Robert Rutkowski: Żyjemy w alkoholowej sekcie. Rządzą nami alkoholowe kartele
Szokująca prawda o alkoholu w Polsce. Dlaczego nie powinniśmy wierzyć w bezpieczne picie. Czy jest sposób na alkoholowe demony? Jakie drastyczne konsekwencje zdrowotne niesie za sobą nawet umiarkowane spożywanie alkoholu – mówi Robert Rutkowski, psychoterapeuta uzależnień.
Polacy piją więcej niż reszta Europy?
Traktowanie Europy jako punktu odniesienia jest błędem i to zasadniczym, ponieważ Europa jest w katastrofalnym stanie, jeżeli chodzi o intoksykację. Europa jest rozćpana, rozpita do nieprawdopodobnych wręcz granic. Statystyki są tu jednoznaczne. Choć Polska znajduje się w środkowej części stawki, to jeśli chodzi o ilość pitego alkoholu często przywołuje się okres stanu wojennego, który był uważany za krytyczny, jeżeli chodzi o ilości i o skalę rozpicia społeczeństwa. Ówczesnym władzom przypisuje się promowanie picia alkoholu jako strategii, która miała ograniczyć debaty społeczne; wychodzono z założenia, że społeczeństwo rozpite jest mniej dyskutujące. Tylko, że wtedy konsumpcja wynosiła 7 litrów na osobę rocznie. Obecnie osiągamy prawie 12 litrów – i to są dane za rok 2022. To powinno motywować do podjęcia kroków, których nie widać nigdzie, na żadnym polu, po żadnej stronie sceny politycznej nie ma woli, żeby cokolwiek próbować zmieniać. Zwróćmy uwagę na statystyki śmiertelności spowodowanej przez alkohol, w tej chwili mamy drugie miejsce w Europie, po Słowenii.
To powinno być alarmujące!
Warto zwrócić uwagę, że porównując dane z 2010 roku, kiedy to po raz pierwszy zbadano śmiertelność spowodowaną przez zaburzenia związane z alkoholem w Europie, w Polsce nastąpił wzrost niemal 2,5-krotny w ciągu dziesięciu lat – dane za lata 2011 i 2020. To pokazuje, jak poważne stało się to zagrożenie.
Czy pandemia zmieniła nasze nawyki picia? Widzi pan długofalowe zmiany w zachowaniach społecznych wynikających z tej sytuacji?
Cieszę się, że Pani porusza ten temat, ponieważ pełny obraz skutków pandemii zacznie się wyłaniać dopiero po latach. To nie tyle pandemia sama w sobie, co raczej zaniechania i błędy w jej zarządzaniu miały istotny wpływ. Mówimy tu o ludzkich błędach, nie o samej pandemii. W Polsce, na przykład, nie podjęto żadnych działań ograniczających dostęp do alkoholu. Co więcej, były propozycje, które wręcz promowały łatwiejszy dostęp do alkoholu, takie jak sprzedaż internetowa, a to już jest ogromnym absurdem. Zaniechania te są przyczyną tego, co obserwujemy obecnie, a konsekwencje tych działań będziemy widzieć dopiero za kilka lat. Osoby, które zaczęły nadmiernie pić w czasie pandemii, będą stopniowo szukać pomocy w systemie zdrowia. To zawsze następuje z pewnym opóźnieniem. Przewiduję, że jeszcze przez około dwa lata będziemy obserwować wzrost liczby osób potrzebujących pomocy.
Zauważa Pan wyraźne różnice, jeśli chodzi o nadużywanie alkoholu między różnymi grupami demograficznymi? Innymi słowy, czy młodsi Polacy piją inaczej niż ich rodzice i ich dziadkowie?
