Rafał Kłopotowski: Osobom w kryzysie psychicznym próbuję pomóc odzyskać marzenia
Gdy cierpi się tak bardzo i nie ma się już siły, to chce się pójść do szpitala. Jednak istnieje problem związanymi z tymi chorobami. To wstyd i stygmatyzacja. „A, co, ja wariat jestem?”, „Nie jestem psycholem” – te stereotypy i uprzedzenia wciąż funkcjonują i niestety są bardzo szkodliwe – mówi Rafał Kłopotowski, asystent zdrowienia z Centrum Zdrowia Psychicznego.
Aktor, reżyser, twórca teatralny, wykładowca. Dziś jest Pan asystentem zdrowienia osób w kryzysie psychicznym bądź po takim kryzysie. Jak kształtowała się Pana droga do tej roli?
Ta droga prowadziła przez moją chorobę. W 2017 roku zostałem zdiagnozowany jako osoba cierpiąca na chorobą dwubiegunową i ADHD. Mieszkałem wówczas w Stanach Zjednoczonych; rok później zaangażowałem się w pracę w amerykańskiej organizacji, która polegała na wzajemnym wsparciu osób po kryzysie psychicznym. Zdobyłem certyfikat ukończenia stosownych kursów jako asystent zdrowienia. Kiedy w maju 2022 roku wróciłem do Polski, na podstawie tego certyfikatu otrzymałem możliwość pracy asystenta zdrowienia w Polsce.
Jakie są główne różnice między pracą asystenta zdrowienia w Ameryce a w Polsce?
Przede wszystkim, moja praca tutaj nieco różni się od tej, którą wykonywałem za oceanem, ponieważ 80 procent mojego czasu spędzam w szpitalu, gdzie pracuję bezpośrednio z pacjentami przebywającymi na oddziałach psychiatrycznych. Moje zadania koncentrują się głównie na prowadzeniu indywidualnych rozmów, udzielaniu wsparcia oraz przeprowadzaniu wywiadów, z których korzystają później psychiatrzy. W Stanach Zjednoczonych skupiałem się na pomocy ludziom po kryzysie, którzy nadal mieszkali w domu z rodziną. Spotykaliśmy się na zajęciach, lub w kawiarniach, rozmawialiśmy o ich życiu, o problemach oraz o tym, jak radzić sobie dalej; jak kontynuować pracę i normalnie funkcjonować.
Jakie korzyści przynosi Pana doświadczenie dla osób, z którymi Pan pracuje w Polsce?
Ludzie dotknięci chorobą psychiczną, szczególnie na początkowym etapie, odczuwają strach; boją się, że ich życie się skończyło, że nie będą w stanie funkcjonować normalnie, nie będą mieli rodziny, pracy czy możliwości osiągnięcia innych celów. I widzą faceta, który podobnie jak oni ma diagnozę choroby psychicznej, a mimo to prowadzi normalne życie, pracuje, ma rodzinę. Zdarza się, że kiedy dowiadują się, że mam chorobę dwubiegunową, jest to dla nich miłym zaskoczeniem. Otwierają się; niektórzy wołają: „Ja też!”. To pierwsza korzyść płynąca z moich doświadczeń. Dodatkowo w Centrum Zdrowia Psychicznego prowadzę grupy wsparcia. Pomagam ludziom dojść do porządku dziennego z ich diagnozą, by mogli rozwiązać codzienne problemy, z którymi się zmagają. Trzeba mieć do tego ludzkie podejście. Słyszę na przykład: „Wylądowałem w szpitalu, a żona sama z dzieckiem, jak ona sobie poradzi, może lepiej, żebym już wyszedł ze szpitala”. Dążę do tego, aby pomóc im znaleźć spokój i pokazać, że istnieje nadzieja na rozwiązanie codziennych problemów, z którymi się borykają. Ten model pracy stosowałem również w Stanach Zjednoczonych i przynosił dobre rezultaty. Moje doświadczenie pozwala mi pracować z różnymi ludźmi, ponieważ zdobyłem wiedzę na temat wielu chorób i zaburzeń, a przede wszystkim - posiadam odpowiednie wykształcenie w tej dziedzinie.
Co łączy osoby w kryzysie psychicznym? Istnieje narzędzie, które Pan jako asystent zdrowienia może wykorzystać, by pomóc wszystkim, niezależnie od różnych diagnoz?
