Rene z kawiarni nie powie już "Allo, allo"
Brytyjski serial „Allo, allo” dla wielu był kultowy. Aktor Gorden Kaye, który grał głównego bohatera, Rene Artois, zmarł 23 stycznia tego roku
Pamiętacie „angielskiego idiotę, któremu wydaje się, że mówi po francusku”, pełną szalonych pomysłów działaczkę ruchu oporu przestrzegającą „słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać”, przedsiębiorcę pogrzebowego o słabym sercu albo oficera Gestapo, którego ojcem chrzestnym jest Heinrich Himmler? Jeśli tak, to musieliście śmiać się podczas emisji kultowego brytyjskiego serialu komediowego „Allo, allo”. To dziewięć serii kręconych przez dziesięć lat, osiemdziesiąt pięć odcinków pokazywanych prócz Wielkiej Brytanii i Polski również w ponad pięćdziesięciu krajach i kwestie, które na długo zachowały się w pamięci widzów. Centralną postacią produkcji był tchórzliwy właściciel kawiarni w prowincjonalnym francuskim miasteczku, Rene Artois. Aktor Gorden Kaye, który odtwarzał tę postać, zmarł 23 stycznia. Miał 75 lat. Słynny „Nocny Jastrząb” pozostanie już tylko na ekranie.
Gorden Kaye urodził się w 1941 roku w Huddersfield w hrabstwie West Yorkshire. Jako aktor zaczął pracować w połowie lat 60. Grał w operach mydlanych, ale też inscenizacjach dzieł Szekspira. Kiedy na początku lat 80. przyjmował rolę w „Allo, allo”, nie przypuszczał pewnie, że jego twarz stanie się znana w wielu krajach świata. Rola Rene stała się dla niego rolą życia, a sam serial w wielu kręgach uważany jest za kultowy. O Kaye’u głośno było nie tylko z powodu roli w „Allo, allo”. W 1988 aktor po nacisku tabloidów przyznał, że jest homoseksualistą. Dwa lata później uległ groźnemu wypadkowi samochodowemu, ale mimo poważnego stanu udało mu się wrócić do pełni sił. W latach 1982-1992 zagrał we wszystkich odcinkach „Allo, allo”. Pojawił się także w „Powrocie Allo, allo”, stuminutowym filmie telewizyjnym, nakręconym przez BBC w 2007 roku, dotychczas w Polsce niepokazywanym.
„Allo, allo” było ósmym serialem napisanym dla brytyjskiej telewizji przez Davida Crofta (potem stworzył też m.in. wyświetlane również w Polsce seriale „Pan wzywał, milordzie” i „Stacyjka Hatley”). Pierwszym współscenarzystą był Jeremy Lloyd, którego potem zastąpił Paul Adam. Wszystko zaczęło się od serialu „Secret Army” z drugiej połowy lat 70. Bo „Allo, allo” wykorzystuje z niego wiele wątków, choć najczęściej oczywiście na zasadzie parodii.
Podstawa fabuły? Przy rynku w prowincjonalnym Nouvion (miasteczko istnieje naprawdę, choć zdjęcia kręcono w okolicach Norfolk w Anglii) na francuskim brzegu kanału La Manche działa kawiarnia prowadzona przez Rene Artois. Razem z nim mieszkają żona Edith (jej imię nawiązuje chyba do Edith Piaf, ale talent wokalny chyba niekoniecznie) i nieznośna teściowa. Co ciekawe, serialowa żona Renego - grana przez Carmen Silverę - w rzeczywistości była od niego o dziewiętnaście lat starsza i tylko o osiem lat młodsza od Rose Hill, która grała rolę jej matki. W kawiarni mieszkają też dwie kelnerki, z którymi Rene zdradza żonę, ukrywają się też dwaj angielscy lotnicy, którzy ni w ząb nie rozumieją po francusku. Są też Niemcy, którym w zasadzie walczyć się nie chce i para fajtłapowatych gestapowców. Ta mieszanka powoduje lawinę gagów i sytuacji, w których trudno powstrzymać się od śmiechu. Widzowie do dzisiaj pamiętają też sceny - nazwijmy to - miłosne. Wydawany przez Ivette okrzyk „Ooooo, René!” i słowa „Ty głupia kobieto!” wypowiadane przez głównego bohatera za każdym razem, gdy żona przyłapuje go w bliskiej sytuacji z inną kobietą, stały się znakami rozpoznawczymi „Allo, allo”.
W polskiej telewizji „Allo, allo” pojawiło się po raz pierwszy w grudniu 1991 roku na antenie Dwójki. Tłumacze musieli się nieźle napracować, by przetłumaczyć chociażby kwestie wypowiadane przez angielskiego oficera Crabtree, który przekręca francuskie słowa. Jego „dziń dybry” to do dziś jedno z pierwszych skojarzeń z tym serialem. W Polsce dialogi czytane były przez lektora, z kolei w Czechach postawiono na dubbing. Rolę Rene zagrał znany aktor teatralny Vaclav Postranecky, a jego żony - Iva Janżurova, znana z roli siostry Hunkovej w popularnym „Szpitalu na peryferiach”.
Pewnie inaczej „Allo, allo” by wyglądało, gdyby w Anglii również toczyły się działania wojenne. Dla Polaków było zdecydowanie nowym typem wojennego humoru. Komedii wojennych u nas nie brakowało („Jak rozpętałem drugą wojnę światową” czy „Gdzie jest generał?”), jednak widz od początku do końca wiedział, kto jest dobrym, a kto złym bohaterem. Tu jest inaczej. Śmiejemy się ze wszystkich. I tak już chyba zostanie. „Allo, allo” długo będzie jeszcze częścią popkultury.