Przemysław Pająk: Facebookiem wygrywa się wybory, niszczy ludzi, steruje emocjami
Dziś Facebookiem wygrywa się wybory, niszczy ludzi, decyduje się o tym, o czym dyskutują inne media, potrafi się sterować nastrojami społecznymi. A wszystko to na podstawie fake newsów - mówi Przemysław Pająk, założyciel i redaktor naczelny Spider’s Web, największego polskiego bloga o technologiach.
Znajoma z Facebooka przysłała mi wiadomość: „Od soboty Facebook będzie pobierał opłaty 0.01 ps za wiadomość. Wyślij tę wiadomość do 10 osób. Inaczej Facebook uaktywni rozliczenia”. To fake news?
To nawet nie fake, tylko próba wyłudzenia danych, a w finale wyłudzenia pieniędzy. Fake to coś innego - to specjalnie skonstruowana fałszywa wiadomość, która chce osiągnąć określony cel - socjologiczny bądź polityczny. Facebook to ogromne narzędzie, które pozwala na wiele różnych działań nielegalnych, bo przykład, jaki pani podała, to klasyczny zabieg wyłudzenia danych. Facebook to jednocześnie tak popularne narzędzie, że dociera praktycznie do wszystkich, również do tych mało zaawansowanych użytkowników, którzy średnio poruszają się we współczesnym internecie i wierzą w tego typu wiadomości, wierzą we wszystko, w co klikają, co widzą przed swoim ekranem. A to z kolei pomaga przestępcom.
Nie podejrzewałam znajomej o złą wolę, po prostu uznałam, że ona sama w to uwierzyła i przysłała mi w dobrej wierze.
To jedna z najprostszych metod działania tego typu wirusów, bo tak je trzeba nazwać, czyli specjalnie napisanych skryptów, które bez wiedzy naszych znajomych są wysyłane po to, żeby właśnie nabrać innych użytkowników. Być może pani koleżanka nie miała z tym nic wspólnego poza tym, że sama padła ofiarą próby wyłudzenia danych w podobny sposób. I kto wie, czy potem to pani konto nie wysyłało podobnych wiadomości. To jeden z najpopularniejszych dzisiaj rodzajów ataków wyłudzenia danych, pieniędzy na Facebooku. Po to używany jest znajomy z Facebooka, żeby uwiarygodnić tę próbę.
Po co komuś moje facebookowe dane?
Dziś podstawową jednostką rozliczeń w internecie są dane osobowe, które następnie sprzedawane są na bardzo wiele różnych sposobów. Poza tym sam Facebook zbiera gigantyczne wręcz połacie informacji o nas. Dotarliśmy do wewnętrznego dokumentu, który pokazuje, że Facebook wie o nas rzeczy nieprawdopodobne. Zresztą w ogóle tego nie ukrywa, że używa naszych danych na wiele różnych sposobów. Po pierwsze po to, żeby dostosować najlepiej jak to możliwe własne reklamy, które są wyświetlane użytkownikom, a po drugie - udostępnia nasze dane innym podmiotom zainteresowanym segmentacją tych danych. Na przykład Facebook wie, w jakim mieszkaniu pani mieszka, z ilu izb się składa, czy mieszka pani sama, czy z kimś, jakie ma pani meble. Jeśli znajdzie się podmiot, który będzie tymi danymi zainteresowany, to zostaną mu one sprzedane. Po to, by ten unikalny użytkownik, jakim pani jest, otrzymywał odpowiednio spersonalizowane reklamy. To jest legalne, choć nie wszyscy o tym wiedzą. Natomiast jest też cała działka nielegalnego internetu, który wyłudzając takie dane, sprzedaje je na wiele innych sposobów i jednocześnie targetuje panią na wiele nielegalnych sposobów.
A wszystko po to, by mnie ogłupić i zmanipulować.
