Salon bez polskich banitów
To już dziś! Otwarcie elitarnego piłkarskiego salonu na Starym Kontynencie.
Rusza Liga Mistrzów - następczyni Pucharu Europy Mistrzów Klubowych, karuzela kręcąca się od 1956 roku. Historia od Realu z di Stefano do... Realu z Ronaldo, kreująca gwiazdy reprezentujące piłkarskie potęgi, ale przecież i te, które (jak Best, Law, Weah, Madjer, Giggs) tylko w klubowej rywalizacji mogły osiągnąć sławę. Historia firm - legend zapełniających trofeami gabloty w Madrycie, Barcelonie, Mediolanie, Turynie, Amsterdamie, Manchesterze, Liverpoolu czy Monachium, ale i wielkich radości małych nacji (Szkotów dzięki Celtikowi, Rumunów za sprawa Steauy), którym brak sukcesów drużyn narodowych rekompensowały kluby. I nasza historia.
Ważna może najbardziej dla mojego pokolenia, które w piłce zakochiwało się w późnych latach 60. ub. wieku dzięki Górnikowi i Legii, nim powody do zakochania dała nam drużyna Górskiego. I dla młodszych, pamiętających triumf Widzewa nad Liverpoolem i mecze z Juventusem w półfinale PEMK 1983. Krótko mówiąc: bez tych rozgrywek piłka byłaby jak herbata bez esencji, albo PiS bez Kaczyńskiego.
Z tym większym wkurzeniem - zwłaszcza, gdy do inauguracji kolejnej LM zostały godziny – myślę o piłkarskiej jesieni w Europie bez choćby jednego naszego klubu. Tak po prawdzie, to śledząc frustrację kibiców i krytykę ekspertów po wpadce reprezentacji w Kopenhadze, już wtedy pomyślałem, że jednak dużo bardziej wstydliwa i szkodząca polskiej piłce jest banicja naszych klubów, izolacja na ich własne życzenie w wyniku lipcowych i sierpniowych porażek. Zwłaszcza Legii, z mistrzem Kazachstanu w przedbiegach do LM, potem w kwalifikacjach do Ligi Europy z mistrzem Mołdawii; nawet jeśli to nie ta Mołdawia, gdzie bieda skutkuje największym w Europie rynkiem handlu ludzkimi narządami ("Nerkę w dobrym stanie tanio sprzedam"), ale Nadniestrze czyli wielka pralnia rosyjskich pieniędzy.
Cóż, pozostaje nam smakować piłkę w wykonaniu innych. Wszak już losowanie grup zapowiedziało taką ucztę, w której każdy piłkarski wtorek i każda środa przyniesie delicje. Dziś, na początek, z kuchni śródziemnomorskiej: Barcelona – Juventus i Roma – Atletico. Chyba, że komuś wystarczają poczciwe ligowe polskie flaki. I klops. W sosie własnym.