Rozwody? Dla niej są jak dobra kawa między ciężkimi przestępstwami
Adwokat Katarzyna Bórawska z Torunia broni podejrzanego o brutalne zabójstwo 10-letniej Kristiny z Mrowin. To nie pierwszy raz, kiedy staje w sądzie po stronie domniemanego sprawcy najcięższych przestępstw.
Jak po flamandzku powiedzieć: morderstwo?
Moord.
Skąd ten flamandzki?
Adwokatów jest bardzo wielu, żeby się przebić, trzeba znaleźć unikatową specjalizację. Nie znam drugiego, który mówiłby po flamandzku, a do tego znał Belgię na tyle, by swobodnie móc obsługiwać prawnie tamtejsze firmy.
Sprawa Jakuba A., podejrzanego o brutalne zabójstwo 10-letniej Kristiny, to pani pierwsza sprawa o morderstwo?
Ani pierwsza, ani druga. Nie wszystkie, oczywiście, są tak medialne, jak ta. Inne rozgrywają się po cichu, np. gdy przed sądem staje mąż, który, podczas kolejnej ostrej awantury zabił żonę albo odwrotnie: gdy rozstrzygana jest wina nękanej przez lata żony, która chwyciła za kuchenny nóż. O sprawach dotyczących znęcania się nad zwierzętami media czasem piszą więcej niż o zbrodniach na ludziach. Znak czasów.
Na jakim etapie jest sprawa psa Fijo, który miał zostać dotkliwie pobity w podtoruńskiej Chełmży?
Czekamy na termin apelacji. Przez myśl mi nie przeszło, by odmówić pomocy oskarżonemu w tej sprawie. Ale jeden dzień zastanawiałam się, czy wejść w rolę obrońcy Jakuba A.
Trzeba zrozumieć jedno: rzecznik praw obywatelskich - zupełnie tak samo, jak adwokat - staje po stronie człowieka, a nie przestępstwa. To, że jestem obrońcą gwałciciela, złodzieja, mordercy, nie znaczy, że popieram te czyny i za wszelką cenę, bez względu na okoliczności i fakty, będę starała się dowieść niewinności oskarżonego.
Dlaczego?
Chodziło m.in. o kaliber sprawy, choć - jak mówiłam - prowadziłam już podobne.
Myślałam, że takie sprawy to dla adwokatów łakomy kąsek. A okazuje się, że gorący kartofel?
Bywa różnie. Pełnomocnicy często wybierają bezpieczne sprawy, np. rozwody czy alimenty (choć one nie zawsze takie są). Też lubię rozwody. Traktuję je jak dobrą kawę między wymagającymi obowiązkami zawodowymi. Na co dzień zajmuję się sprawami z zakresu prawa karnego, gospodarczego, międzynarodowego, obsługuję zagraniczne spółki.
Dlaczego pełnomocnicy chętniej wybierają te - wydawałoby się - mniej skomplikowane sprawy?
Może mają za mało odwagi? Kiedy jasne już było, że zostanę obrońcą Jakuba A., koledzy mi gratulowali, ale byli i tacy, którzy dodawali szybko: „Ja bym tej sprawy nie wziął. Nie chciałbym być z nią utożsamiany”.
Pani to nie przeszkadza?
Patrzę na to inaczej: nie chciałabym być kojarzona z brakiem odwagi w udzielaniu pomocy prawnej. Na tym przecież polega moja praca.
Nie czytała pani nienawistnych komentarzy, kierowanych pod pani adresem, gdy w sądzie broniła pani Bartosza D., który miał okrutnie znęcać się nad psem Fijo?
Praca adwokata jest bardzo stresująca, dlatego muszę robić wszystko, by miała jak najmniejszy wpływ na moje prywatne życie. Komentarzy w sieci pod publikacjami na temat spraw, które prowadzę, nie czytam, bo po co? Podczas tamtej sprawy dostałam jednego maila z pytaniem, jak mogę bronić kogoś kto - w ocenie opinii publicznej - na pewno skrzywdził bezbronne zwierzę.