Dziś media społecznościowe takie jak Facebook, Snapchat, Instagram są serwisami, które mogą manipulować na wielką skalę. Zaprzęgane są do tego niesłychane wręcz narzędzia, np. machine learning, czyli uczące się maszyny, big data, czyli zbieranie ogromnych połaci danych, które są potem analizowane w makroskali, żeby działać na psychikę ludzi, w to co wierzą, czy też nie wierzą. To wielka machina, która jeśli dostaje się w ręce tych, którzy chcą ją wykorzystać, daje potężne możliwości manipulacji.
Wrócę do fake news, którego źródłem, a niektórzy mówią nawet, że epidemią, stał się Facebook. Słysze, że też sam Facebook chce tworzyć struktury, aby zwalczać fake news, ale czy to w ogóle możliwe?
Jest możliwe, bo Facebook ma wiele możliwości i narzędzi, żeby tego typu fałszywe informacje weryfikować. Choć oczywiście wymaga to wielkiego nakładu pracy i pieniędzy, a także wpływania na to, co się na Facebooku dzieje. Facebook ma jednak opory, woli zostawiać ludziom wolną rękę, czasem udając, że nic się nie dzieje. A tak przecież nie jest. Wiemy również o tym, że dziś Facebookiem wygrywa się wybory, niszczy ludzi, decyduje się o tym, o czym dyskutują inne media, potrafi się sterować nastrojami społecznymi. A wszystko to na podstawie fake newsów, które wykorzystując najbardziej naiwny mechanizm udostępniania dalej treści, potrafią zdziałać tego typu rzeczy. Najnowszy sezon „Hous of Cards” świetnie pokazuje, w jaki sposób media społecznościowe wykorzystywane są do siania paniki, wywoływania terroru, zmiany dyskursu politycznego i medialnego. Jestem przekonany, że wszystkie rządy, w tym również nasz rząd, takie działania wykorzystuje, tylko może na mniejszą skalę.
Opinie na temat budowania tego typu struktur do zwalczania fake newsów też są podzielone, bo to zakłada w sobie cenzurę.
Zakłada ocenę treści. Natomiast w jakiś sposób trzeba walczyć z fake newsami, bo wpływają one na wynik wyborów. Na sto procent jest udokumentowane, że wyboru Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych tak naprawdę dokonał Facebook i różne siły, które stały za produkowaniem fake newsów, jakie potem przeradzały się w tak zwane virale lawinowo zbierające swoje pokłosie. Wszyscy o tym wiedzieli, tylko że próba walki z tym jest bardzo trudna. Jednak Facebook ma narzędzia do tego, by to weryfikować. Powstają specjalne struktury, powstają nawet przyciski, w Polsce jeszcze ich nie ma, ale w niektórych wersjach pojawiają się na Facebooku i będzie można zgłaszać fake newsy. Jeśli tych zgłoszeń będzie kilka, to taki fake news automatycznie zostanie zdjęty. Ale każdy kij ma dwa końce i to też może być wykorzystywane do różnych nadużyć. Podobnie jak dzieje się to teraz - Facebook wykorzystywany jest do banowania ludzi. Wystarczy, że się skrzyknie kilkanaście osób, że zgłaszają danego użytkownika jako niebezpiecznego, który robi komuś krzywdę i taki osobnik z mety jest banowany. Tu Facebook sobie jakoś radzi, prawda? W przypadku fake newsów jest dość oporny. Powiedziałbym, że jest daleko idąca wstrzemięźliwość Facebooka w próbie realizacji walki z fake newsami.
Wyobrażam sobie, że Pan, zaawansowany użytkownik internetu nie daje się nabrać na fake newsy. Jak odkryć granicę między prawdziwym a fałszywym newsem?
Trzeba być bardzo uważnym i weryfikować źródła. Jeśli widzę, że jakaś informacja pochodzi ze źródła, którego nie znam, albo niezbyt cenię, bo już wcześniej publikował nieprawdziwe informacje, to jestem nieufny. Zawsze staram się weryfikować w poważnych źródłach, korzystając z dobrych marek medialnych. Czasem weryfikacja jest trudna. Często pojawiają się informacje o śmierci jakiegoś artysty. Tak było z informacją o śmierci Chrisa Cornella, wokalisty Soundgarden, jednego z moich ulubionych artystów - i też przez chwilę nie wiedziałem, co o tym sądzić. Prawda to, czy nieprawda? Szukałem na ten temat informacji, ale były one sprzeczne. Nie udostępniałem więc ich dalej, dopóki poważne źródła nie zaczęły podawać tej informacji jako prawdziwej. Możemy więc zadziałać w ten sposób - powstrzymać się od udostępniania informacji, kiedy nie jesteśmy w stanie jej zweryfikować.