Każdy człowiek jest inny, dlatego do każdej osoby trzeba podejść indywidualnie i zastosować różne narzędzia. Dziś na przykład z jedną panią rozmawiałem o religii, wcześniej spotkałem się z pacjentką, która niedawno trafiła do szpitala i zastanawiała się, co powinna teraz zrobić. Rozmawiałem z mężczyzną, który był bardzo zdenerwowany, bo oczekiwał na diagnozę i bardzo się jej obawiał. Każdy ma swoje problemy i lęki, a ja te uczucia rozumiem, ponieważ sam ich doświadczałem a także obserwowałem, jak inni się z nimi mierzą. Dzięki temu mogę oferować pomoc w sposób dostosowany do potrzeb konkretnej osoby.
Z czym się Pan zmagał? Na czym dokładnie polega Pana choroba?
Choroba dwubiegunowa polega na występowaniu okresów depresji klinicznej, w których trudno jest wstać z łóżka i się ogarnąć, a wyjście do pracy staje się torturą. W takich momentach wszystko idzie źle, człowiek jest przytłoczony depresją. Następnie następuje okres remisji, w którym wszystko wraca do normy i funkcjonuje się, jak każdy człowiek. Kolejnym etapem jest faza manii, w której mam zwiększoną aktywność, nie potrzebuję snu, znam odpowiedzi na wszystkie pytania i podejmuję decyzje, których normalnie bym się nie podejmował. Czasem są nieodpowiednie, na przykład wydawanie dużych sum pieniędzy na niepotrzebne rzeczy czy ryzykowne kontakty seksualne. Człowiekowi w stanie maniakalnym towarzyszy często psychoza, ja jej na szczęście nie doświadczałem. Ale mam też ADHD, które utrudnia mi skupienie się na czymkolwiek. Zaczynam jedno zadanie, a potem porzucam je, przechodząc do kolejnego. To może dotyczyć drobnych domowych czynności, na zaczynam gotować, a potem przerywam, by odkurzać, po czym zostawiam to po odkurzeniu połowy dywanu i rozpoczynam coś innego. Może to również dotyczyć większych rzeczy, na przykład zaczynam coś pisać, piszę przez półtora dnia, po czym całkowicie tracę zainteresowanie tym projektem, nie mogąc się już zebrać, żeby dokończyć. Albo ciężko mi usiedzieć w jednym miejscu.
Jakiego wsparcia Pan wówczas potrzebował?
Gdy doświadczałem tych objawów, najbardziej potrzebowałem spokoju i bycia traktowanym jak zwykły człowiek, a nie jak chory. Byłem szczęśliwy, gdy odwiedzali mnie wtedy moi synowie, domagali się, abym coś dla nich zrobił. To właśnie te codzienne, zwykłe czynności, jak ugotowanie im obiadu, były dla mnie najlepsze. Dawały mi poczucie normalności, takiego życia, jakiego pragnąłem.
Dlaczego zdecydował się Pan przenieść do Polski?
Mam 65 lat; w Stanach Zjednoczonych spędziłem 42 lata. Już się tam namieszkałem. W Polsce mam rodzinę i przyjaciół. Chciałem wrócić do domu.
Jakie są główne cele i zadania asystenta zdrowienia w kontekście opieki psychiatrycznej, zwłaszcza dla osób znajdujących się w kryzysie lub po kryzysie?
To zależy od momentu, w którym spotykamy tę drugą osobę, ponieważ jej potrzeby mogą być różnorodne. Czasami potrzebuje jedynie informacji, na przykład o tym, że psychiatra zajmuje się farmakologią, a nie rozwiązywaniem życiowych problemów. Możemy porozmawiać, sprawdzić, jak działają różne leki, do pewnego stopnia mogę opowiedzieć o objawach choroby. Nie jestem psychiatrą, ale rozumiem, jak działają niektóre mechanizmy. Jednak najważniejsze jest zapewnienie wsparcia dla tych osób, przekazywanie im informacji praktycznych. Pacjenci w kryzysie są bardzo rozmowni, chcą opowiadać o różnych swoich pomysłach na świat, o sytuacjach, które ich spotkały, a nikt nie chce ich słuchać. W takich przypadkach samo wysłuchanie takiej osoby jest formą wsparcia. Jeśli ktoś jest bardzo smutny i chce się wypłakać, to jestem obok niego.
Te emocje chyba też Pana dotykają? Jak Pan sobie później z nimi radzi?
Trochę mnie dotykają, ale mam swoje sposoby radzenia sobie z tym. Ćwiczenia, medytacje, spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Czasami pomaga pisanie, a dzięki temu, ze mam kota, mogę się nim zająć. To wszystko pomaga mi złagodzić te emocje.
Z jakimi jeszcze trudnościami spotyka się Pan jako asystent zdrowia?
