ROSJA TYSIĄCA WZGÓRZ. Jak Moskwa przygotowała ludobójstwo na Ukrainie
W czasie, gdy w miastach odbitych przez wojska ukraińskie ujawniane są rosyjskie zbrodnie wojenne, aż 83 proc. Rosjan popiera działania Putina i jego decyzję o rozpoczęciu wojny. Rosyjska propaganda pracowała na to latami, a jej modus operandi był i jest zabójczo podobny do najbardziej krwawych operacji ludobójczych.
„Ściąć wysokie drzewa” – takim zakamuflowanym sygnałem rwandyjskie Radio Tysiąca Wzgórz wezwało w kwietniu 1994 r. swoich słuchaczy z plemienia Hutu, by rzucili się do rzezi rodaków z plemienia Tutsi, których w kolejnych stu dniach zginęło wg różnych szacunków od 800 tys. do nawet 1.1 mln. Dziś tego typu wezwania, już bez żadnego kamuflażu, płyną z rosyjskich mediów państwowych, a ich efekty widzimy w postaci masowych grobów i setek ofiar ludobójstwa w ukraińskich miejscowościach: Buczy, Irpieniu i Borodziance. Rosja w ciągu miesiąca wojny otworzyła na oścież bramy piekieł. Ale przygotowania do eksterminacji trwały od dawna.
Aleksandra Spychalska, ekspert zajmująca się zbrodnią ludobójstwa, opisała jej mechanizm właśnie na przykładzie Rwandy. Badaczka wykorzystała do tego narzędzie stworzone przez Gregory Stantona, przewodniczącego amerykańskiej organizacji Genocide Watch, którzy przedstawił „osiem etapów ludobójstwa”. Są to: klasyfikacja, symbolizacja, dehumanizacja, organizacja, polaryzacja, eksterminacja i zaprzeczenie.
I tak, nim w 1994 r. z Radia Tysiąca Wzgórz padła komenda o „drzewach”, w Rwandzie przez wiele miesięcy trwała operacja propagandowa przygotowująca podglebie dla rzezi. Tutsi byli dehumanizowani, nazywani „karaluchami” i „zdrajcami”, a utrzymujących z nimi kontakty Hutu nazywano „zdrajcami, którzy stracili tożsamość”. Prym w diabelskiej propagandzie wiodła prorządowa rwandyjska gazeta „Kangura” i wspomniane na początku, pozornie prywatne, a de facto uzależnione od władz radio RTML – Radio Tysiąca Wzgórz. Stacja, za pomocą której udało się opętać Hutu do tego stopnia, że jak ustalono podczas badania zbrodni w Rwandzie, w morderstwa, gwałty, grabieże zaangażowało się nawet 120 tys. ludzi.
– Tu Radio RTML, Radio Hutu Power. Bądźcie czujni przyjaciele, obserwujcie swoich sąsiadów – m.in. taki przekaz słyszał uprzednio zapewne każdy z nich. „Cięli wysokie drzewa” – wysokich w przeciwieństwie do Hutu Tutsich - gwałcąc matki na oczach dzieci, paląc ludzi żywcem i szlachtując maczetami: - Bądźcie wytrwali w walce z karaluchowatymi - apelowano. Pomimo wszelkich różnic, w Rosji wobec sąsiadów z Ukrainy od lat stosuje się analogiczne zabiegi i nie można powiedzieć, że to, czego jesteśmy (wciąż) bezradnymi świadkami nie było do przewidzenia.
KLASYFIKACJA I SYMBOLIZACJA
Jak wskazuje prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: - W myśl rosyjskiej mitologii imperialnej naród ukraiński nie istnieje (…) Moskwa jest w stanie zgodzić się na odrębność folkloru ukraińskiego, ale nie na polityczną podmiotowość Kijowa – zauważał badacz w swej analizie „Jak wojna na Ukrainie zmienia świat” (cyt. za portalem tvp.info). Znajduje to swoje odbicie w rosyjskiej propagandzie, w której Ukraińcy od dłuższego czasu, a od 2013 roku szczególnie, przedstawiani byli jako „zdrajcy idei ruskiego świata”. Największą „winą” były oczywiście dążenia do demokratyzacji kraju oraz ambicje, by dołączyć do Unii Europejskiej i NATO, wyrwać się na dobre z moskiewskiej orbity wpływów. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że w oczach Moskwy Ukraińcy jawią się jako niewdzięczni separatyści, albo - o czym za chwilę -ktoś jeszcze gorszy: - Ukraina to nie państwo. To tylko kawałek ziemi, który Lenin kiedyś (im – red.) oddał - stwierdził tzw. „zwykły Rosjanin” zapytany podczas ulicznej sondy o trwającą inwazję wojsk rosyjskich. Po chwili zresztą dodał, że następna powinna być Polska.
