producentów widz natychmiast wyławia. Czekają na nich terapeuci, trenerzy, zabiegi i doradcy personalni.
Pani kołcz: „Bierzemy kopertę do prawej łapki i podajemy sąsiadowi” - w tej scenie seniorzy siedzący w półkole piszą list, co myślą o sąsiedzie. Oczywiście słyszą o sobie głównie komplementy, bo słowa krytyki są dla nich nie do przyjęcia. To zbyt bolesne. W końcu nie przyjechali tu po przykrości - chcą się dobrze bawić. Jeden z uczestników nie chce podać daty urodzenia.
Czytaj więcej: Sanatorium miłości odcinek 5 - co się wydarzyło?
O wszystkim można z nim rozmawiać, ale nie o wieku. Inna pani nie rozumie, dlaczego ludzie się śmieją z disco-polo. „Niektóre piosenki są takie, że aż chce się tańczyć”. „Zauważyłam spojrzenia Krzysia na Wiesię, myślę, że będzie super” - mówi inna pani, bo endorfiny, feromony, serotonina to życiowy napęd. Bez tego tylko pustka, samotność, choroby, czasem kot się o człowieka otrze.
Bohaterowie widzą w uczestnictwie w „sanatorium miłości” wielką szansę. Oswoili już wstyd przed kamerami, nie chcą się zastanawiać nad tym, co ludzie powiedzą, bo ludzie przecież za nich życia nie przeżyją. Zwłaszcza że nie wiadomo, jak wiele go zostało. Senior samotny, wycofany, czekający na śmierć to przeżytek. A nawet większy wstyd niż spróbować żyć pełnią życia, co kamera odnotowuje w intymnych sytuacjach, podczas szczerych rozmów i flirtu.
Polski senior jest teraz zaopiekowany. Nie tylko przez personel sanatorium, ale i przez siebie samego. Nie da się skrzywdzić. Dźwigał już swój krzyż, teraz łapie oddech, zanim wyda ostatnie tchnienie. Nowocześnie rusza w życie po raz kolejny, jakby mówił innym: nie łudźcie się, w realu nie znajdziecie już żywego człowieka. Tam tylko pęd, praca i skupienie na swoich problemach. Zostają wam portale randkowe albo telewizyjny show, w którym możecie sobie wybrać partnera, a przy okazji doznać chwili sławy.
Czy takie programy odgrywają społecznie ważną rolę, czy są jednak infantylizowaniem dorosłych?
Socjolog dr Tomasz Marcysiak z WSB uważa, że wszystko zależy od tego, czym tak naprawdę żyje dzisiejszy senior. I patrzy na rolę programu od strony widza.
- Z rozmów z moimi wspaniałymi studentami Uniwersytetu Każdego Wieku w Wyższej Szkole Bankowej wynika, że takie programy to czysta fikcja i kolejna pseudo-rozrywka, dla tych, co nie mają czasu na własne życie i wolą życie innych - ocenia. - Choć to fikcja i rozrywka, to jednak wpisuje się w #trend wypełniania czasu przed #telewizorem czyniąc z nas zombie za życia, choć jest to zombie uśmiechnięte.
Dr Marcysiak słuchał kiedyś radiowego reportażu o sanatoriach. Jeden z rozmówców z rozbrajającą szczerością ujawnił priorytety i panujące tam obyczaje. Jak zauważył stały bywalec (oczywiście mężczyzna): „W sanatorium najważniejsze jest pierwsze piętnaście minut od #momentu zameldowania się w recepcji. Te 15 minut to jednak nie wybór pokoju czy kolejności zabiegów. Po kwadransie zajęte są już wszystkie najlepsze łabędzice, a potem już faktycznie pozostaje jedynie laser i kąpiel błotna”.
To, czym żyje współczesny senior, jeśli nie „Sanatorium miłości”?
- Sobą, przede wszystkim sobą i swoimi nowymi znajomymi w myśl zasady, że życie przecież dopiero zaczyna się po 60-tce - mówi dr Marcysiak. - To dzięki spotkaniom w ramach UKW ujawniała się ta odwieczna, choć nie zawsze uświadomiona prawda, że to, co czyni nas szczęśliwymi, to dobre relacje z innymi ludźmi. I jeśli bliżej przyjrzymy się programowi, to chyba tam też o to chodzi. O umiejętność tworzenia dobrych relacji, rozmowy, do których pretekstem może być i tak inscenizowana zabawa. Program może się podobać, ale aktywni seniorzy wcale im nie zazdroszczą, robią to bowiem codziennie. Bez kamer.
Elżbieta Pietrzykowska, obecnie również seniorka i mieszkanka Ciechocinka, przez lata prowadziła galerie sztuki. Jedną z nich w ciechocińskim Sanatorium Wojskowym. Pamięta, że kuracjusze „parowali” się w Bristolu, ale intymne pomysły realizowali poza tym popularnym miejscem.
