Akt oskarżenia w tej sprawie Prokuratura Rejonowa w Ropczycach skierowała już do sądu. Ratownik przyznał się do popełnienia kradzieży.
To był 16 listopada 2016 r. 81-letnia Irena Pałac z Sędziszowa Młp. nagle źle się poczuła i zadzwoniła po pogotowie.
- Przyjechało dwóch ratowników. Jeden mnie badał i mierzył ciśnienie, a drugi kręcił się obok - opowiada kobieta. - Potem wzięli mnie na badania do szpitala -wspomina.
Tego samego dnia kobieta została wypisana do domu. Następnego zauważyła, że z pudełeczka na jej meblościance zniknął niezwykle cenny złoty pierścionek z czerwonym rubinem.
- Byłam pewna, że tam jest, bo rano, zanim przyjechali do mnie ratownicy pamiętam jak zdejmowałam go z palca - opowiada. - Mieszkam sama a przez kilka ostatnich dni nikt mnie nie odwiedzał - opowiada.
Sprzedał w lombardzie
Sprawę zgłosiła na policję. Ta przesłuchała obu ratowników w charakterze świadków, ale obaj kategorycznie zaprzeczyli, że mieli coś wspólnego z kradzieżą. I sprawa zostałaby zapewne umorzona, gdyby nie fakt, że policjanci dotarli do rzeszowskiego lombardu, w którym jeden z ratowników, tego samego dnia, kiedy był z wizytą u pani Ireny sprzedał jej pierścionek.
- Zabezpieczono umowę sprzedaży na nazwisko podejrzanego. Pierścionek, który wyceniliśmy na 2400 zł sprzedał za 400 zł - opowiada Bernadetta Szpyrka-Kwartnik z ropczyckiej prokuratury. - Przesłuchany ponownie przyznał się i wyjaśnił, że wykorzystał moment, w którym pacjentka odwróciła głowę by zabrać z półki pierścionek i srebrną biżuterię, natomiast nie tłumaczył motywów swojego działania - dodaje.
34-latek zakwestionował jednak wycenioną wartość rodzinnej pamiątki pani Ireny. Twierdzi, że jest warta ok. 760 zł. Akt oskarżenia w jego sprawie trafił już do ropczyckiego sądu. Co ciekawe w dębickiej prokuraturze został także złożony wniosek o dobrowolne poddanie się karze za inne podobne przestępstwa. Ratownik miał ukraść także złotą biżuterię z szuflady odwiedzanego w domu pacjenta i 2 tys. zł w gotówce. Z kolei podczas przewożenia pacjentki do szpitala miał zabrać z jej torebki łańcuszek. O takie przynajmniej czyny oskarża go prokuratura.
Ratownik nadal pracuje
Ratownik nadal pracuje w ropczyckim pogotowiu.
- Jest zatrudniony w ZOZ-ie, ale nie ma kontaktu z pacjentami - mówi Mirosław Leśniewski, dyrektor placówki. - Wszyscy byliśmy bardzo zaskoczeni, że taka sytuacja miała miejsce, ale ja jako dyrektor muszę postępować zgodnie z prawem. Ratownik ma na razie tylko zarzuty, dopóki nie zapadł prawomocny wyrok, jest niewinny - dodaje.
Pani Irena podkreśla, że liczy na sprawiedliwą karę dla podejrzanego i na to, że jeżeli są jeszcze jacyś poszkodowani, zgłoszą się na policję.