Przykładów na „klasyfikację i symbolizację” jest sporo. Jak zwracają uwagę eksperci, sama symbolizacja nie jest jeszcze niczym złym i może wskazywać na oczywistą odmienność kulturową, jeśli nie prowadzi na kolejne szczeble „drabiny eskalacyjnej”. O tym, że prowadzi, wiemy doskonale.
W ostatnich dniach w jednym z serwisów społecznościowych pojawił się film, na którym Ukrainiec za pośrednictwem aplikacji umożliwiającej rozmowę wideo łączył się z przypadkowymi rosyjskimi internautami. Na filmie widać ich reakcję na zawieszoną w pokoju mężczyzny niebiesko– żółtą flagę. Oprócz wybuchów śmiechu i wyzwisk na sam widok ukraińskiego symbolu narodowego wiele razy pojawia się rzucane pod adresem mężczyzny określenie „chochł”/”chachoł” – nawiązująca do kozackiej fryzury obelga. Etnonim ma symbolizować osobę, która wyrzekła się swojej indywidualności i tożsamości. Jest to określenie wysoce pogardliwe. W historii ten mechanizm stosowano choćby w odniesieniu do Żydów czy Cyganów, przypisując ich cechom i stereotypom negatywne konotacje i doprowadzając do dehumanizacji.
DEHUMANIZACJA, CZYLI KAŻDY MOŻE ZOSTAĆ NAZISTĄ
To dehumanizacji służy przedstawianie Ukraińców jako „nazistów i narkomanów”, czego w pierwszym dniu wojny przed całym światem dokonał Władimir Putin, uzasadniając tym konieczność przeprowadzenia „specjalnej operacji wojskowej”. I choć wówczas określał on tak jedynie władze w Kijowie, ta narracja ma dłuższą historię.
Rosyjska propaganda rozpędza się w tym kierunku od czasu Rewolucji Godności w Kijowie w 2013 roku i późniejszej aneksji Krymu oraz ustanowieniu na wschodzie Ukrainy separatystycznych parapaństwek – Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych, których przedstawiciele mieli toczyć, „wojnę z faszystami”, a faszystą był (i jest) każdy, kto walczył o integralność terytorialną Ukrainy. W rosyjskiej propagandzie królowały wówczas m.in. nieprawdziwe historie o „dzieciach krzyżowanych przez banderowców” lub historie o masowych morderstwach na „mieszkańcach Donbasu”. Mitem fundatorskim tej propagandy był m.in. pożar Domu Związków Zawodowych w Odessie, kiedy w maju 2014 r. w zamieszkach między uczestnikami proukraińskiego pochodu kibiców Czornomorca Odessa i Metelista Charków zginęły cztery osoby, a rozruchy zakończyły się pożarem, w którym zginęło ponad 40 osób, głównie prorosyjskich aktywistów. I choć wg Służby Bezpieczeństwa Ukrainy zamieszki były zorganizowane przez rosyjskie grupy dywersyjne, to w rosyjskiej propagandzie są one pokazywane jako „nazistowska zbrodnia” i są przedstawiane jako przeciwwaga do masakry na kijowskim Majdanie, gdy kilka miesięcy wcześniej zginęło ponad 75 osób. Na temat rzekomego „nazizmu na Ukrainie” powstawały wystawy i pisano pseudonaukowe książki, które miały swoje promocje w stolicach całej Europy, także w Warszawie.
Wszystko to ma oczywiście głębszy sens. W Rosji, kraju, którego jednym z głównych, odziedziczonych jeszcze po Związku Sowieckim mitów fundatorskich jest pokonanie Niemiec w tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej (przy jednoczesnym negowaniu uprzedniej z nimi współpracy w ramach Paktu Ribbentrop-Mołotow), sprowadzenie przeciwnika do roli „nazisty”, jakkolwiek groteskowo nie brzmi w naszych realiach, jest celowym i skutecznym zabiegiem. „Naziści” są egzemplifikacją największego zła, które można i trzeba zetrzeć z powierzchni ziemi. Dziś pod tą kategorią kryją się więc nie tylko władze Ukrainy, ale także „wszyscy, którzy im pomagają” - np. zatrzymujący kolumnę czołgów chłopi czy kobiety rzucające przezwiska pod adresem okupantów.
