Rotary i magowie
Co to jest to Rotary? Patrząc z punktu teraźniejszego polskiej rzeczywistości, to jakiś „zorganizowany spisek gorszego sortu”, ale na szczęście do niczego się nie miesza en bloc, więc jeszcze nikt go nie obraża. Cała organizacja i kluby Rotary są neutralne światopoglądowo i politycznie. Symbolicznym ich godłem jest zębate koło. Jak sami się określają, są stowarzyszeniem przedsiębiorców i ludzi różnych zawodów z całego świata, świadczących pomoc humanitarną, walczących o pokój, pomagających w budowaniu dobrej woli między ludźmi i promujących wysokie normy etyczne. Robią to niezmiennie na całym świecie od stu dwunastu lat.
W Polsce pierwsze kluby rotariańskie powstały ponad osiemdziesiąt pięć lat temu. We Wrocławiu spotykają się regularnie trzy rotariańskie kluby: RC Wrocław, Panorama i Wrocław Centrum. Ot, taki przejaw pięknoduchostwa w brutalnej rzeczywistości, w której inni chcą się pozabijać w walce o władzę, pieniądze i wiarę w różnych bogów. Członkowie tego zacnego klubu pomagają w pierwszym rzędzie dzieciom samotnym, opuszczonym i chorym.
W miniony wtorek gościem specjalnym tego trzeciego klubu Wrocław Centrum w dawnym hotelu Wrocław Orbis był znakomity mim i choreograf Leszek Czarnota. Moja skromna osoba wystąpiła w roli pamiętliwego teatromana. Opowiadaliśmy głównie o genialnym wrocławskim Magu Teatralnym, założycielu wyjątkowego w skali światowej Wrocławskiego Teatru Pantomimy, ale też o różnych artystycznych peregrynacjach. Sygnał do owych opowieści dał prezydent klubu Witold Podedworny uderzając w miniaturkę symbolicznego dzwonu i ruszyła lawina słów. Kiedy zgromadzeni panowie podziękowali nam brawami. Pomyślałem sobie, że o samym Czarnocie, dziś pogodnym i sprawnym niemal jak młodziak osiemdziesięciolatku dowiedzieli się niewiele, a to w końcu on był najważniejszą osobą tego wieczoru…
O teatrze - nie tylko pantomimy - rozmawiamy z Leszkiem od początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pisałem o jego największych rolach wiele razy, ale teraz dopiero skonstatowałem, że te jego wyczyny mima u Tomaszewskiego przykrywa gruba, kreacyjna pierzyna fantazji w układaniu scenicznego ruchu, pantomimicznych obrazków, tanecznych układów i reżyserskich przedsięwzięć. Że owe role u Tomaszewskiego, to jakby tylko misterne, koronkowe ozdoby na wspomnianej pierzynie. A w swojej artystycznej przygodzie pracował we wszystkich miastach teatralnych w Polsce… poza Legnicą i Sopotem chyba.
Komponował grupy aktorów na wszystkich prestiżowych scenach. Od krakowskiego Starego Teatru i warszawskiego Narodowego, aż po teatry skromniejsze w Cieszynie, Słupsku, czy Tarnowie. Współpracował z tuzami, jak Jarocki, Hanuszkiewicz, Skuszanka, Meissner, Cywińska, czy Prus i Kajzar. Uczył sztuki mimu w krakowskiej szkole teatralnej, ale też w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii, czy we Włoszech. Był ostatnim szefem artystycznym wrocławskiego „Kalamburu” i to nie koniec...