Zobacz: Sanatorium Miłości online. Nowe show robi furorę w Telewizji Polskiej
- Ileż ja się naoglądałam historii - wspomina. - Jeden pan z „miłości” kupił pani tulipana, a ona jemu obraz za 500 zł. Kiedyś, jadąc do Otłoczyna, widziałam, jak sanatoryjny pan żegna swoją wybrankę czule i wylewnie, a później wsiada z kolegami do pociągu do domu. Pociąg rusza, on wkłada obrączkę i mówi: „no i koniec balu, panno, Lalu”. Zdarzały się pary na życie. Jedna pani długo polowała na tego jedynego po sanatoriach. W końcu znalazł się jej Duduś kochany. Tak go nazywa do dziś. Duduś ma forsę i koło niej skacze, bo ona nie może się nadwyrężać. A już szczytem była pewna 19-latka! Upał jak cholera, usiadłam na ławeczce, podchodzi dziewczyna grubo odmalowana i pyta, gdzie tu jest Stodoła? Wiedziałam, że chodzi jej o Bristol. Pytam ją więc, po co chce tam iść. Zaczęła mi opowiadać, że nie zamierza, tak jak jej rodzice, dorabiać się od łyżki i widelca. Mówię jej: dziecko, możesz jechać do Anglii, nie musisz się tak poniżać. Uznała, że praca na zmywaku nie jest szczytem jej marzeń. Ech, kiedyś do Ciechocinka przyjeżdżali artyści, młodzi, piękni wysportowani ludzie, a teraz - szkoda gadać, ledwo chodzą. Pieniądze jedynie stanowią magnes dla tej wymarzonej drugiej połówki. Ludzie chcą wszystko szybko, nachapać się życia. A smakować je nie każdy potrafi. A przecież senior może sobie dopiero na to pozwolić, pod warunkiem, że go stać.
Dr Monika Dejnecka, filozofka z WSB uważa, że „Sanatorium miłości” dzieli wszystkie wady i zalety podobnych programów typu reality show - oferuje łatwą rozrywkę (która nie wymaga intelektualnego zaangażowania) oraz możliwość uczestniczenia w tym, czego na co dzień unikamy - podglądania innych. Bezpiecznie, bo zza ekranu telewizora i za zgodą uczestników.
- Od czasu pojawienia się Big Brothera nauczyliśmy się już, że słowo „reality” w nazwie programu mało ma wspólnego z „realny” czy „rzeczywisty”, a wiele z tego, co oglądamy, jest wyreżyserowane i rozpisane na role - tłumaczy dr Dejnecka. - Także uczestnicy przechodzą szczegółowy casting - nie reprezentują przekroju danej grupy, tylko z jakiegoś powodu ciekawych jej reprezentantów. To, co w „Sanatorium miłości” jest nowe, to sięgnięcie po specyficzną grupę docelową. Były już programy ze zróżnicowaniem wiekowym i te z ludźmi młodymi - pojawienie się programu z osobami starszymi było tylko kwestią czasu.
Dr Dejnecka przyznaje, że wystarczy sama zapowiedź programu, by przewidzieć, co on pokaże - człowiek w każdym wieku może bawić się, zakochiwać, snuć intrygi, kłócić, przeżywać rozterki czy osobiste tragedie.
- Jak każda emocjonalna rozrywka - problemy uczestników mogą nas czasem wzruszać, czasem bawić, a na pewno oderwać myśli od własnych codziennych bolączek - dodaje filozofka. - Ze względu na wiek uczestników pojawia się więcej zróżnicowanych wątków zdrowotnych, które są sprytnie wykorzystane przez twórców programu do prezentacji obiektu uzdrowiskowego, kuracji i suplementów diety. Zabiegi indywidualne, dostępność leczenia czy zajęć dodatkowych - wszystko wygląda jak marzenie - nieosiągalne dla przeciętnego polskiego emeryta, który musi przeżyć za najniższą pensję, a na zabieg ratujący zdrowie czeka miesiącami lub latami.
Bohaterowie programu, mimo że nie chcieli poruszać trudnych tematów, doświadczyli jednak bolesnej dla nich śmierci Cezarego Mocka. Znany był ze swojego powiedzonka: „Bać się miłości, to jest tak, jakby bał się człowiek życia”. Zamierzają uczcić Jego pamięć w kolejnym odcinku. Miał już upatrzoną damę swojego serca. Pan Cezary nie zniknie z „Sanatorium miłości”, będzie na ekranie do końca tego sezonu.
- Oglądanie tego programu może dać nam przyjemną wizję tego, jak życie ludzi starszych mogłoby wyglądać, gdyby snu z powiek nie spędzały im przyziemne problemy takie jak: za co kupić leki i czy wystarczy pieniędzy do końca miesiąca - dodaje dr Dejnecka. - Takie reality show będą zyskiwać popularność, bo któż na emeryturze nie chciałby znaleźć się choć na #chwilę w sanatorium, w którym największym problemem jest wybór koloru koszuli na wieczorny speed dating.