Derby Gorzowa dla Warty. Tęcza gromi u siebie, a Syrena po raz kolejny zdobywa Rzepin
Po czterech kolejkach zmagań na czwartoligowych boiskach możemy już powoli wyciągać pierwsze wnioski. Widać, że w tym sezonie rozgrywki będą bardzo wyrównane. Ciężko jest wskazać zdecydowanego faworyta do awansu. Swoich kibiców pozytywnie zaskakują Tęcza Krosno i Warta Gorzów. Drużyny, które awansowały z klasy okręgowej nie doznały jeszcze porażki. Widać dobrą pracę młodych trenerów Macieja Kulikowskiego i Mateusza Konefała. Na dole tabeli także nie doszło do większych zmian. Wciąż bez zdobyczy punktowej są ekipy z Karnina i Lubska.
Gra toczyła się pod dyktando przyjezdnych
W ubiegłym sezonie mogliśmy emocjonować się spotkaniami między Stilonem, a Piastem. Teraz obsadę meczów derbowych uzupełniła Warta Gorzów. Przed spotkaniem doszło do niespodziewanej zmiany trenera w Karninie. Na ławkę ponownie wrócił Jerzy Wandelt, który zastąpił Mariusza Niewiadomskiego. Nowy opiekun nie miał łatwego zadania w swoim pierwszym meczu. Faworytem byli goście, którzy potwierdzili swoją wysoką formę. Beniaminek bezlitośnie wypunktował gospodarzy i gdyby miał lepiej nastawione celowniki, to mógł strzelić jeszcze więcej goli.
- Przez 90 minut kontrolowaliśmy przebieg gry. Piast musiał rozegrać to spotkanie, miał ogromne problemy kadrowe. Gospodarze nie mieli żadnych atutów, aby nas czymś zaskoczyć. Wyszli w osłabionym składzie. Przez 30 minut fajnie bronili się na własnej połowie, natomiast później było widać, że zaczynają opadać z sił. Zaczęło się robić coraz więcej miejsca między formacjami. Strzelona bramka zabrała im całkowitą wiarę. W drugiej połowie graliśmy mądrze, długo utrzymywaliśmy się przy piłce. Piast nie postawił nam wysoko poprzeczki. Zespół chciał wygrać mecz jak najmniejszym nakładem sił. Też ich rozumiem, ale jako trener wolałbym, aby zwycięstwo było bardziej okazałe, ponieważ mieliśmy rywala na łopatkach - mówił Mateusz Konefał, trener Warty.
W zdecydowanie gorszym nastroju był opiekun Piasta, który wciąż okupuje ostatnie miejsce w ligowej tabeli - Wyszliśmy na boisko głównie juniorami i młodzieżowcami. Widać było brak doświadczenia u tych chłopców. Przez pierwsze dwa kwadranse spisywaliśmy się dobrze, jednak później nasza gra wyglądała zdecydowanie słabiej. Warta ma w swoich szeregach piłkarzy dobrze wyszkolonych technicznie, którzy pokazali mojemu zespołowi, jak należy grać. Popełnialiśmy wiele prostych błędów i dawaliśmy rywalowi szanse na zdobycie bramek. Jedną z nich straciliśmy nawet po wrzucie z autu. Moi zawodnicy nadal grają piłkę juniorską. Muszą się przestawić na to, co powinni prezentować na boiskach seniorskich - odparł Wandelt.
Trener Leszczyński ma patent na Ilankę
Do ciekawego starcia doszło w Rzepinie, gdzie spotkały się czołowe ekipy ubiegłorocznych rozgrywek. W tym meczu ciężko było wskazać faworyta. Pierwsi do siatki rywala trafili goście, którzy po 55 minutach prowadzili 2:0. Ilanka nie zamierzała się poddać i udało jej się doprowadzić do remisu. W końcówce gospodarze postawili wszystko na jedną kartę. Chcieli strzelić zwycięskiego gola, ale to im się nie udało. Goście wyprowadzili decydujący cios, a w doliczonym czasie strzelili czwartą bramkę, już do pustej bramki, ponieważ Artur Tumaszyk pobiegł w ich pole karne, aby pomóc kolegom w końcówce.
- Zawsze po przegranej, następny mecz chce się wygrać. Jesteśmy młodym zespołem, a w sobotnim spotkaniu w pewnym momencie mieliśmy ośmiu młodzieżowców na boisku. Przyjechaliśmy mocno osłabieni. Chcieliśmy przełożyć to spotkanie, lecz Ilanka nie chciała się zgodzić. Zagraliśmy na sportowej złości i pokazaliśmy dobry futbol. Mecz z Tęczą był wypadkiem przy pracy. Popełniliśmy wtedy kilka prostych błędów. Liga w tym sezonie jest długa i wyrównana, więc dopiero na koniec sezonu będzie można powiedzieć, kto zasłużył, aby ją wygrać - skomentował Tomasz Leszczyński, opiekun Syreny.
- Stracony gol „do szatni” nie miał wpływu na dalszy przebieg meczu. Nie zmienialiśmy nic w taktyce po 45 minutach. Mecz był bardzo wyrównany i stał na dobrym poziomie. W drugiej połowie robiliśmy dalej swoje, doprowadziliśmy do wyrównania, ale nie udało się nam dowieźć choćby tego jednego punktu. Zespół chciał strzelać kolejne gole, aby odnieść zwycięstwo, jednak nadzialiśmy się na kontrę i goście zdobyli dwie bramki. Trener Syreny wpuścił świeżego zawodnika, który zrobił kilkudziesięciometrowy rajd i w sytuacji sam na sam pokonał Tumaszyka - powiedział Daniel Odziemkowski, trener Ilanki.
Trener Burzawa był zachwycony Tęczą
Kolejne zwycięstwo odniosła Tęcza, która w tym sezonie nie znalazła jeszcze swojego pogromcy. W samych superlatywach ich grę komplementował opiekun Spójni -- Pierwsza połowa wyglądała zupełnie przyzwoicie, ale bramka tuż przed przerwą spowodowała, że wyszliśmy na drugą połowę z zamiarem odrobienia strat. Jednak zaraz po wznowieniu gry dostaliśmy drugiego gola i wszystko się wtedy posypało. Dysponowaliśmy bardzo krótką ławką rezerwowych, ale to nie tłumaczy, że zagraliśmy słabo. Podobał mi się zespół Tęczy. Jeżeli potwierdzą to, co grali w meczu z nami, to będą bardzo groźnym zespołem dla każdego. Fajnie grają, próbują szybko operować piłką, także zasłużenie wygrał, ponieważ my nie mieliśmy piłkarskich argumentów - powiedział Zenon Burzawa, trener Spójni.