W gronie tysięcy kibiców w Zakopanem nie mogło zabraknąć grupy z Proszowic. To w mieście nad Szreniawą, zupełnie pozbawionym gór i tradycji narciarskich, działa pierwszy w Polsce oficjalny fanklub Kamila Stocha.
Kiedy Rafał Chmiela, kibic i przedsiębiorca, zakładał fanklub, nie mógł przypuszczać, że kariera skoczka z Zębu potoczy się tak znakomicie. Kamil był wówczas znanym zawodnikiem, reprezentantem Polski, ale bez oszałamiających sukcesów międzynarodowych na koncie. Zwycięstwa w Pucharze Świata, mistrzostwo globu, złote medale olimpijskie miały dopiero przyjść.
Stoch: Zostawiamy już kolano i skupiamy się na tym, co się dzieje w Zakopanem. W mojej głowie są tylko dobre skoki
Źródło:Agencja TVN
- Widywałem go dość często w Proszowicach, chodził na spacery z żoną Ewą. W końcu postanowiłem nawiązać kontakt. Na początek zaprosiliśmy Kamila do szkoły na spotkanie z uczniami. Potem były kolejne. Okazał się bardzo skromnym i sympatycznym człowiekiem. Tak skromnym, że początkowo wcale nie chciał, żebyśmy tworzyli jego fanklub. Uważał, że to niepotrzebne - wspomina Rafał Chmiela.
Nie był jeszcze gwiazdą, a oni w niego uwierzyli
W końcu skoczek dał się przekonać i dzisiaj na pewno nie żałuje. Po latach relacje między zawodnikiem a jego kibicami stały się nieomal rodzinne. Fanklubowicze nie wyobrażają sobie, by ich idol po skończonej rywalizacji nie podszedł do nich, by zamienić kilka słów.
Ojciec sportowca Bronisław Stoch, który niemal od początku regularnie kibicuje z fanklubem przyznaje, że podziwia jego założycieli za intuicję. - Przecież na początku, gdy powstawał ten fanklub, Kamil nie był żadną gwiazdą, jego kariera mogła się bardzo różnie potoczyć. A oni w niego uwierzyli i okazuje się, że mieli rację - mówi.
Kamil Stoch trafił do Proszowic za sprawą żony Ewy, której rodzina stąd pochodzi. Gdy skoczek studiował na krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego, wygodniej było mu dojeżdżać na zajęcia z miasteczka oddalonego od Krakowa o 30 kilometrów niż rodzinnego Zębu. O jego obecności świadczył samochód na zakopiańskich numerach rejestracyjnych, zaparkowany przed domem przy ulicy Głowackiego. Początkowo w mieście mógł się czuć niemal anonimowo i spacerować po ulicach przez nikogo nie zaczepiany. Wkrótce potem zaczął odnosić pierwsze znaczące sukcesy: na początku 2011 roku trzy razy wygrał zawody Pucharu Świata.
Dzisiaj jego pojawienie się wzbudza o wiele większe zainteresowanie. W maju 2014 roku, kilka miesięcy po zimowych igrzyskach olimpijskich w Soczi, z których przywiózł dwa złote krążki, w Proszowicach powitali go kosynierzy, orkiestra dęta i tłumy kibiców. Wszyscy na własne oczy chcieli zobaczyć, jak podwójny olimpionik przy pomocy złotej sztychówki sadzi drzewko na miejskim Rynku.
Wizyty w Proszowicach to już tradycja
Ze względu na swój fanklub Kamil Stoch co roku obowiązkowo spotyka się z proszowickimi kibicami. Wizyty tutaj stały się już tradycją. Każde ze spotkań jest inne, ale każde niezmiennie wzbudza wielkie zainteresowanie. Fani skoczka przyjeżdżają specjalnie z Rewala, Kamienia Pomorskiego, a zdarzają się nawet kibice z zagranicy. Sportowiec sam zawsze cierpliwie odpowiada na pytania, pozuje do zdjęć i rozdaje autografy. Przez dwie, trzy godziny, należy tylko do kibiców.
Dzięki tym wizytom proszowianie mogli zobaczyć kolekcję trofeów zawodnika, poznać jego rodziców i kolegów z reprezentacji narodowej. Raz ze skoczkiem przyjechał prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. Zawsze też jest obecna Ewa Bilan-Stoch, która w ubiegłym roku w miejscowym Domu Kultury pokazała swoje słynne akty skoczków. Te doroczne odwiedziny to rewanż za doping, jaki Kamil Stoch otrzymuje od kibiców.
- To jest najlepszy fanklub na świecie, bo takiego wsparcia jakie ja otrzymałem w tym sezonie i w poprzednich, mało który zawodnik w jakiejkolwiek dyscyplinie otrzymał. To jest najgłośniejsza i najbardziej charakterystyczna grupa kibiców na zawodach. Dzięki takim ludziom ten sport ma sens - mówił Kamil Stoch w jednym z wywiadów po sezonie olimpijskim.
