
Czy można w wieku 50 lat stać się rozpoznawalnym artystą? Zdobyć popularność nie mając wykształcenia, nie potrafiąc pisać i czytać? Historia wyjątkowego człowieka – Józefa Piłata pokazuje, że tak.
Urodził się 13 marca 1900 roku w niewielkiej wsi Dębska Wola położonej nieopodal Morawicy w powiecie kieleckim, oddalonej od stolicy województwa świętokrzyskiego o około 18 kilometrów. Był najstarszym z pięciorga rodzeństwa. Jego rodzice – Wincenty oraz Marianna z Witkowskich trudnili się uprawą roli. Ojciec Józefa, pochodził z Dębskiej Woli, matka – z Bilczy. Umiała czytać i pisać, co w tamtych czasach było prawdziwą rzadkością. Starała się potajemnie przekazywać tę wiedzę młodszym. Nie tylko swoim, ale także dzieciom sąsiadów. – Kiedy ktoś ostrzegł „straźniki ido!”, tabliczki, rysiki i książki ukrywano pospiesznie pod grochowinami i aby ich zmylić, wylęknione dzieci zabierały się do łuskania grochu, darcia pierza, tłuczenia jęczmienia – pisała w publikacji poświęconej Józefowi Piłatowi, Barbara Erber.
Nie potrafił czytać i pisać
Przekazywanie wiedzy to jedno. Drugą kwestią pozostała wola i umiejętność jej przyswojenia. Józefowi Piłatowi szło to niezwykle opornie. Po wielu latach wspominał – „ni mógem się ucyć wcale, bo zaraz mie od tego bardzo łeb boloł” – mówił charakterystyczną świętokrzyską gwarą. Umiał się podpisać, jednak i to przychodziło mu to z dużym trudem. Do końca życia nie nauczył się polskiego alfabetu.
Jak podkreśliła Barbara Erber – „żył i dorastał w niemal całkowitej izolacji od cywilizowanego świata. Osobowość jego formowała się wyłącznie w kręgu doświadczeń jakie niosło codzienne, prymitywne życie rodzinnej wsi”. Mimo, że brak umiejętności czytania oraz pisania był przez wiele lat zaborów powszechnym zjawiskiem, to jednak możliwość zdobycia wiedzy, wspomnianych umiejętności było już czymś rzadko spotykanym.
Piłat „był mizernego wzrostu i słabowity” – oceniła Barbara Erber. Nie mógł zajmować się gospodarką. Przydzielano mu lżejsze zajęcia – wypasanie bydła oraz gęsi. Podczas najprostszych prac znajdował czas, by oddawać się swojej pasji. Było nią struganie. Wykonywał z drewna zabawki, lalki i zwierzątka. Jego rodzina była uboga. Bieda towarzyszyła Piłatowi przez niemal cały okres jego życia. Jedną z szans zarobienia dodatkowych pieniędzy stała się sprzedaż przygotowanych figurek.
Zajęcie bez przyszłości?
- Była to postać o tyle niezwykła, że wykluczona, żyjąca po za nawiasem lokalnej społeczności – powiedziała o Piłacie Anna Latos-Paryska, kierownik działu sztuki ludowej Muzeum Narodowego w Kielcach. Jednym z powodów było to, że sam stronił od rówieśników. Był typowym samotnikiem. Nazywano go „kryjok”, co oznaczało osobę ukrywającą się. Z drugiej strony społeczność wiejska sama go wielokrotnie marginalizowała. Uważano go za dziwaka, ale przede wszystkim na ocenę miało wpływ zajmowanie się przez Piłata tak bezproduktywnym zajęciem jakim, w ich opinii było, struganie figurek. Przed długi okres nie przynosiło ono żadnych dochodów, jego praca nie cieszyła się zainteresowaniem mieszkańców okolicznych wsi. – Nie było na moje figurki pokupu, kozdy woloł gipsowe, bo były gładse – przyznawał Piłat. Mimo to, swojemu zajęciu poświęcił się bez reszty. To było głównym zarzutem, nie tylko sąsiadów, ale także części jego rodziny – przede wszystkim matki.