Zanim odpowiem bezpośrednio na to pytanie, chciałbym nawiązać do wcześniejszego wątku dotyczącego zmian w zachowaniach picia spowodowanych przez pandemię. Ludzie w pandemii zaczęli pić solo, indywidualnie. Rynek szybko zareagował na ten aspekt postpandemiczny; jest już coraz więcej reklam kierowanych na przykład do samotnych kobiet. Coraz częściej widuje się zdjęcia kobiety nad brzegiem jeziora, trzymającej w dłoni kieliszek z płynem ewidentnie wskazującym na wino. To jest coś, czego kiedyś nie było; promowało się raczej picie towarzyskie. Natomiast w tej chwili już kieruje się reklamy indywidualnie, do poszczególnych osób. Rynek zorientował się, że istnieje zapotrzebowanie na taką postawę. Konsekwencje tego będą dramatyczne. I tak jesteśmy rozpitym społeczeństwem, rozpitym narodem, de facto rozpitym kontynentem. Zajmuję się analizą badań naukowych dotyczących wpływu alkoholu na zdrowie. Dane, które publikuję na swojej stronie internetowej, często spotykają się z krytyką, a ja sam bywam nazywany radykalnym zamordystą. Owszem jestem radykalny w kwestii analizy danych, które do mnie spływają, a ja lubię wiedzieć i na swojej stronie zamieszczam poważne źródła. Sięgnę do jednego z najbardziej spektakularnych badań, które pojawiło się na rynku w przestrzeni publicznej – o wynikach tych badań dowiedziałem się w 2019 roku. To badania przeprowadzone przez Fundację Melindy i Billa Gatesów, którzy przez 26 lat finansowali obserwowanie korelacji między etanolem a rakiem. Konkluzje są jednoznaczne - nie ma bezpiecznej ilości alkoholu, każda ilość, nawet jedna lampka wina do kolacji może wywołać duplikację uszkodzeń DNA. Uważam że żyjemy w sekcie alkoholowej, a rządzą nami alkoholowe kartele. Te sformułowania, dla niektórych są mocne, dla mnie są po prostu odzwierciedleniem rzeczywistości. Jeżeli mamy do dyspozycji substancje, co do których są ewidentne badania naukowe mówiące, że są one kancerogenne w każdej ilości, to jak można odpowiedzialnie używać określenia „picie z umiarem”?
Wyprzedza pan moje pytanie, bo chciałam zapytać, czy można bezpiecznie pić alkohol?
No, właśnie nie można! Nie istnieje coś takiego jak bezpieczne picie alkoholu i warto żeby to wybrzmiało. Problem kulturowy polega również na tym, że ludziom przez gardło nie przejdzie stwierdzenie, że alkohol jest narkotykiem. A czymże jest, jeśli nie narkotykiem? Wodą mineralną? Nauka jest jednoznaczna: alkohol jest ciężką substancją narkotyczną; z powodu konsumpcji alkoholu umiera rocznie około 3 miliony ludzi na świecie. Cytuję za Światową Organizacją Zdrowia.
Jak rozpoznać wysokofunkcjonującego alkoholika? Jakie są typowe sygnały ostrzegawcze?
Problem z alkoholem zaczyna się nie od momentu uzależnienia, ale już od decyzji o jego konsumpcji. Sam fakt sięgania po alkohol jest już ryzykowny, z uwagi na jego kancerogenność i neurotoksyczność. Uzależnienie jest jednym z problemów, ale często choroby wynikające z picia pojawiają się zanim dojdzie do uzależnienia. Kolejna sprawa – alkohol cieszy się pewnym „immunitetem językowym”, jest postrzegany jako coś sympatycznego i akceptowalnego; to jest coś niezrozumiałego z punktu widzenia lingwistyki. Traktowanie alkoholu jako narkotyku jest kulturowo nieakceptowane, nikomu to przez gardło nie przejdzie, nawet środowiska medyczne mają trudności z zaakceptowaniem tego faktu. Powinniśmy mieć świadomość, że dzisiaj żyjemy w przełomowych czasach podobnych do tych sprzed 20 lat, gdy całkowicie zmienialiśmy nasze nastawienie do nikotyny. To już za nami. Dlaczego miałoby być inaczej z etanolem? Celowo używam słowa etanol, dlatego że alkohol nie kojarzy się z czymś negatywnym, a etanol jak najbardziej.
Co naprawdę dzieje się w mózgu alkoholika?
W mózgu alkoholika, ale także u osób, które regularnie piją alkohol, a nie są jeszcze uzależnione, zachodzą bardzo niekorzystne zmiany. Szkody te dotyczą przede wszystkim kory przedczołowej i substancji białej mózgu. To ważne, aby zrozumieć, że nie trzeba być alkoholikiem, by cierpieć z powodu negatywnych zmian w mózgu. Odwołam się do badań Elwina Mortona Jelinka, amerykańskiego badacza czeskiego pochodzenia, który w latach 50. analizował rynek alkoholowy, bo na podstawie jego pracy amerykańskie środowiska medyczne zdefiniowały alkoholizm. Jelinek podał następującą definicję: „alkoholizmem nazywa się każdą konsumpcją alkoholu, która wywołuje straty indywidualne, społeczne lub jedne i drugie”. Tylko że wtedy nie posiadano wiedzy na temat tego, że każda ilość alkoholu może wywołać niebezpieczne konsekwencje dla zdrowia pacjenta. Współcześnie oznacza ona, że każda spożywana ilość alkoholu oznacza bycie alkoholikiem. Podobnie zresztą jest z narkotykami: jeżeli widzi pani kogoś, kto wstrzykuje sobie heroinę, to pierwsze skojarzenie jakie pani ma to: „Narkoman”! Natomiast przy alkoholu mamy przyzwolenie społeczne.