Fanklub jest związany ze skoczkiem na dobre i na złe. Nie zniechęca się po porażkach i słabszych sezonach. - To mi się szczególnie podoba. Czy Kamil zwycięża, czy zajmuje dalsze miejsca, fanklub zawsze kibicuje mu z wielkim entuzjazmem. Nigdy się od niego nie odwrócili. To wspaniała grupa ludzi. Robią to bezinteresownie i skoczkowie mogą na nich zawsze polegać. A oni świetnie się przy tym bawią. Mam nadzieję, że ostatnie sukcesy Kamila napędzą kibiców do dalszych działań. Zwycięstwa zawsze dodają entuzjazmu - podkreśla Bronisław Stoch.
Liczną grupą jeżdżą kibicować swemu idolowi
Gdy tylko konkursy skoków odbywają się w zasięgu autokarów i portfela fanklubowiczów, liczną grupą wyjeżdżają na zawody kibicować swojemu idolowi. Flagę narodową z napisem „Leć, Kamil, leć” można podziwiać podczas transmisji telewizyjnych z letnich i zimowych zawodów.
Program wyjazdów zmienia się, ale konkursy Klingenthal na otwarcie sezonu, w Zakopanem, w Wiśle i zakończenie rywalizacji pucharowej w Planicy to obowiązkowe punkty dorocznej marszruty fanklubowiczów. A zdarzają się też dłuższe wyprawy jak niedawna do Bischofshofen, czy na Mistrzostwa Świata do Predazzo w 2013 roku.
- Pierwszy dzień pobytu to wielkie emocje związane ze zdobyciem przez Kamila tytułu mistrza świata. Organizatorzy przygotowali na ten dzień imprezę plenerową w centrum Predazzo. Fanklub udał się tam uzbrojony w banery i w chwili wejścia na rynek nastąpiło coś zupełnie niespodziewanego. Zgromadzony na placu tłum rozstąpił się na dwie strony, przepuszczając polską grupę środkiem, po czym nastąpiło owacyjne powitanie brawami. Dla takich chwil warto żyć! - wspomina Krzysztof Wojtusik, który uczestniczy w fanklubowych wyjazdach.
Podobne emocje mogą się zresztą powtórzyć: w lutym fani wybierają się na Mistrzostwa Świata do Lahti. Filmy i zdjęcia z ich wypraw można oglądać na facebookowym profilu fanklubu.
Ze względu na koszty i odległość kibice nie polecieli na igrzyska do Soczi, ale to nie znaczy, że nie kibicowali Kamilowi Stochowi. Pierwszy z olimpijskich konkursów oglądali tłumnie w miejscowej kawiarni Muzealna. Każdemu skokowi ulubieńca towarzyszył ogłuszający doping. Muzealna posiada zresztą status siedziby fanklubu.
- To stało się w sposób naturalny, bo właśnie u mnie od początku zbierali się, by wspólnie kibicować przed telewizorem. I tak jest do tej pory. Nawet jeżeli część kibiców wy-jeżdża na zawody, zawsze są tacy, którzy zostają na miejscu i konkursy oglądają wspólnie w kawiarni - opowiada właściciel Muzealnej Jarosław Golda.
O tym, że tutaj fanklub ma swoją siedzibę, świadczy gablota, w której można oglądać narty przekazane przez skoczka, jego kombinezon, zdjęcia z kolejnych wyjazdów na zawody i inne pamiątki. - Gablota budzi spore zainteresowanie. Osoby, które nie są stałymi gośćmi pytają, skąd się tu wzięły narty, dlaczego fanklub powstał właśnie w Proszowicach. Wiele osób robi sobie koło narciarskich eksponatów zdjęcia. Dla kawiarni jest to na pewno dodatkowy splendor - mówi Jarosław Goda.
Przyznaje, że zainteresowanie pamiątkami Kamila Stocha wyraźnie wzrasta, gdy skoczkowi dobrze się wiedzie. A że ostatnio skacze on znakomicie, w kawiarni zabrakło zdjęć z autografem sportowca. Dużym powodzeniem cieszą się również jego pamiątki podczas licytacji dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Fanklub co roku stara się przekazywać na aukcję jakieś atrakcyjne nagrody od zawodnika. W tym roku zostały sprzedane za ponad trzy tysiące złotych.
Fanklubowicze z różnych zakątków Polski
Po kilku latach pojęcie „proszowicki fanklub” jest coraz bardziej umowne. Wprawdzie jego trzon stanowią proszowianie, ale mnóstwo członków wywodzi się z różnych zakątków kraju.
- Z fanklubem związanych jest około tysiąca osób i są to ludzie z całej Polski. Ostatnio w Wiśle kibicował z nami nawet Irlandczyk Simon, który okazał się bardzo dobrym znawcą skoków - opowiada Rafał Chmiela.
Kibice z Proszowic stali się już rozpoznawalni. - Gdy wchodząc na widownię skoczni, słyszymy w kilku językach: „Witamy fanklub Kamila Stocha z Proszowic, witamy kibiców z Polski”, czujemy ogromne emocje - zdradza Krzysztof Wojtusik.