To co polscy badacze (wspomniany Żurawski vel Grajewski) podają z nieskrywaną krytyką, jest w Rosji nie tylko publicystyką, ale oficjalną linią polityczną. Na początku bieżącego tygodnia na łamach RIA Novosti ukazał się tekst Timofieja Siergiejcewa, rosyjskiego politologa i propagandysty Kremla, który jest zupełnie oficjalnym wezwaniem do eksterminacji narodu ukraińskiego, czystek etnicznych i masowych represji zakończonej podbiciem i trwałym uzależnieniem od Rosji. Siergiejcew kreśli plan „denazyfikacji, która musi być nieuchronnie także deukrainizacją” i „likwidacją sztucznego etnocentryzmu”. Jego zdaniem Ukrainę należy rozbić na małe republiki i nigdy nie pozwolić się odrodzić. „Plany Marshalla są wykluczone” – pisze i określa naszych sąsiadów jako „niosących większe zagrożenie dla świata i Rosji niż niemiecki nazizm w wersji hitlerowskiej”, przy czym snuje wizje obozów reedukacyjnych, przepełnionych więzień i likwidacji wszystkich podejrzewanych o choćby śladową współpracę z „kijowskim reżimem”: - Ukraina, jak pokazała historia, jest niemożliwa jako państwo narodowe, a próby „budowania” takiego państwa w naturalny sposób prowadzą do nazizmu. Ukrainizm to sztuczna konstrukcja antyrosyjska, pozbawiona własnej treści cywilizacyjnej, element podrzędny – konkluduje Siergiejcew, którego tekst można przyrównać do „Dziesięciu przykazań Hutu”, które ukazały się w 1990 r. na łamach wspomnianej gazety „Kangura” i mówiły m.in. że „Hutu nie powinien dłużej litować się nad Tutsi”.
Cóż, jeśli tego typu teksty pojawiają się zupełnie oficjalnie na stronach rządowych mediów, dość łatwo wyobrazić sobie, jakie treści przekazują rosyjskim żołnierzom ich oficerowie polityczni. Od takiej dehumanizacji już tylko krok do zaplanowania zbrodni.
ORGANIZACJA, CZYLI JAK WYKOPAĆ MASOWY GRÓB
Być może Władimir Putin naprawdę sądził, że uda mu się zająć Ukrainę w ciągu kilku dni. Analitycy wskazują, że zarządzający armią jak służbą specjalną prezydent Rosji mógł, doświadczony „sukcesami” na Krymie, w Czeczenii, czy nawet w Syrii, sądzić, że i tym razem uda mu się opanować wielki kraj przy użyciu niewielkich zasobów i przy milczeniu świata. O tym, że tak się nie stało, było wiadomo już w pierwszym tygodniu wojny, co sprawiło, że w miejsce „precyzyjnych cięć”, jak nieudany desant na podkijowskie lotnisko Hostomel, pojawiły się brutalne bombardowania, ostrzały bloków mieszkalnych, czy jak w Mariupolu zrzucenie pocisku na Teatr Dramatyczny, o którym rosyjscy agresorzy musieli wiedzieć, że ukrywały się w nim matki z dziećmi. Opór Ukraińców również nie był bez znaczenia. Kiedy rosyjskie wojsko zobaczyło, że zamiast kwiatów mieszkańcy witają ich koktajlami Mołotowa, „ich myślenie zmieniło się z kolonialnego w ludobójcze” – jak zauważa na łamach „Washington Post” Eugene Finkel, politolog i badacz zajmujący się tematyką zbrodni wojennych.
