Wystarczy uzyskać w wyborach 16 mandatów. Nie będzie to jednak możliwe bez zmarginalizowania PSL-u, zwłaszcza w okręgu suwalsko-sokólsko-monieckim. Tyle że PiS nie da rady ludowcom, jeśli w rolę lokomotyw wyborczych nie zaprzęgnie obecnych posłów.
Do wyborów samorządowych co prawda jeszcze dwa lata, ale rządzące w kraju ugrupowanie już rozpoczęło w Podlaskiem pierwsze manewry. Świadczą o tym uchwały przyjęte na sobotnim zjeździe, w których ugrupowanie kierowane przez Krzysztofa Jurgiela nie zostawia suchej nitki na koalicji sprawującej władzę w województwie, a także na prezydencie Białegostoku. Niezależnie też od tego, co wydarzy się na krajowej scenie politycznej i jak bardzo będzie oddziaływać na społeczności lokalne, kolejna większość w sejmiku, która wyłoni się w 2018 roku, będzie wypadkową walki o wieś między PiS a PSL.
Sejmikowa geografia wyborcza Podlaskiego to cztery okręgi. Pierwszy obejmuje Białystok, w którym do wzięcia jest 8 mandatów. Tutaj dominacja PiS nad ludowcami jest maksymalna (w 2014 roku było to w mandatach 4:0 - pozostałe trzy dla PO). W okręgu numer 4 obejmującym powiaty bielski, białostocki, siemiatycki, hajnowski, wysokomazowiecki bezpośrednie starcie między oba partiami zakończyło się remisem 3:3 (dwa mandaty zdobyło PO, jeden SLD). W okręgu numer 3 (zachodnie powiaty regionu) PiS uzyskał o jeden mandat więcej (3:2 - jeden PO). Okręg 2 (powiaty sokólski, moniecki i Suwalszczyza) to najsłabsze ogniwo sejmikowe Prawa i Sprawiedliwości. Uzyskało w nim jedynie 2 mandaty. Tyle samo co PO, ale dwa razy mniej niż ludowcy.
Skoro Krzysztof Jurgiel zapowiada teraz, że PiS zrobi wszystko, by przejąć wpływ na sejmik, to musi najpierw odrobić straty w okręgu numer 2 i doprowadzić co najmniej do remisu. Nie będzie to łatwe, bo PSL w odróżnieniu od wyborów parlamentarnych, w samorządowych zbiera obfite żniwo. Szczególnie na Suwalszczyznie i Sokólszczyznie. Część wyborców głosuje nie na szyld partyjny, ale twarze, które go firmują. W okręgu nr 2 dominatorem był Mieczysław Baszko, a swoje dorzucili jeszcze Bogdan Dyjuk i Cezary Cieślukowski. Nic dziwnego, że ich indywidualny wynik przełożył się na jeszcze jeden „zielony” mandat. Przy tych lokomotywach wyborczych liderzy listy PiS byli raczej parowozami. I to jest podstawowy problem tej partii także w trzech pozostałych okręgach. Zwłaszcza jeśli odniesiemy go do elekcji parlamentarnej.
Od prawie dekady posłami są - obok Krzysztofa Jurgiela - Jarosław Zieliński (Suwałki), Lech Kołakowski (Łomża), Jacek Bogucki (Wysokie Mazowieckie). Od dziewięciu lat Jacek Żalek (najpierw z PO, teraz z Polski Razem Jarosława Gowina), a od sześciu Dariusz Piontkowski. Bez tej starej gwardii - jak pokazały ostatnie wybory do sejmiku - PiS nie jest w stanie przejąć władzy w województwie. Wprawdzie uzyska najwięcej mandatów w sejmiku, ale nie większość pozwalającą na wyłonienie zarządu. W tym kontekście tylko posłowie mogliby być naturalnymi lokomotywami wyborczymi. Dowartościowaliby partyjną listę co najmniej na tyle, by nie groziło jej widmo braku zdolności koalicyjnej. Oczywiście taki poselski start do sejmiku należałoby wyjaśnić wyborcom, ale z tym chyba nie byłoby kłopotów.
Dopiero takie lokomotywy dają widoki nie tylko na wyrównanie szans w okręgu nr 2 (zwłaszcza jeśli PSL pokusi się o ten sam manewr z posłem Baszką), ale i uciułanie kolejnych mandatów kosztem PSL (ludowcy w okręgu 3 i 4 też wystawiają mocne twarze). A tym samym na zdobycie przez PiS większości w sejmiku. Pod warunkiem, że nie utraci rykoszetem stanu posiadania w Białymstoku. I bynajmniej nie na rzecz ludowców.
PiS bez rządów
Wyjątkiem był kwartał z wiosny 2007 roku, po samo-rozwiązaniu sejmiku. W samorządzie wojewódzkim niepodzielnie panował komisarz wskazany przez premiera Jarosława Kaczyńskiego. Po wyborach w maju 2007 r. PiS także był przy władzy, ale już w koalicji z PSL. Ten sojusz przetrwał siedem miesięcy. W styczniu 2008 r. ludowcy porzucili dotychczasowego koalicjanta na rzecz PO. Tym samym powstała większość, która przez kolejne siedem lat odzwierciedlała układ sejmowy (tym samym teraz PiS uzasadnia potrzebę uzyskania władzy w samorządzie wojewódzkim),