Samotność w pandemii przytłacza coraz więcej osób. Ale może być dla nas dobrą lekcją
Większość z nas nie lubi żyć w samotności. Niestety, pandemia koronawirusa sprawiła, że musimy się izolować, a samotność stała się dla nas codziennością. Można jednak znaleźć jej plusy i wyciągnąć naukę.
Jeszcze przed pandemią naukowcy alarmowali, że w dobie cyfryzacji zanikają więzi społeczne. Ludzie przestali ze sobą rozmawiać, a komunikację bezpośrednią zamienili na pisanie na czatach. To wiele osób wpędza w poczucie samotności. Jednak i z tego stanu można wyciągnąć wnioski.
Samotność jest nam potrzebna. Jednak to nie to samo co poczucie osamotnienia. Bo nawet pozostając w izolacji społecznej, możemy czuć wsparcie bliskich. Jednak poczucie osamotnienia powinno być alarmujące, bo świadczyć może o trudnościach w relacjach społecznych czy braku zrozumienia swoich potrzeb, w tym kontaktowania się z innymi.
Zanim cały świat zmienił koronawirus, w Stanach Zjednoczonych już można było mówić o społeczeństwie samotnych dorosłych. Z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Kalifornijskim wynika, że aż 76 proc. dorosłych w USA czuje osamotnienie. Tak duży odsetek może wynikać także ze stylu życia. Wydaje się, że w pandemii takie badania wypadłyby jeszcze gorzej.
- Jeszcze nie wiadomo, czy globalnie pandemia pogłębi społeczną samotność. Mogą być dwie drogi: albo, że może być jeszcze gorzej, albo gorzej nie będzie, bo gorzej już być nie może. W USA statystycznie przypada 0,8 przyjaciela na człowieka, a więc więzi społeczne są mocno osłabione. W Polsce jest trochę lepiej, bo średnio 2,5 przyjaciela na osobę. Samotność natomiast znajduje odbicie w pandemii, bo ludzie jawnie ją deklarują
- mówi Sławomir Prusakowski, psycholog z Uniwersytetu SWPS.
Czytaj też: Depresja ma uśmiechniętą twarz. Każdy z nas zna chorą osobę
- Samotność natomiast się uwydatniła. Jednak pandemia nie jest jedynym czynnikiem, który się na to składa. Obecnie są problemy z gospodarką, ludzie tracą dorobek życia albo martwią się o przyszłość. Sytuacja polityczna także powoduje dużo napięć, szczególnie wśród osób nieheteronormatywnych, czy kobiet, które czują niepokój. Z pewnością jakaś część prób samobójczych wynika z poczucia bezsensu, osamotnienia, bo człowiek bez wątpienia jest istotą społeczną. Jako gatunek jesteśmy stworzeni do tego, aby funkcjonować w grupie, a pandemia nam to zabrała – dodaje.
Nie dla wszystkich samotność jest przeszkadzająca. Przykładowo introwertycy cieszą się z tego, że większość czasu spędzają w domach, bo mają problemy ze społeczną ekspozycją. - W takiej izolacji sobie świetnie radzą i chciałby, żeby tak już zostało – mówi psycholog.
Lekcja samego siebie
W natłoku informacji, przy przepracowaniu, zmęczeniu, mamy tendencję do wycofywania się z interakcji społecznych. To może być reakcja wielu osób, przeładowanych informacjami nowych zakażeniach, obostrzeniach i negatywnych wiadomościach, które płyną do nas nie tylko z mediów, ale i od grona bliskich osób.
Zaspokojenie braku bliskości jest w takich warunkach bardzo trudne – po prostu nie ma ku temu sprzyjających okoliczności. Samotność może być też związana z brakiem czasu na określenie swoich potrzeb i podjęcie odpowiednich działań, np.: pomyślenia, w jaki sposób odpoczywać i odciąć się choć na chwilę od przytłaczającej codzienności. Jeżeli wokół nas jest chaos, to bardzo trudno jest zwrócić uwagę na samego siebie. Jeżeli sami nie jesteśmy w stanie dojść do tego, czego potrzebujemy, również bardzo rzadko odnajdujemy to w relacjach międzyludzkich. Jednak, patrząc na pandemię jak na kryzys, możemy wykorzystać ją jako dobrą do zmian, bo częściowo zachodzą one same. Samotność może dać nam życiową mądrość.
- Reagując na to, co się dzieje, możemy łatwiej dokonywać zmian w sobie, bo stare nawyki i zachowania przestały funkcjonować. Może nam to wyjść na dobre, ale nie mamy gwarancji, że tak będzie. Często jest tak, że gdy ludzie mają jakiś kryzys, robią mocne postanowienia, np.: że przejdzie się na dietę, przestanie kłócić z teściową czy przestanie obrażać oponentów politycznych
– mówi psycholog Sławomir Prusakowski.
Czas kryzysu może więc otworzyć nam oczy na wiele spraw, np.: ułatwić patrzenie ze współczuciem na innych czy kontrolowanie swoich emocji, a także akceptacji trudnych sytuacji, na które nie mamy wpływu. Dla wielu osób czas kryzysu ułatwia też decyzyjność. Paradoksalnie obserwuje się, że pandemia mocno zweryfikowała związki – ludzie albo postanowili, że formalizują swoje relacje, albo od siebie odchodzą, podejmując radykalne kroki. W Urzędzie Stanu Cywilnego w Poznaniu w lutym najbliższym terminem na ślub cywilny (choć odbywają się one od poniedziałku do soboty), był koniec maja, na dodatek o niezbyt atrakcyjnej, porannej godzinie. Pani urzędniczka podkreśliła, że dawno nie było takiej kolejki do ślubu. Po wstrzymaniu uroczystości i zamknięciu urzędów na początku pandemii, teraz cześć osób nie chce dłużej zwlekać z zawarciem małżeństwa.
