Rok po wielkim potopie. Komentarz redaktora Tomasza Malety
7 maja ubiegłego roku Białystok zatonął pod litrami wody. Na szczęście nic się nikomu nie stało. Ale zalane zostały ulice, podtopione, tunele, kierowcy tkwili w godzinnych korkach, bo nie mogli przejechać z północnych do południowych dzielnic.
Szczęściem w nieszczęściu było to, że żywioł dał o sobie znać w niedzielę po południu. Gdyby przyszedł w dzień roboczy, to komunikacyjny chaos byłby jeszcze większy.
Opad był wyjątkowo rekordowy i spotykany wiosną, ale rykoszetem wyszły wszystkie niedociągnięcia w gospodarce wodno-kanalizacyjnej. Bo scenariusz, że miasto zamieniało się w port śródlądowy, powtarzał się regularnie. Skoro Białystok od zawsze miał tak kolosalne problemy po krótkotrwałych, intensywnych deszczach, to może przy budowie nowych dróg warto było zaplanować instalację odprowadzającą wodę, by trzykrotnie przewyższała istniejące normy. To tak, jak z budową domów na terenach sejsmicznych. Są one znacznie kosztowniejsze od tradycyjnych rozwiązań, ale i tak bardziej opłacalne, bo minimalizują skutki ewentualnego kataklizmu. Naukowcy od lat mówili o konieczności budowy zielonych parkingów, suchych studni, zbiorników retencyjnych w górnym korycie Białej. Od lat domagają się też zaprzestania zabudowywania doliny rzeki, która z każdym rokiem bardziej nie ma czym oddychać.
Ale trzeba było dopiero powtórki miesiąc później, na początku czerwca, by nad tymi problemami pochylili się urzędnicy i radni. Bez politycznego zacietrzewienia. Znaleziono w budżecie pieniądze na opracowanie dokumentu o stosunkach wodnych, przeprowadzono też w sierpniu manewry obronne na wypadek kolejnej powodzi. Można było w ten sposób sprawdzić, co niedomagało, jak logistycznie lepiej przygotować się na najgorsze. W dużych miastach umiejętność reagowania na zagrożenia to norma. Zwłaszcza w tych miejscach, które narażone są na występowanie ekstremalnych zjawisk. A te, jak wieszczą ich znawcy, będą z każdym rokiem się nasilać, także w rejonach do tej pory uchodzących za oazy sielskości.
To, że potop się powtórzy w Białymstoku, to pewne jak amen w pacierzu. Pytanie tylko kiedy. Ważne, byśmy byli na niego przygotowani i mądrzejsi przed szkodą.