W 1927 roku Józef Piłat wziął ślub z Katarzyną Kowalską z Woli Morawickiej. Wtedy też jego żona stała się największym krytykiem zajmowanej przez niego profesji. Kiedy pewnego razu na targu w Kielcach nie udało się sprzedać większej ilości figurek, zabroniła mu zajmować rzeźbieniem. Nie zrezygnował jednak ze swojej pasji. Zaczął ją wykonywać po kryjomu, w tajemnicy przez małżonką, zajętą pracą w polu.
- Zamiast paść krowy po miedzach jak mu przykazywała [żona – redakcja], zostawał w chałupie i rzeźbił, a gdy Katarzyna wracała pod wieczór do domu i zastawała głodne bydło w oborze, próbował wykręcić się chytrze, że pasł ale krowy jeść nie chciały. Ktoś w końcu zdradził te jego wykręty i wtedy w gniewie, w zapamiętaniu i rozgoryczeniu Katarzyna zniszczyła rzeźby – pisała Barbara Erber. Nie potrafił zająć się gospodarstwem, cały ciężar jego utrzymania spoczywał na barkach żony. Jego bracia dorabiali handlem, pracą na kolei lub we dworze, ale on nie dawał się do tego namówić. Mimo problemów finansowych nie chciał szukać nowej pracy, mogła ona polepszyć sytuację materialną rodziny, która przez lata mieszkała razem z matką Józefa Piłata oraz żonatym bratem.
Rzeźbiarz nie umiejąc pisać i czytać, nie potrafił zdobyć wiedzy z książek oraz gazet potrzebnych do rozwoju artystycznego. Z czasem, kiedy na wsi pojawiły się telewizory, także telewizja nie zyskała jego aprobaty. – Męczyły go migające obrazy – tłumaczyła Anna Latos-Paryska. Kiedy zaznał już trochę sławy, zdobył pieniądze, zdecydował się na kupno radioodbiornika, jednak używał go bardzo rzadko. Mimo to posiadał dużą wiedzę, o czym świadczą rzeźby, które wykonywał. Skąd zatem czerpał inspiracje? Między innymi z legend o żywotach świętych. Tak powstała między innymi figurka przedstawiająca świętego Krzysztofa – patrona podróżnych. Jego historię usłyszał od żony Katarzyny.
Piłatowi opowieść o nim bardzo się spodobała. Miał tylko jedno pytanie – Czy to wszystko działo się u nas w Polsce? Piłatowa zapewniła go, że tak - …bo jakby w dalekich krajach, to my tu skąd wiedzielibyśmy o tym zdarzeniu. Rzeźbiarz postanowił wykonać figurę świętego, ale że nigdy nie widział tej postaci, poprosił swojego jedynego przyjaciela i regionalistę Tomasza Gajdę, by przyniósł mu odpowiedni obrazek. Kiedy jednak minęło kilka dni, a obiecanego wizerunku nie otrzymał, postanowił wykonać rzeźbę według własnego wyobrażenia. I tak powstała odbiegająca od typów ikonograficznych bardzo interesująca praca. Piłat bowiem przedstawił świętego w spodniach z podwiniętymi do kolan nogawkami, jak to czynią chłopi, gdy przechodzą przez rzekę i w marynarce jednorzędowej, jaką sam nosił. Dzieciątko, jak w legendzie, posadził na barku świętego – wyjaśniała wyjątkowe podejście Piłata, Anna Latos-Paryska z kieleckiego Muzeum Narodowego.