Jakie są największe mity dotyczące alkoholu, z którymi pan się spotyka w swojej praktyce?
Jednym z największych mitów jest przekonanie, że alkohol szkodzi tylko wtedy, gdy jego spożycie przekroczy pewien poziom i doprowadzi do uzależnienia. To błędne myślenie. Alkohol szkodzi już od pierwszej wypitej jednostki. Kolejnym mitem jest przekonanie, że alkoholikiem się jest do końca życia. To niebezpieczne przekonanie, które stygmatyzuje osoby walczące z uzależnieniem i sprawia, że trudniej im uwierzyć w możliwość pełnego wyzdrowienia. Wskazuje ludzi, którzy wpadli w pętlę obsesji i już dożywotnio będą się borykać z piętnem alkoholika, a to wywołuje negatywne konsekwencje. Ponieważ każdy, kto zachorował na jakąkolwiek chorobę, czy fizyczną, czy psychiczną, to jednak chce się wyleczyć.
Ale na spotkaniach Anonimowych Alkoholików ludzie przedstawiają się, dodając: „jestem alkoholikiem” mimo tego, że nie piją na przykład od kilkudziesięciu lat.
To zjawisko jest spójne z tym, o czym wcześniej mówiłem. W naszej kulturze europejskiej, a także w większości krajów na świecie, picie alkoholu jest traktowane jako normalna, kulturowo akceptowana czynność. W rezultacie kontrolowane picie, które przestało istnieć jako możliwość dla osób uzależnionych, nadal jest postrzegane jako norma. Wielu z nich przyjmuje na siebie stygmat osoby nieuleczalnie chorej, co jest całkowitą bzdurą. Człowiek, który miał do czynienia z obsesją alkoholową, nosi w sobie neuronalny ślad tej przeszłości, podobnie jak osoby, które doświadczyły traum. Ale czy narkoman, który brał narkotyki 30 lat temu, nadal ma mówić, że jest narkomanem? To brzmi absurdalnie. Chodzi jednak o to, że nie jest normalną rzeczą przyjmowanie narkotyków, natomiast uważa się za normalną rzecz przyjmowanie legalnego narkotyku jakim jest etanol. Żyjemy więc w czasach przełomowych, a związane jest to z tym, że należy zmienić całkowicie podejście do alkoholu i zacząć go traktować w taki sam sposób, w jaki on traktuje ludzi którzy po niego sięgają: w sposób bezwzględny, jasny, klarowny i czytelny. Alkohol jest narkotykiem, ktoś kto przestaje brać narkotyki, przestaje być narkomanem, ale to nie znaczy, że może bezpiecznie wrócić do używania substancji. Ślad neuronalny w mózgu powinien stanowić barierę przed ponownym sięganiem po alkohol, nie zaś samobiczowanie się, że jest się człowiekiem uzależnionym do końca życia.
Co się stanie jeżeli człowiek, który pił alkohol, przez miesiąc nie będzie po niego sięgał?
W mojej praktyce widzę wiele przypadków, które mogę przytoczyć, kiedy pacjenci doświadczają prawdziwej euforii, nagle uświadamiając sobie, że dlaczego nie zrezygnowali z alkoholu wcześniej. Nigdy nie spotkałem osoby, która żałowałaby, że przestała się truć etanolem. Przytoczę słowa jednego z moich pacjentów, 28-latka, który po roku terapii powiedział mi na sesji, że uświadomił sobie, że pijąc alkohol wlewał do swojego organizmu chorobę psychiczną. Inny pacjent nazwał alkohol „upośledzonym narkotykiem” - narkotykiem o bardzo niskiej jakości. Warto pamiętać o bardzo konkretnej reakcji chemicznej alkoholu w mózgu. Etanol aktywuje neuroprzekaźniki GABA, które spowalniają funkcje mózgu, prowadząc do stanu otępienia. Potocznie nazywamy to „być na rauszu”. Wie pani, skąd pochodzi słowo rausz?
Z języka niemieckiego.
Dokładnie. To słowo niemieckie i oznacza otępienie. Więc bycie na rauszu jest stanem otępiennym i warto o tym pamiętać. Etanol przez godzinę wywołuje intensyfikację w wydzielaniu serotoniny i dopaminy czyli działa na ośrodki ośrodki serotoninergiczne i dopaminergiczne, inaczej mówiąc, staje się niejako lekarstwem, ale działającym tylko przez godzinę. A co należy zrobić, żeby lekarstwo dalej działało?
Znowu się napić?
Tak, przyjąć kolejną dawkę, cały czas wlewać w siebie.
Jeśli już wspomniał Pan o przełomie, to czy takim przełomem może być trend jaki daje się zauważyć, czyli picie napojów bezalkoholowych? Czy rosnąca popularność napojów o obniżonej zawartości alkoholu czy bezalkoholowych to tylko chwilowa moda, tylko odzwierciedla głębsze zmiany w społecznym podejściu do picia?
Zdecydowanie tak, jest to pozytywny trend, który warto promować i wzmacniać. Jednakże, ważne jest, aby być rzetelnym i zwrócić uwagę na osoby, które przeszły przez obsesję alkoholową i często nazywa się ich alkoholikami, a które od lat nie piją alkoholu. W mojej nomenklaturze one nie są alkoholikami, ponieważ przestały pić. Niemniej osoby te powinny unikać eksperymentów z tzw. piwem bezalkoholowym. Mimo że przemysł browarniczy promuje je jako produkty bez alkoholu, technologicznie nie jest możliwe wyprodukowanie piwa całkowicie wolnego od etanolu. Nawet minimalna ilość alkoholu, często około 0,5 procenta, może połaskotać neuroprzekaźniki i u osób które nie piły przez 5-10-15 lat może wywołać uruchomienie obsesji alkoholowej dawno już zaniechanej. To jeden czynnik dla którego nie polecam tak zwanego bezalkoholowego piwa ludziom z tak zwana przeszłością alkoholową. A druga przyczyna, nie mniej istotna, to obecność w piwie, obojętnie, alkoholowym czy bezalkoholowym, alkaloidu czyli środka psychoaktywnego o nazwie lupulina.
Czym jest lupulina?
To substancja psychoaktywna znajdująca się w szyszkach chmielu, używanych do nadania piwu goryczki. Oprócz goryczki, chmiel przekazuje też właściwości uspokajające, co sprawia, że piwo jest postrzegane jako środek rozluźniający. Właśnie dlatego wiele osób sięga po piwo – nie ze względu na zawartość alkoholu, ale ze względu na efekty działania lupuliny, która łagodzi napięcie. Warto mieć świadomość, że chmiel jako składnik psychoaktywny jest dostępny nawet w aptekach. Z tych powodów, zdecydowanie odradzam picie piwa, zarówno alkoholowego, jak i bezalkoholowego, zwłaszcza osobom z przeszłością alkoholową.
Jakie w Pana ocenie byłoby jedno działanie, które mogłoby zmniejszyć alkoholizowanie się w Polsce?
Całkowity zakaz reklam alkoholu w przestrzeni publicznej. Nie można reklamować legalnego narkotyku, bo to jest niemoralne. Nie można reklamować substancji, która wywołuje tak liczne straty społeczne i zdrowotne. To niepojęte, że do tej pory nie wprowadzono takiego zakazu. Od 41 lat nie nowelizowano ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, ona nie jest dostosowana do obecnych realiów.
Czy są nowe metody w terapii uzależnień od alkoholu obecne w Polsce? Innowacyjne terapie które pokazują już obiecujące wyniki?
Nie znam żadnych innowacji w terapii uzależnień od alkoholu. Wciąż dominuje podejście mówiące o kontrolowanym piciu i umiarze, a także przekonanie, że alkoholikiem jest się do końca życia. Jako certyfikowany specjalista w tej dziedzinie, chciałbym zauważyć, że osoby pracujące z uzależnionymi, które same nie mają przeszłości alkoholowej, powinny unikać spożywania alkoholu pod jakąkolwiek postacią. Byłoby to świadectwo prozdrowotnej postawy, czyli całkowitego odstawienia środków zawierających etanol. Tymczasem często spotykam się z opiniami, opierającymi się na rzekomo dopuszczalnych ilościach alkoholu, które mają być zgodne ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia. Jednakże WHO nigdy nie określiła bezpiecznej ilości alkoholu do spożycia. W jej materiałach promocyjnych wyraźnie jest napisane, że jedyną bezpieczną ilością alkoholu jest całkowite zero. Dla mnie alkohol może nie istnieć, natomiast oprócz tego, że jestem pragmatykiem, jestem również realistą i zdaję sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie wprowadzić prohibicji, a jest to związane z radykalizmem społecznym-kulturowym. Ludzie chcą się otumaniać, chcą być na rauszu czyli w stanie otępienia. Sam fakt picia alkoholu przy obecnym stanie wiedzy powinien być traktowany diagnostycznie. Od specjalisty anestezjologa wiem, że u osób, które nie muszą być obsesji alkoholowej, ale na przykład piją co jakiś czas alkohol, zmienia się podatność na sedację. Osoby pijące alkohol mają inną reaktywność na środki przeciwbólowe, mogą się też wybudzić w czasie operacji. Bywam u lekarzy w ramach profilaktyki i 95 procent z nich pyta mnie o to, czy palę papierosy, by dostosowywać swoje zalecenia medyczne na podstawie tego faktu. Uważam, że wszyscy lekarze powinni pytać o to, czy pacjent pije alkohol.