- W sytuacjach trudnych, próby, ludzie częściej wstępują w związki i w nich trwają. Natomiast gdy robi się lepiej, to częściej się rozstają. Tak naprawdę, czy ci, którzy teraz pod wpływem impulsu zdecydowali się wziąć ślub, zrobili dobrze dla siebie, okaże się po kilku latach dobrobytu, gdy wszystko się uspokoi, a sytuacja ustabilizuje. Gdy w 2006 roku był kryzys, wówczas odnotowaliśmy spadek rozwodów o około 30-40%. Około roku 2010, gdy sytuacja zaczęła się polepszać, była praca, a więc i lepsze zarobki, zwiększyła się ilość rozwodów. To bardzo dynamiczny proces – tłumaczy Sławomir Prusakowski.
Część osób odkryła, że mimo pracy, odpoczynku i ciągłego przebywania z najbliższymi w jednym domu, czują się samotni. To tzw. zjawisko samotności w tłumie.
- Samotność w związkach nie wynika z pandemii, ona raczej unaoczniła, że dany związek nie funkcjonuje. Wiąże się to z poczuciem niezrozumienia i brakiem przestrzeni dla własnych potrzeb, przestrzeni dla siebie czy w relacji. Przed pandemią, gdy w związku się nie układało, można było uciec do pracy i tam np.: zyskać uznanie, którego brakowało w domu. W momencie, kiedy musieliśmy zostać w domu, jeszcze bardziej przestało się układać, bo tych braków emocjonalnych nie możemy uzupełniać na zewnątrz, w innych grupach. Charakterystyczne jest obecnie także to, że kiedy w związku pojawiają się problemy, ludzie od siebie odchodzą, a nie próbują go naprawiać. Taka niepewność też potęguje poczucie osamotnienia - mówi psycholog.
Trwałe zmiany, czy nagły zryw?
Wydaje się, że tak silne doświadczenia mogą na stałe wpłynąć na nasze zachowania. Okazuje się, że tak jak historia lubi się powtarzać, społeczeństwo ogółem ma trudność w zmianie postępowania.
- Mija rok czy dwa, zapominamy o tym i powtarzamy stare nawyki. Więc jakieś zmiany po pandemii pewnie nastąpią w społeczeństwie, natomiast nie wydaje mi się, że będą to zmiany stałe. Jakiś czas pewnie będziemy uważni, potem nam przejdzie, bo zapomnimy i wpadniemy w wir codzienności, pęd – podkreśla psycholog.
Innym powodem samotności jest obawa, że nie znajdziemy akceptacji w oczach drugiej osoby. Często lęk przed odrzuceniem jest na tyle silny, że podejmujemy paradoksalny wybór: wolimy samotność niż odrzucenie.
- Obecnie cały czas funkcjonujemy w stanie mobilizacji, która się przedłuża, w związku z czym sporo osób już tego nie wytrzymuje. Do pandemii dołącza się przemęczenie, odcięcie od drugiego człowieka, a według badań potrzebujemy od 4 do 8 przytuleń dziennie, żeby być w dobrym nastroju. Można to sobie częściowo zrekompensować głaskaniem kota, ale to nie zawsze pomaga. Zazwyczaj ten dotyk dostarcza nam drugi człowiek, a nie ekran, z którym zamiast z człowiekiem obcujemy od roku
– mówi Prusakowski.
Dzieci przejdą to trudniej
Zmiany w zachowaniach będą bardziej dramatyczne u młodych ludzi, którzy nie mają jeszcze wykształconych dojrzałych schematów funkcjonowania. Dla pokolenia uczniów dzisiejszych podstawówek czy pierwszych klas liceum, długotrwała samotność to doświadczenie, które mocno odbije się na ich psychice.
- Wśród nich lęk może się generalizować. Młodsze dzieci mogą mieć trudność z nawiązywaniem rozmowy, bo brak im będzie praktyki społecznej. Kiedy na co dzień z kimś rozmawiamy w różnych sytuacjach, nie sprawia nam to kłopotu. Po dłuższym czasie izolacji po prostu wychodzimy z wprawy i to także dotyczy dorosłych – mówi psycholog.
Czytaj też: Koronawirus: Jak rozmawiać z dziećmi w sytuacjach kryzysowych?
- Dzieci wybite są ze schematu, nie mają rytmu wstawania wcześniej, aby wyjść do szkoły, nie spotykają się z rówieśnikami, w związku z czym mają też mniejszą motywację, aby to robić. Dla części z nich takie przełamywanie bariery może być trudne. Jednak po powrocie do normalności, będzie to kwestia tygodni lub miesięcy, aż ta sytuacja wróci do normy. Ale odsetek osób z trudnościami komunikacyjnymi, u których utrwalą się lęki i napięcia, będzie większy. Takim osobom będzie trzeba pomóc – wyjaśnia.
Spora grupa młodych osób próbuje się buntować wobec konieczności izolacji. Poszukują więc sposobów, aby przetrwać - bez zrywania bezpośrednich kontaktów. Spotykają się więc na dworze czy w swoich domach, dzieląc swoje troski z najbliższymi przyjaciółmi. Wbrew pozorom, wcześniejsza izolacja i samotność pomogła im docenić wartość bezpośrednich kontaktów, a nie tylko tych w wirtualnym świecie.
-------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień