Jak się okazało, polska gospodarka przyspieszyła przez spowolnienie. To znaczy rząd twierdzi, że przyspieszyła, a Jarosław Kaczyński w telewizyjnym wywiadzie wytłumaczył, dlaczego według wskaźników GUS spowolniła.
Jedno drugiego nie wyklucza: zdaniem prezesa PiS za spowolnienie gospodarki odpowiedzialni są związani z opozycją, czyli III RP, przedsiębiorcy, którzy „nie chcą podejmować różnego rodzaju zyskownych przedsięwzięć gospodarczych, bo uważają, że lepiej zaczekać, aż wrócą dawne czasy”. Krótko mówiąc, przez nich mamy przyspieszone spowolnienie, pardon, spowolnione przyspieszenie.
Diagnoza prezesa jest może karkołomna - ręka w górę ten, kto na własne oczy widział przedsiębiorcę przedkładającego idee ponad zysk - ale przecież nie pozbawiona sensu. Poprzestańmy na jednym przykładzie.
Wiodącą siłą w rzucaniu kłód pod nogi rządowi stała się niewątpliwie krakowska Alma, która poszła krok dalej niż inni. Nie tylko przestała inwestować, ale po prostu zbankrutowała i jej koniec jest bliski. To opozycyjna złośliwość najwyższych lotów.
Można by naturalnie próbować postawić tezę, że niechęć przedsiębiorców do podejmowania ryzyka związana jest efektami pracy gabinetu Beaty Szydło, ale to byłaby krzywdząca opinia. Rada Ministrów odnosi oszałamiające sukcesy mimo wszystko, ostatnio z pompą podsumowano rok rządów. Wpadek nie odnotowano.
Rok z PiS-em to niewątpliwie frapujący eksperyment, bo powykręcano przez ten czas sporo bezpieczników z różnych istotnych obwodów. Paraliż Trybunału Konstytucyjnego, specyficzne układanie relacji z UE, nowelizacja ustawy o służbie cywilnej i rezygnacja z konkursów, obniżenie wieku emerytalnego, ustawa o Wojskach Obrony Terytorialnej, w której nie mazakazu używania ich przeciwko polskim obywatelom (przez co ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że powstaje ni mniej ni więcej tylko takie nowe ORMO), za chwilę będzie dłubanie w ustawie o zgromadzeniach publicznych i kontrowersyjne zmiany w sądownictwie.
Ja oczywiście entuzjastycznie przypisuję rządzącym wyłącznie szlachetne pobudki (łubu-dubu, łubu-dubu, niech żyją nam), żadnego syndromu „TKM”, próby zawłaszczania państwa czy ulegania pokusie narzucania innym swojego światopoglądu nie wypominam, niemniej jedno pytanie ciśnie się na usta. Czy nie obawiają się aby, że po nich może pojawić się ktoś inny - na przykład komuniści, narodowcy lub przedsiębiorcy z III RP - kto bez skrupułów ów brak bezpieczników wykorzysta i z premedytacją spali całą demokratyczną instalację?
No chyba, że chodzi tutaj o to, że „my władzy raz zdobytej nigdy nie oddamy”. Ale przecież o to nie chodzi, prawda?