Również inni specjaliści nie mają złudzeń: - Jestem pewien, że zaplanowali masowe egzekucje na Ukrainie - napisał ekspert ds. Europy Wschodniej i były dyrektor kijowskiego oddziału Fundacji Heinrich Bölla, Sergej Sumlenny. Ekspert powołując się na rosyjskie dokumenty opisał, że armia rosyjska zakupiła 45 tys. worków na zwłoki i przywiozła na miejsce mobilizacji mobilne krematoria. Co więcej, we wrześniu 2021 roku Rosja przyjęła „państwowy standard techniczny dotyczący kopania i utrzymywania masowych grobów w czasie wojny”. Zaczął on obowiązywać od 1 lutego 2022 roku: - Norma przewidywała kopanie w ciągu trzech dni pojedynczych masowych grobów, w których znajdowało się do 1000 zwłok w każdym grobie. Za każdy grób odpowiedzialny był zespół 16 żołnierzy – napisał Sumlenny, opierając się na rosyjskich mediach. Jego zdaniem Rosja planowała szybkie zwycięstwo nad armią ukraińską, pełną okupację Ukrainy i ludobójstwo, w tym masowe egzekucje ukraińskich liderów społeczeństwa obywatelskiego, polityków. O tym, że plany eksterminacji „niepożądanego elementu” były w Rosji opracowywane, świadczą także wypowiedzi zachodnich służb.
- Wiedzieliśmy, że plany inwazji Putina obejmowały masowe egzekucje przeprowadzane przez jego wojsko i służby specjalne. Doniesienia o egzekucjach cywilów pochodzące z wyzwolonych obszarów są przerażające i mrożące krew w żyłach – napisał 3 kwietnia Richard Moore, szef brytyjskiego MI6. Wcześniej, bo jeszcze 22 lutego USA poinformowały ONZ, że Rosja planuje na okupowanych przez siebie terenach terror, masowe aresztowania i morderstwa. Donoszono o tworzeniu list proskrypcyjnych ukraińskich polityków, aktywistów, działaczy i wszystkich potencjalnych „nazistów”. Przykład odkryć masowych grobów w Buczy i Irpieniu, ofiar zamordowanych strzałami w tył głowy, leżących ze skrępowanymi rękami, starców, kobiet i dzieci pokazuje, że plan wdrożono. Zupełnie, jak w Rwandzie, gdzie przynależność plemienną weryfikowano na podstawie dowodów osobistych.
POLARYZACJA I EKSTERMINACJA
Gdy przejdzie się już przez większość szczebli drabiny prowadzącej do ludobójstwa, gdy okazuje się, że zostają już tylko „my” – dobrzy i zagrożeni i „oni” - zdehumanizowany, przeklęty wróg, zagrażający naszemu istnieniu i chcący naszej zguby „element podrzędny”, to wobec tak zdefiniowanego przeciwnika łatwo jest wyszukać dowolny argument za jego unicestwieniem. Sprowadzone do roli „nieludzi” ofiary poddane zostają likwidacji, a ich likwidacja staje się dla sprawców warunkiem koniecznym do „oczyszczenia” – terenu, przestrzeni, rasy, idei, wreszcie samego sprawcy. Spirala zła ostatecznie wymyka się spod kontroli, a aura zła ogarnia całą przestrzeń. Z historii znamy oczywiście otoczone wysokimi drutami i murami ludobójcze przedsionki piekła, jak Auschwitz czy organizowane przez Niemców getta, w których obrębie zło triumfowało ostatecznie. Ale masakra może rozlać się także na dowolny obszar, jak w Srebrenicy, czy właśnie w Rwandzie, gdzie podczas trwającej wiele dni hekatomby polem masakry był cały kraj, lub na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, podczas rzezi wołyńskiej, dokonanej na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów i wspierającą ich ludność cywilną.
Na Ukrainie widzimy obrazy z Buczy, Irpienia i możemy tylko domyślać się, co dzieje się w takich miastach, jak Mariupol, Berdiańsk czy Mikołajew, które pozostają pod kontrolą Rosjan. Już teraz pojawiają się fotografie masowych grobów opisane m,in. „trzyletnia Arina (ze śladami gwałtu) leży na swojej 17- letniej siostrze Veronice”, czy inne równie przerażające historie. Można, niestety, być pewnym, że zło triumfuje tam ostatecznie i nie słyszeliśmy jego ostatnich akordów. - Bucza to dopiero początek. Żony żołnierzy ukraińskich w Hostomelu zostały brutalnie zgwałcone, a następnie powieszone przez rosyjskich żołnierzy – mówił ukraiński duchowny wojskowy w rozmowie z „Wirtualną Polską”.
