Sytuacja kobiet w Polsce w ciągu niespełna dwóch lat zrobiła się dramatyczna - twierdzi profesor Magdalena Środa, gość tegorocznej edycji Regionalnego Kongresu Kobiet w Koszalinie.
Mam wrażenie, że ostatnio feminizm stał się modny. Nawet dom mody Dior wypromował koszulę z napisem „Wszyscy powinniśmy być feministami”. Naprawdę wszyscy powinniśmy?
Oczywiście. Wszyscy ci, którzy są za demokracją i za równością, czyli na przykład wszyscy chrześcijanie, przecież Pan Bóg stworzył kobietę i mężczyznę jako równych, tak mówi Kościół. Wszyscy zwolennicy demokracji, państw opartych na konstytucji. W naszej też mamy paragrafy, w tym 32 i 33, mówiące o równości mężczyzn i kobiet.
Może ta moda to efekt radykalizacja postaw też na naszej scenie politycznej. Dyskusja jest gorąca. Jaki jest dziś największy problem kobiet w Polsce?
Jest pani optymistką, gdy mówi pani o dyskusji. Mnie się wydaje, że nie ma żadnej dyskusji. Mamy do czynienia z władzą, która jest autorytarna, która cofa pozycję kobiety do epoki średniowiecza. Kobieta ma być w domu, przy kuchni, rodzić dzieci a o jej płodności mają decydować mężczyźni, religia. Sytuacja kobiet w Polsce w ciągu niespełna dwóch lat zrobiła się dramatyczna. Problemów jest mnóstwo. Problemem jest przede wszystkim brak praw albo nierealność tych praw.
Czyli?
Kobiety może i w pewnych kwestiach mają równe prawa, ale nie mają równych szans i możliwości. Problem, który koncentruje jak w soczewce wszystkie inne, to jest problem praw reprodukcyjnych. Jeśli kobieta nie ma dostępu do antykoncepcji, bo to jest nierefundowane, jeśli ma nierefundowane zapłodnienie in vitro, ma zakazaną de facto aborcję, bo mając do niej prawo nie ma możliwości wykonania aborcji w sytuacji, gdy ta możliwość powinna jej być udostępniona, to pokazuje, że kobiety są traktowane w sposób instrumentalny. Mają być po prostu narzędziami do zwiększania demografii i nic nie mają i nie mogą mieć do powiedzenia na temat własnego macierzyństwa. I to jest absolutny dramat.
Następny problem: sytuacja związana z 500+. Każdy się z tego cieszy, ale jeśli spojrzeć na to z szerszej perspektywy, to te pieniądze można by wydać lepiej.
Na przykład?
Na infrastrukturę opiekuńczą. Tak, żeby te kobiety, które się decydują zostać w domu, dostawały te pieniądze, ale te które chcą łączyć pracę zawodową z wychowywaniem dzieci, miały możliwość oddania dziecka do żłobka i przedszkola. A ta infrastruktura w Polsce jest niesłychanie słaba.
Będzie problem kobiet, które, kiedy dzieci wyjdą z domu, nie będą miały 500+, a nie będą już miały możliwości zatrudnienia na rynku pracy. I wtedy pełna zależność od współmałżonka albo państwa będzie dla nich straszna.
Cóż, my problemów mamy mnóstwo. Tendencja polityczna jest taka, by kobiety wracały do tradycyjnej roli płciowej, czyli była zamknięte w domach. Bo wygodne jest z punktu widzenia naszego społeczeństwa powiedzenie: waszym obowiązkiem jest sprzątanie, nieodpłatna praca na rzecz mężczyzn. A wasze roszczenia są niepoważne, bo Bóg tak chciał, byś rodziła dzieci, sprzątała, prasowała. Ja tu widzę ogromny regres w myśleniu, który jest widoczny w różnych ustawach.
Ale ta radykalizacja postaw jest obecna nie tylko w Polsce. Ruchy feministyczne aktywują się na całym świecie. Ich problemy wynikają z tego samego źródła?
Tak. Myślę, że źródłem jest po prostu autorytaryzm, który wraca w różnych postaciach. Tylko trzeba pamiętać też, że feministyczne, czy kobiece organizacje, na przykład w Stanach, są od lat niesłychanie silne. Mają też silne wparcie osób takich, jak Hilary Clinton. Mają mocniejszą sytuację niż my tutaj w Polsce. Jeśli rząd teraz przeforsuje kolejną ustawę dotyczącą organizacji pozarządowych, to te ważne organizacje, które wspierają równe prawa kobiet, walczą z przemocą, walczą o prawa mniejszości, zostaną - jak to się mówi - zagłodzone.