Radosław Adamski: Resovia zadzwoniła w ostatniej chwili
Radosław Adamski po rocznej przerwie wraca do Resovii. 24-latek podpisał roczny kontrakt. – Przyznaję, że chciałem grać na miejscu – bez żadnych dojazdów – mówi zawodnik.
Wracasz do Resovii, a więc klubu, w którym spędziłeś najwięcej czasu. Można powiedzieć, że w domu najlepiej?
(śmiech) Chyba można. Nie mówię oczywiście, że było źle w tym czasie, gdy przebywałem poza Resovią, bo byłoby to nieprawdą. Dużym plusem jest to, że jestem na miejscu i przyznaję, że pod tym względem też patrzyłem. Nie chciałem nigdzie dojeżdżać, a poza tym mam tu na miejscu 3. ligę. Gdyby nie to, to pewnie zostałbym w Przemyślu.
Poza pozostaniem w Przemyślu rozpatrywałeś jeszcze jakieś inne opcje?
Jakieś oferty nie ukrywam, że były – z 4. ligi czy nawet z 3.
Z trenerem Grabowskim też znasz się bardzo dobrze.
Tak, rzeczywiście nieźle się znamy. Ściągnął mnie do Strzyżowa, a później do Resovii jak tu pracował z trenerem Huzarskim.
To też dodatkowo zachęciło cię do powrotu?
Na pewno tak. Trener zadzwonił, porozmawialiśmy sobie i na pewno miało to jakiś wpływ.
Ten jego telefon to była dla ciebie miła niespodzianka?
Powiem może w ten sposób – zadzwonił w ostatnim momencie, bo już miałem się określić, że zostaję w Przemyślu. Siedziałem już i myślałem, żeby jednak zadzwonić do Polonii, bo właśnie upływał termin, w którym miałem się określić i zadzwonił trener z pytaniem czy gdyby była opcja powrotu do Resovii, to czy byłby chętny. Spotkałem się z prezesami, ustaliliśmy wszystko i podpisałem umowę.
Ostatnie dwie rundy spędziłeś w Stalowej Woli i Przemyślu. Nie żałujesz tych decyzji?
Nie, na pewno nie żałuję tych kroków. Chciałem spróbować czegoś innego. Pojawiła się propozycja z wyższej ligi, więc skorzystałem. Gdybym nie spróbował, to pewnie potem mógłbym żałować. Zobaczyłem, jak jest. Coś tam najwidoczniej nie wyszło, bo wiadomo, że w 2. lidze nie pograłem za dużo, ale nie uważam, by był to czas stracony. Poznałem innych ludzi, zobaczyłem, jak to wygląda od środka, jaki jest poziom, więc na pewno jakieś cenne doświadczenia zebrałem. W Przemyślu grałem więcej, ogrywałem się i też nie uważam, by był to czas stracony. Dostałem szansę, żeby się odbudować i jakoś to było. Czasami lepiej, czasami gorzej, ale ogólnie oceniam cały ten okres na plus.
Jak się czujesz na początku okresu przygotowawczego?
Na razie ciężko cokolwiek powiedzieć. Zaczęliśmy w sumie wszystko tydzień temu, teraz mamy dwa razy dziennie treningi, więc czeka nas trochę cięższa praca. Nie ma co narzekać – to jest okres przygotowawczy, trzeba trochę potrenować, bo potem ma to procentować.
Podpisałeś roczną umowę. Tak chciałeś?
Ja nigdy nie chcę podpisywać dłuższych umów, bo nigdy nie wiadomo, co będzie za rok. Nie ma co podpisywać na dłużej, za rok można usiąść do rozmów i prosić o podwyżkę (śmiech).
W ostatnim sezonie głośno było o tzw. wyścigu Stali i Resovii po większe dofinansowanie z miasta. Ostatecznie dostali je rywale zza miedzy. Czy będziecie chcieli udowodnić, że pieniądze w piłkę nie grają?
My mamy jeden cel – w każdym meczu będziemy chcieli zdobywać 3 punkty. To czy pieniądze grają, to już zweryfikuje boisko. Już bywało, że z dużych pieniędzy wcale nie rodził się sukces. Ja skupiam się na graniu, a jakieś kwestie finansowania z miasta to już jest inna sprawa. Ciekawe jaka by była sytuacja gdyby teraz Resovia awansowała, a Stal nie. To już jednak trzeba pytać pana Prezydenta.