Wymagającą sytuacją jest obserwowanie osób, które na pierwszy rzut oka wydają się być zdrowe, ale nagle wybuchają intensywnymi, głośnymi i dynamicznymi reakcjami. Krzyczą, przeklinają, rzucają się i uderzają pięściami. I potem nagle taka osoba znów wraca do swojego normalnego stanu. W Instytucie Psychiatrii i Neurologii przy ulicy Sobieskiego, pracuję na trzech różnych oddziałach. Jednym z nich jest oddział zamknięty, gdzie przebywa 40 osób i panuje dość napięta atmosfera. Mam jednak tę możliwość, że po godzinie pracy mogę się przenieść się na inny oddział. Oprócz tego prowadzę dwie grupy wsparcia w Centrum Zdrowia Psychicznego. Pracuję też z ludźmi indywidualnie, oczywiście, jako asystent zdrowia, nie jako terapeuta czy psychiatra, bo nimi nie jestem.
Jaka jest różnica między pracą w Instytucie a pracą w Centrum Zdrowia Psychicznego? Jak wyglądają Pańskie dyżury w tych miejscach?
W Centrum Zdrowia Psychicznego prowadzę dwie grupy – pracuję z rodzinami, które mają chorych bliskich oraz z pacjentami. W tej chwili jest to dość dynamiczna sytuacja, ponieważ staramy się wypracować najlepszy sposób pracy. Moim celem jest też zorganizowanie grupy edukacyjnej dla rodzin.
Z jakimi problemami zmagają się rodziny?
Największym problemem dla rodzin jest niemożność przekonania bliskiej osoby do rzeczywistości lub przekonanie chorego o konieczności pójścia do szpitala, bo jest chory. Choremu w psychozie wszystko wydaje się być takie, jakie powinno być. Na przykład, jeśli słyszy sąsiada, który o nim mówi, to on wie, co słyszy i uważa, że jeśli ktoś tego nie słyszy, to jego problem. Zatem może być dla niego wyzwaniem, żeby uwierzyć, że to nie jest prawda, że nikt tego nie słyszy.
Jak przekonać osobę do podjęcia leczenia?
Niestety, nie ma prostego sposobu na przekonanie osoby do podjęcia leczenia. Często zdarza się, że osoba musi trafić do szpitala, ponieważ jej psychoza pogarsza się na tyle, że sama nie jest w stanie sobie poradzić. W takiej sytuacji, gdy cierpi się tak bardzo i nie ma się już siły, to chce się pójść do szpitala. Jednak istnieje problem związanymi z tymi chorobami. To wstyd i stygmatyzacja. „A, co, ja wariat jestem?”, „Nie jestem psycholem” – te stereotypy i uprzedzenia wciąż funkcjonują i niestety są bardzo szkodliwe.
Asystent zdrowia to nowy zawód w Polsce. Jak Pan widzi perspektywy rozwoju tego zawodu? Co tu można zmienić, co ulepszyć w systemie opieki psychiatrycznej?
Najlepszym miejscem są właśnie centra zdrowia psychicznego. Są oddzielone od szpitala, ale jednocześnie powiązane z nim administracyjnie. Naszym celem jest, aby ludzie po kryzysie żyli w społeczności, w przyjaznym środowisku, a nie wciąż trafiali na pobyt do szpitala, czy mieszkali w azylach. Centra zdrowia psychicznego stanowią miejsce, gdzie możemy spotykać się z osobami, które wyszły ze szpitala, przeszły kryzys, ale nadal doświadczają trudności. Często nie wiedzą, co dalej robić, nie do końca rozumieją, co się z nimi dzieje. Mogą to być zarówno ich pierwsze doświadczenia związane z chorobą, jak i takie, które się powtarzają. Chodzi o to, aby ich wesprzeć, doradzić, przywrócić nadzieję i pomóc odzyskać marzenia.
W ostatni poniedziałek w siedzibie PAP odbyła się konferencja z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia dotycząca właśnie centrów zdrowia psychicznego. Ile ich jest i jak funkcjonują?
Obecnie mamy 79 takich centrów, a do końca tego roku ma ich być 129. Pomoc w tych centrach jest natychmiastowa, bezpłatna i dostosowana do indywidualnych potrzeb pacjenta. Centra te wspierają pacjenta i jego bliskich, zapewniają różnorodne usługi oraz szybką pomoc w punkcie zgłoszeniowo-koordynacyjnym. Pod tym względem jest sukces. Obecnie trwają prace nad standardami diagnostyczno-terapeutycznymi, aby usługi były standaryzowane i świadczone na wysokim poziomie jakości. Planuje się, że takie centra będą obecne w każdym powiecie i dzielnicach większych miast. W Polsce jest 314 powiatów, więc docelowo, do 2027 roku, planuje się otwarcie około 300 centrów. Obecnie jest przecież tak, że jeśli ktoś czuje, że potrzebuje porozmawiać z psychologiem lub psychiatrą, musi czekać bardzo długo na wizytę. Nawet przed naszym wywiadem rozmawiałem z taką osobą - nie zdecydowała się na konsultację, ponieważ najbliższy termin dostępny u psychiatry był dopiero na połowę października. Natomiast w Centrum Zdrowia Psychicznego można skonsultować się z profesjonalistą w ciągu kilku godzin, co pozwala na podjęcie dalszych decyzji dotyczących leczenia. Czy będzie potrzebny psychiatra, czy leki, grupa wsparcia czy też inne formy pomocy psychologicznej. Jedną z największych różnic między centrami a innymi miejscami opieki zdrowotnej jest natychmiastowy dostęp do opieki.