NIGDY SIĘ NIE PRZYZNAWAJ
Ale jest także ostatni szczebel ludobójczej drabiny. To zaprzeczenie. Już teraz rosyjskie władze kategorycznie zaprzeczają jakimkolwiek oskarżeniom związanym z masakrą cywilów w Buczy – oznajmił tuż po odkryciu masowych grobów i zalegających na ulicach ciał szef rosyjskiego MSZ, Siergiej Ławrow. Co więcej, oświadczył on, że mamy do czynienia z „fejkowym atakiem” i „inscenizacją”. Czy spodziewaliśmy się czegoś innego? Nie, to oczywiste. Będą kłamać, pomimo ewidentnych dowodów, jak zdjęcia satelitarne Buczy, wykonane jeszcze przed jej wyzwoleniem. Widać na nich ciała, leżące w tych samych miejscach, w których odkryli je Ukraińcy. Znane są także filmy, zarejestrowane przez kamerę znajdującą się na dronie obserwującym kolumnę rosyjskich wojsk, która strzela do bezbronnego rowerzysty. To jednak nic nowego, ludobójcy zawsze zaprzeczają, mylą tropy, odwracają uwagę, relatywizują rozmiary zbrodni.
- Nigdy nie pozwól, aby moralność przeszkadzała ci w podejmowaniu właściwych działań. Rozumiem znaczenie elementu humanitarnego, ale moralność nie powinna przeszkadzać – to już nie słowa z RTML sprzed blisko trzech dekad. Wypowiedziała je w połowie marca Elena Ponomareva, doktor nauk politycznych z owianego złą sławą uniwersytetu MGIMO w Moskwie, deputowana do rosyjskiej Dumy. Ponomareva była gościem wspomnianego Władimira Sołowjowa w publicznej telewizji Rossija1. W tym samym programie pokazano fragmenty materiałów archiwalnych z kijowskiego Placu Niepodległości, gdzie w 1946 roku około 200 tys. osób oglądało wieszanie niemieckich nazistów. Skojarzenie było oczywiste – z Ukraińcami trzeba postąpić podobnie i nie ma co się oglądać na kwestie, takie jak moralność.
Rwandyjskie Radio Tysiąca Wzgórz stało się dla badaczy propagandy symbolem najgorszego zła na równi z niemieckim „Der Sturmerem”, ale także dowodem na to, że daleko po wojnie i doświadczeniu obu totalitaryzmów wciąż za pomocą prymitywnego, jednak sączonego sukcesywnie i przebiegle przekazu można „urobić” wielkie masy nie tylko do tego, by rzuciły się do gardeł swoim współbraciom, i by pozostali w najlepszym przypadku w milczeniu akceptowali to, czego są świadkami. Potrzeba jedynie środków, czasu i konsekwencji. I politycznej decyzji. Rosja te wszystkie elementy posiada i doskonale z nich korzysta.
Z ostatnich badań opinii społecznej (Bloomberg, Levada) wynika, że aż 83% z Rosjan popiera działania Putina i jego decyzję o najechaniu Ukrainy. Dzieje się to w czasie, gdy ich wojsko przez ostatnie klika tygodni dokonuje na Ukrainie zbrodni wojennych, atakuje ludność cywilną, równając z ziemią bloki mieszkalne i zrzucając bomby na miejsca, w których ukrywają się cywile czy wreszcie dokonuje rzezi jak w Irpieniu czy Buczy. Na tę sytuację pracowano wiele lat, gdyby sięgnąć głęboko w przeszłość, pewnie szukalibyśmy praprzyczyny jeszcze w czasach sowieckich. Nie jest to przecież dzieło samego Władimira Putna, tylko systemu, którego częścią jest on, armia i przerażająca część samych Rosjan.
***
Tuż przed oddaniem tekstu do druku rada miejska Mariupola oświadczyła: „Zabójcy zacierają ślady. W Mariupolu rozpoczęły działalność rosyjskie mobilne krematoria. Po powszechnym międzynarodowym ludobójstwie w Buczy przywódcy Rosji nakazali zniszczenie wszelkich dowodów zbrodni popełnionych przez jej armię w Mariupolu. Biorąc pod uwagę wielkość miasta, katastrofalne zniszczenia, czas trwania blokady i zaciekły opór, ofiarą okupantów mogły paść dziesiątki tysięcy cywilów”. O piątkowym ataku na dworzec w Kramatorsku nie pomyślałbym nawet w najczarniejszych snach.
W trakcie pisania tekstu korzystałem min. z analizy Aleksandry Spychalskiej „Mechanizmy zbrodni ludobójstwa na przykładzie Rwandy”.