Odpisała pani?
Nie. Nie muszę tłumaczyć się z tego, że wykonuję swoją pracę.
Mam trudniej niż adwokat - mężczyzna. Jeśli do celi przychodzi mężczyzna, oskarżony często ufa mu z automatu, nie ma wątpliwości co do tego, czy ten jest kompetentny, czy zachowa się profesjonalnie. Kiedy do celi wchodzi młoda blondynka, na to zaufanie musi sobie najpierw zasłużyć.
Sprawa Jakuba A. to pierwsza, w której pani klient ma status niebezpiecznego więźnia. Co to dla pani zmienia?
W zwyczajnych warunkach obrońca spotyka się z klientem przebywającym w areszcie w specjalnym, niewielkim pokoju - tzw. adwokatce. Są sami: żadnych kamer, żadnych świadków. Z aresztowanym uznanym za niebezpiecznego adwokat może zobaczyć się tylko przez kraty.
Idzie pani na spotkanie z oskarżonym o najcięższe przestępstwa i co?
I mam trudniej niż adwokat - mężczyzna. Jeśli do celi przychodzi mężczyzna, oskarżony często ufa mu z automatu, nie ma wątpliwości co do tego, czy ten jest kompetentny, czy zachowa się profesjonalnie. Kiedy do celi wchodzi młoda blondynka, na to zaufanie musi sobie najpierw zasłużyć.
Takie zachowania obserwuje pani tylko za kratami aresztu?
Skąd. Byłam z kolegą z pracy na międzynarodowym arbitrażu w Szwajcarii. Przed wyjściem na spotkanie ustaliliśmy między sobą, że on będzie protokołował. Na sali było 15 osób. Kiedy przyszedł czas na notowanie, poczułam na sobie kilkanaście par oczu. Byłam przekonana, że wszyscy oczekują, że to ja będę protokołować, a nie nasz pracownik.
Jak reagować?
Wrzucić na luz.
Spotkania twarzą w twarz z oskarżonymi o morderstwa są dla pani najtrudniejsze?
Przyznaję: moja pierwsza sprawa o morderstwo to były ogromne emocje, adrenalina, ekscytacja. Żyłam tą sprawą kilka tygodni, wciąż zastanawiałam się, jak mogę udowodnić niewinność klienta. Teraz do takich spraw podchodzę bardzo rzeczowo, staram się skrupulatnie badać wszelkie dowody. Zresztą, dla początkującego adwokata każda sprawa wiąże się z emocjami. Pamiętam pierwszy raz, gdy przyszedł do mnie po pomoc człowiek podejrzewany o popełnienie ciężkiego przestępstwa. Opowiedział, co się zdarzyło. Co ja na to? Zapytałam: „Jak pan mógł to zrobić?”. Dziś wiem doskonale, że nie mnie oceniać.
Więc co jest najtrudniejsze?
Spotkania z rodzinami klientów. Bliscy oskarżonych przeżywają własną życiową tragedię, która spadła na nich zupełnie niespodziewanie. Emocje biorą górę, szczególnie gdy sprawca czynu ma małe dzieci. To one przeżywają tę sytuację najbardziej. Moja rola w takiej chwili to okazanie empatii. Ona jest potrzebna, by móc spokojnie wyjaśnić najbliższym sprawcy, jak sprawa wygląda z prawnego punktu widzenia.
Tego na studiach prawniczych nie uczą?
Nie uczą. Powinni.
Kiedy Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, powiedział, że policjanci aresztujący Jakuba A. naruszali jego godność, zebrał cięgi, a rykoszetem dostał jego 14-letni syn. Dlaczego tak reagujemy?
