Sąd w Koszalinie: godził się, że mogą zginąć w ogniu
We wtorek w Sądzie Okręgowym w Koszalinie 40-letni Damian Z. za usiłowanie zabójstwa usłyszał nieprawomocny wyrok 12 lat za kratami.
Sąd uznał oskarżonego za winnego tego, że w nocy z 11 na 12 kwietnia ubiegłego roku, przewidując możliwość pozbawienia życia czterech osób i godząc się na to, wzniecił ogień w domu rodziców swej partnerki w podkoszalińskim Dunowie. Babcia dziewczyny zatruła się tlenkiem węgla. Straty spowodowane pożarem oszacowano na 43 tys. złotych i kwotę tę Z. będzie musiał spłacić. Za usiłowanie zabójstwa usłyszał 12 lat.
Nocą, kiedy ogień zaczął trawić kolejne pomieszczenia, w starym poniemieckim budynku spały cztery osoby - była partnerka oskarżonego, jej rodzice i babcia. Wcześniej był tam jeszcze Damian Z. Seniorkę przez okno wynieśli strażacy i jej syn. W sumie w akcji gaśniczej wzięły udział trzy jednostki z Koszalina i gminna OSP. I to jedyne pewne rzeczy, które powiedzieć można o dramacie. Wersje oskarżonego i właścicieli domu różnią się. Była dziewczyna 40-latka pewna jest, że celowo podłożył on ogień. Linia obrony była taka, że Damian Z. zamroczony alkoholem zasnął, a zarzewiem ognia był niedopałek papierosa. Ogień i dym miały obudzić mężczyznę, który ratował się ucieczką przez okno.
- Jednoznacznie ustalono, że w nocy z 11 na 12 kwietnia oskarżony był w budynku w Dunowie. Bezsporne jest również to, że doprowadził do pożaru. Spór dotyczył tego, czy było to przypadkowe zaprószenie ognia, czy świadome podpalenie - w uzasadnieniu mówił sędzia Jacek Matejko, przewodniczący składu orzekającego. - Materiał dowodowy, a w szczególności zeznania świadków, pozwolił obalić linię obrony oskarżonego, który twierdził, iż zaprószył ogień, a tlący się koc ugasił poduszką i uciekł przez okno.
Świadkowie zeznali, że widzieli Damiana Z. koło domu, gdy ogień opanował już cały pokój. Inni mówili, że chwalił się faktem podpalenia. - Wcześniej zamknął drzwi do pokoju na klucz, uniemożliwiając sprawne wejście do niego i ugaszenie pożaru. Nie podjął żadnych działań ratunkowych. To nietypowe zachowanie dla osoby, która by zaprószyła ogień - podkreślił sędzia. - Zagrożenie utraty życia mieszkańców domu było realne. Ogień opanował dom nocą, niektórzy już spali. Oskarżony nikogo nie obudził, nie gasił... - kontynuował sędzia, a przerwali mu rodzice oskarżonego. - Wariograf! Wtedy będzie wiadomo, kto podpalił - zaczęli krzyczeć, za co zostali wyproszeni z sali rozpraw.
Sędzia dodał, że okoliczności łagodzących w sprawie tej nie ma, a obciążające jest nie przyznanie się do zarzutu usiłowania popełnienia zbrodni, brak żalu i skruchy oraz wcześniejsza karalność. Wyrok jest nieprawomocny.