„Odkryty” w Polsce „ludowej”
Wytrwałość w końcu przyniosła mu korzyści. W 1949 roku, prawie już pięćdziesięcioletni mężczyzna poznał innego rzeźbiarza, zarazem pracownika Wydziału Kultury Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach, który przygotowywał konkurs. Jego figurki przypadły do gustu krytykom. Wystawiane były na terenie całego ówczesnego województwa kieleckiego. Tak rozpoczęła się znakomita kariera świętokrzyskiego rzeźbiarza.
Około 1953 roku poznał krakowskiego kolekcjonera szopek, zarazem aktora Teatru Rozmaitości, Ferdynanda Solowskiego. Piłata, jako interesującego rzeźbiarza, polecił przyjaciel artysty z Krakowa, który przejeżdżał przez Dębską Wolę. – Niewątpliwa życzliwość Solowskiego, jego pamięć o Piłacie […] sprawiały, że rzeźbiarz chętnie spełniał jego życzenia – pisała Barbara Erber. Solowski propagował figurki w krakowskim środowisku, przekazywał jako prezenty, a część oddał do zbiorów miejscowego Muzeum Etnograficznego. Aktor, będąc pod wyraźnym wrażeniem twórczości Piłata, popularyzował jego pasję także na łamach krakowskiej prasy.
Najlepsze lata dla artysty z Dębskiej Woli miały dopiero nadejść. Piłat i jego rzeźby stawały się znane i cenione. Od 1960 roku dostarczał on swoje prace do Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego, tak zwanej Cepelii, która rozprowadzała jego prace za granicą Polski. Były niezwykle poszukiwane przez zagranicznych kolekcjonerów. Przez kolejne lata, udało mu się wyrzeźbić znaczną ilość prac zarówno w drewnie, jak i kamieniu. Bez trudu trafiały do kolejnych nabywców. – Nastąpiło wielkie zainteresowanie Piłatem kolekcjonerów różnego gatunku. Zasypywali rzeźbiarza listami z zamówieniami, odwiedzali w domu wykupując wszystko, co zastawali. Naglony terminami Piłat rzeźbił w pośpiechu, a raczej powielał głównie dwa tematy – Pietę [motyw przedstawiający Matkę Boską trzymającą na kolanach martwego Jezusa Chrystusa – redakcja] i Chrystusa Frasobliwego [motyw przedstawiający Jezusa Chrystusa rozmyślającego w pozycji siedzącej – redakcja], nie znajdując już wiele czasu do spokojnego namysłu nad nowymi tematami – pisała Barbara Erber.
W rodzinnej wsi nie mogli uwierzyć w popularność rzeźb Piłata. – Dopiyro jak państwo zacyno te rzeźby brać, przyjezdzac samochodami, płacić – ludzie we wsi pogłupieli! – wspominał. Popytowi dziwiła się nawet jego żona, twierdząc, że figurki są niezgrabne i niestarannie wykończone.
Artysta z Dębskiej Woli zmarł po ciężkiej chorobie – 13 września 1971 roku. Został pochowany na cmentarzu w Brzezinach w gminie Morawica.
Religia, polityka i potwory
Swój sukces Piłat zawdzięcza rzeźbom o tematyce religijnej. Przedstawił on między innymi świętych, Matkę Boską, Jezusa Chrystusa oraz sceny z Starego i Nowego Testamentu. W twórczości rzeźbiarza pojawia się także tematyka polityczna i historyczna. Wykonał on figurki Włodzimierza Lenina i generała Karola Świerczewskiego, ale także Tadeusza Kościuszki oraz Bolesława Śmiałego. Prezentował także lokalne życie codzienne – wyrzeźbił między innymi kobiety udające się na targ, sklepik żydowski w Dębskiej Woli oraz urzędnika z Kielc.
Szczególne miejsce zajmowały prezentacje o charakterze mitycznym i fantastycznym. Józef Piłat strugał smoki, syreny, diabły oraz egzotyczne zwierzęta – w tym krokodyle. Inspirowały go różnego rodzaju obrazki, zdjęcia oraz opowiadania, w które samemu ciężko mu było uwierzyć. Duża część jego rzeźb znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach.