Radiowozy grozy. Policjanci gwałcą nieletnie?
Jakiś anonim napisał, że bytomscy policjanci gwałcą nastolatki. I już jest źle - mówi Rafał Jankowski z NSZZ Policjantów. - Pomówienia niszczą, ale jeśli to prawda, jest gorsza tragedia.
Anonim w sprawie bytomskich policjantów krążył z instytucji do instytucji jak gorący kartofel. Aż parzył, bo znowu to samo; seks w czasie służby, z małolatami, w ponurych zakątkach Bytomia. Ten koszmar już raz się zdarzył. Czy autor anonimu spisał starą historię czy opowiedział to, co widział na własne oczy? List najpierw trafił do Prokuratury Okręgowej w Katowicach, stamtąd został odesłany do bytomskiego prokuratora, który oddał go do Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Wewnętrzna policja przesłała go właśnie z powrotem Prokuraturze Rejonowej w Bytomiu. Nie wiadomo jeszcze, czy prokurator podejmie postępowanie w tej sprawie.
- Biuro miało znaleźć autora listu, zweryfikować dane, jeśli to możliwe - tłumaczy Artur Ott, szef bytomskiej prokuratury. - Dostajemy wiele donosów, chociaż pewnie nie tak dużo jak urząd skarbowy. Jeśli zarzuty są poważne, to mimo niechęci do niepodpisanych pism, sprawdzamy fakty. Ten anonim należy do tych, które warto sprawdzić.
Gwałciciele w mundurach
Namierzenie autora anonimowego listu w dzisiejszych czasach nie powinno być specjalnie trudne. Ale nie zawsze się udaje.
- Boję się, że to czyjaś przemyślana zemsta - przyznaje Rafał Jankowski, wiceszef zarządu wojewódzkiego NSZZ Policjantów w Katowicach. - Jesteśmy grupą zawodową, która właściwie nie jest chroniona przed pomówieniami. Na czas wyjaśnień policjant często bywa zawieszany, dostaje połowę wynagrodzenia, ma zniszczoną opinię przez plotki. Pracujemy wśród przestępców, a oni potrafią się mścić.
Zdaniem Jankowskiego, należy szybko wprowadzić takie przepisy, które pozwolą na surowe karanie osób, które bez podstaw oskarżają policjantów.
- Ryzykują ich życiem - mówi Jankowski. - Mam w pamięci gliniarza z Sosnowca, którego oskarżono o wzięcie łapówki, ale został prawomocnie oczyszczony z zarzutów. Co z tego, kiedy to dzisiaj wrak człowieka. Złamać karierę policjanta jest łatwo.
On musi być kimś, komu się ufa
Anonim z Bytomia jest bardziej niż zaskakujący. Aż trudno uwierzyć, żeby znaleźli się w tym mieście funkcjonariusze z tak krótką pamięcią. Sąd wymierzył kiedyś bytomskim policjantom za gwałty na zastraszonych dziewczynkach z biednych domów kilkuletnie wyroki. Ich koledzy byli zszkowani; mówili o wstydzie, hańbie, o tym, że utrata zaufania utrudni im pracę na wiele lat. Padały słowa: ohyda, plama na honorze, nigdy więcej.
I sytuacja znowu się powtarza? Autor anonimu twierdzi, że dwaj wymienieni z nazwiska funkcjonariusze podczas interwencji na terenie miasta poznawali nastolatki z patologicznych rodzin. Potem je zastraszali i zmuszali do uprawiania seksu. Gwałcili je w radiowozach, w jakichś zakamarkach. Powtórka z 1996 roku. Ale wtedy nie było anonimu; na policję w Katowicach zgłosiła się jedna z pokrzywdzonych dziewcząt.
Trzej bytomscy policjanci pewnie nie spodziewali się, że zostaną ukarani. Katowicki Sąd Okręgowy skazał jednak policjanta Andrzeja H. na cztery i pół roku więzienia za gwałty na sześciu nastolatkach, w tym za jeden gwałt zbiorowy i pobicie ofiary. Po trzy lata dostali jego koledzy Bogdan K. i Jerzy S., między innymi za udział w gwałcie zbiorowym. Opinia publiczna uznała, że powinni dostać po 12 lat, to najwyższa kara za gwałt zbiorowy. Każda kara więzienia może jednak być dla policjanta czymś gorszym niż dla innych.
- Mam nadzieję, że tam, w celi, zrobią im to, co oni mnie - powiedziała po wyroku jedna z ofiar.
Strasznie bały się zeznawać
Prokuratura ustaliła wtedy, że wiele gwałtów policjanci dokonywali w komisariacie. Jeden z nich przyniósł sobie nawet materac. Ale korzystali też z policyjnej nyski. Trzech trzydziestolatków przebadał psychiatra i uznał, że wszyscy są zdrowi na umyśle, wiedzieli, co robią. Kombinowali też z fałszywym alibi. Jakaś kobieta twierdziła, że była z nimi w lokalu, gdy mieli gwałcić jedną z dziewcząt, ale okazało się, że nie umiała lokalu zgodnie z prawdą opisać. Przyznała, że policjanci prosili ją o alibi.
Ofiary mówiły, że czuły się bez szans. Gdy jeden którąś gwałcił, dwaj ją trzymali. Śmiali się, że dziewczyny nikogo nie obchodzą, nikt się za nimi nie ujmie, są śmieciami. Wyciągali je z domów, gdzie rodzina spała pijackim snem. Gdy kiedyś jedna z matek zrobiła awanturę i nie pozwoliła zabrać nocą córki "na przesłuchanie", odeszli i więcej nie przyszli.
Najmłodsza gwałcona przez policjantów ofiara miała 11 lat. Sprawcy panikowali, bo taki zarzut oznacza, że w więzieniu spada się na sam dół. Opowiadali, że dziewczyny kłamią na polecenie niejakiego Antona, handlarza i przemytnika, który chce się zemścić. Prokuratura ustaliła, że Anton nie ma z tym nic wspólnego. Niektóre dziewczyny, które zeznawały przeciw policjantom, nie znały się, nie były w żadnej grupie, nie wszystkie znały Antona. Prokuratura sama je odszukała; strasznie bały się zeznawać.
Wyszło też na jaw, że bytomscy policjanci pili nagminnie w komisariacie alkohol. Dziewczyny zeznawały, że gdy policjanci zabierali je z mieszkań i melin na seks, zawsze śmierdzieli wódką, bełkotali. A nosili mundury, mieli broń. Byli tak napaleni, że jedną nieletnią wyciągnęli z pawlacza, gdzie się przed nimi ukryła. Za płacz - bicie w twarz, potem czasem dostawały hamburgera i cukierki.
Czy w bytomskich melinach nadal nic się nie zmieniło i policjanci wciąż mogą wybierać sobie małolaty? Jak wynika ze statystyk komendy głównej, funkcjonariuszy najczęściej fałszywie oskarża się o łapówki, picie alkoholu na służbie, pobicie. Bardzo rzadko o gwałt. Co innego prawdziwe zarzuty. Państwo wypłaciło wysokie odszkodowanie dziewczynie, którą dwaj policjanci z Tychów zgwałcili w radiowozie.
W ubiegłym roku, na około 12 tysięcy policjantów w woj. śląskim funkcjonariusze prawo naruszyli 699 razy, ale ukarano ich za 210 przewinień. W pozostałych przypadkach wystarczyły rozmowy dyscyplinujące. Jest dobra wiadomość; w całej Polsce wymierzono 607 kar, to prawie trzy razy mniej niż dziesięć lat temu.