W mojej opinii Adam Bodnar wykonuje swoje obowiązki bardzo dobrze. Trzeba zrozumieć jedno: rzecznik praw obywatelskich - zupełnie tak samo, jak adwokat - staje po stronie człowieka, a nie przestępstwa. To, że jestem obrońcą gwałciciela, złodzieja, mordercy, nie znaczy, że popieram te czyny i za wszelką cenę, bez względu na okoliczności i fakty, będę starała się dowieść niewinności oskarżonego. Nie zmienia to jednak faktu, że w demokratycznym państwie prawa musimy zachować balans między siłą oskarżenia a siłą obrony. Atak na rzecznika wziął się chyba stąd, że opinia publiczna w prosty sposób utożsamia jego ocenę działań policjantów z usprawiedliwianiem czynu zabronionego. A to dwie oddzielne sprawy. Bodnar dba o to, by - niezależnie od warunków - człowieka traktowano godnie. Takie jego zadanie. Wyobraźmy sobie inną sytuację: że rzecznik praw obywatelskich nie reaguje na to, jak organy ścigania traktują oskarżonych, że obojętne jest mu, że te osoby są poniżane, bite, torturowane. Od tego już krok do barbarzyńskich metod, kiedy to aresztowani podczas przesłuchiwania są, np., polewani lodowatą wodą lub wrzątkiem, rażeni paralizatorem...
Międzynarodowe konwencje zakazują tortur, a europejskie instytucje monitorują, czy Polska tych zakazów przestrzega.
Nasza konstytucja też gwarantuje każdemu obywatelowi poszanowanie praw człowieka i praw obywatelskich. Wśród nich jest m.in. wolność od tortur, nieludzkiego i poniżającego traktowania oraz karania i stosowania kar cielesnych. U nas ciągle nadużywany jest np. paralizator podczas zatrzymywania podejrzanych. W Europejskim Trybunale Praw Człowieka co rusz pojawiają się sprawy przeciwko Polsce. Skargi wnoszą tymczasowo aresztowani i skazani więźniowie: ci, którzy mówią, że służby traktowały ich w sposób niegodny, naruszały ich podstawowe prawa, poniżały, torturowały. Niedawno sędziowie Trybunału rozstrzygnęli jedną z takich spraw (Kanciał przeciwko Polsce 2019 r.). Skargę wniósł mieszkaniec Gdańska, który twierdził, że podczas zatrzymania został rażony paralizatorem w genitalia, twarz i uszy, choć poddał się i był unieruchomiony. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł m.in. że Polska naruszyła zakaz tortur oraz nieludzkiego i poniżającego traktowania i musi wypłacić mężczyźnie 25 tys. euro zadośćuczynienia. Dlatego sami powinniśmy dbać, by nasze prawa nie były naruszane. Spowoduje to wyższe standardy działań uprawnionych służb.
Dlaczego akurat pani broni Jakuba A.?
Wiem, że rodzina rozważała trzy nazwiska obrońców, ostatecznie poproszono mnie. Nie wiem dlaczego, nie dociekam. Przyjmuję tę sprawę z pokorą i staram się pracować nad nią w ciszy, chociaż media są bardzo ciekawe jej przebiegu. Skupiam się na pracy. Od razu przekonałam prokuratora, że muszę się spotkać z podejrzanym jeszcze tego samego dnia. Dojazd na południe Polski zajął mi 6 godzin.
Jakub A. przyznał się do winy, wyraził żal...
Za szybko wydajemy wyroki. Nie każdy, kto przyznaje się do winy, jest winny.
Wniesie pani o uniewinnienie?
Zdecydowanie za szybko, by o tym mówić. Jesteśmy na etapie postępowania przygotowawczego. To moment, kiedy prokurator zbiera dowody. Z założenia powinien zbierać dowody za i przeciw podejrzanemu. W praktyce bywa różnie. Oskarżyciel często skupia się tylko na dowodach przeciw podejrzanym, dlatego właśnie ważną rolą adwokata jest zapewnienie klientowi najlepszej ochrony prawnej.