Ile osób przychodzi do tych centrów, do Pana?
Pracuję w centrum na Ursynowie i Wilanowie. Przychodzę tam dwa razy w tygodniu, zazwyczaj na spotkania, które rozpoczynają się o 16:30. Większość pacjentów i klientów przychodzi po południu, gdy większość pracy już się zakończyła. Odbywają się wtedy różne grupy edukacyjne prowadzone przez innych specjalistów, jak wspomniałem, ja sam prowadzę dwie grypy. Jedną grupę dla rodzin; przychodzi regularnie około 8-10 osób, a zapisanych jest około 13. Druga grupę dla pacjentów: tu średnio około 10 osób, a zapisanych jest ponad 20.
Jak wyglądają zajęcia w grupie?
Na początku sesji dzielimy się tym, o czym chcielibyśmy dzisiaj porozmawiać, co jest dla nas najważniejsze. I tak na przykład jedna osoba dzieli się tym, że jej syn ostatnio próbował ją zaatakować. Dla drugiej najważniejsze jest to, że syn całą noc biega po mieszkaniu i nie może spać. Dla trzeciej najważniejsze jest, że jej dziecko podjęło decyzję o hospitalizacji. Każdy ma swoją chwilę, aby podzielić się jednym z tych tematów. Następnie, ja w pewnym sensie kieruję spotkaniem, zadając pytania i prowadząc rozmowę na temat tych historii. To są w istocie pytania o to, czego ta osoba tak naprawdę potrzebuje. Otwieram też przestrzeń dla grupy, aby mogła podzielić się własnymi doświadczeniami, które mogą być pomocne. Na przykład, jeśli rozmawiamy o trudnościach ze snem, ktoś może powiedzieć, że liczenie owiec lub słuchanie uspokajającej muzyki mu pomaga, a inna osoba może podzielić się wskazówkami związanymi z książkami do czytania przed snem. Czasami pojawiają się nowe pomysły, których dana osoba jeszcze nie wypróbowała. Jak na przykład aplikacje na telefon z usypiającą muzyką. Zajęcia grupowe dla pacjentów są nieco bardziej intensywne, ponieważ problemy, z którymi się borykają, są często bardziej złożone i trudne. Często czują się samotni i opuszczeni, nie zawsze rozumiejąc, dlaczego to się dzieje. Niektórzy przychodzą w aktywnej fazie depresji, nie odczuwają żadnej przyjemności. To się nazywa anhedonia. Nie mają przyjemności ani z jedzenia, ani spania, oglądania dobrego filmu, czy spotkania z przyjacielem. Przebijanie się przez takie uczucia jest niezwykle trudne. Dlatego spotkania grupowe dla pacjentów są bardziej wymagające. Niemniej dla mnie sesje z grupą rodzin są szczególnie ważne, bo sam jestem w podwójnej roli eksperta – zarówno jako osoba chorująca, jak i rodzic mający syna ze schizofrenią.
Wrócił Pan do dawnego zawodu reżysera, do pasji teatru?
Zupełnie nie. Moje zainteresowanie reżyserią skończyło się ponad 10 lat temu, gdy wyreżyserowałem ostatnie przedstawienie. Od tamtej pory już się tym nie zajmuję. Z różnych powodów moje życie zmieniło się na tyle, że nie ma już na to miejsca w moim obecnym życiu. Jednak często chodzę do teatru; uwielbiam oglądać przedstawienia, w których występują moi koledzy ze studiów aktorskich - ukończyłem wydział aktorski w Szkole Filmowej w Łodzi. Sprawia mi ogromną przyjemność obserwować ich grę na scenie. Sam jednak nie odczuwam potrzeby powrotu do reżyserii ani nie tęsknię za tym. Jest to po prostu zamknięty rozdział w moim życiu. Dziś praca asystenta zdrowienia daje mi spełnienie, radość, pokój i wytchnienie. Dostaję w niej wszystko, czego można oczekiwać od pracy. Istnieje powiedzenie, że ten, kto kocha to, co robi, nie będzie pracował ani jednego dnia. I tak właśnie jest. Ja nie odczuwam, że chodzę do pracy.