Mieliśmy niedawno podobną sytuacje w związku ze śmiercią Zbigniewa Wodeckiego. Informacje o jego śmierci pojawiły się, kiedy leżał w szpitalu, a internauci niczym sępy już tę wiadomość podawali w mediach społecznościowych. Ale myślę, że jest tu problem dodatkowy - otóż źródłom, które dotychczas były pewne, też zdarzają się potknięcia. To efekt pogoni za newsem, za tym, żeby być pierwszym.
Zgadza się, jest to duży problem. Nie ulega wątpliwości, że dziś każdy boryka się z weryfikacją danych. Prawdą jest też to, że wiele szacownych marek medialnych, również w Polsce, zatrudnia w dziale internetowym młodych ludzi, media workerów, którzy de facto nie są dziennikarzami. Oni mają wyszukiwać informacji na różnych serwisach i szybko je podawać, bo wiedzą, że jest potencjał na dużą liczbę klików. To problem wszystkich mediów, również mojego. Mimo wszystko wierzę markom, które znam, którym ufam, które uważam za dobre. Potrafię ocenić, czy ktoś się pomylił i w jaki sposób potem zarządzał tą pomyłką.
No właśnie, za tym idzie chyba nasza skłonność do tego, żeby właśnie wierzyć w to, w co sami wierzyć chcemy.
Oczywiście. Manipulacja tłumem na Facebooku, manipulowanie tym, o czym ludzie dyskutują, w co wierzą, w jaki sposób dyskutują, jest bez dwóch zdań wielkim problemem dzisiejszego świata. To coś, czym, jak mówiłem, wygrywa się wybory, ale też coś, czym odwraca się uwagę, albo zwraca na coś uwagę, w sensie politycznym, geopolitycznym. Dlatego trzeba znaleźć jakieś formy obrony przed tym, abyśmy nie byli w ten sposób sterowani, ale jest coraz trudniej, bo świat internetu społecznościowego dopiero się rozprzestrzenia, jeszcze sto procent ludzi nie korzysta z internetu. Obawiam się, że tego typu próba sterowania światem będzie się, niestety, rozpowszechniała. A im więcej ludzi, tym więcej możliwości, aby ludzie wierzyli w to, co nie jest prawdą.
Czechy mają swój pomysł - tam powstała komórka, która zajmuje się prostowaniem nieprawdziwych informacji. Tylko, że znów: nie wszystkie informacje da się sprostować, bo nie na wszystkie kłamstwa można znaleźć dowody.
Otóż to. W Polsce też powstają różne szlachetne inicjatywy dziennikarskie, których zadaniem jest patrzeć politykom na ręce i sprawdzać, czy nie kłamią, weryfikować informacje. Ale boję się, że w konfrontacji z potęga Facebooka, Snapchata i Instagramu nie mają wielkich szans, aby ich głos się przebił. Nie mają takiej siły nośnej, jaką mają serwisy społecznościowe. Wygląda na to, że stoimy na przegranej pozycji.
Wymienił Pan kilka rodzajów mediów społecznościowych, ale nie powiedział nic o Twitterze. Jest wiarygodnym źródłem?
Nie jest specjalnie wiarygodny, on się aż tak bardzo nie różni od Facebooka, czy innych, ale jest to medium dość specyficzne. Tam większość społeczności to dziennikarze…
…i politycy.
Również. Ale jest to dość hermetyczne środowisko w każdym calu: branża medialna, technologiczna, polityczna. Poza tym w Polsce Twitter jest dość niszowy, nie jest serwisem, którego używałyby miliony ludzi, tylko kilkaset tysięcy. Trudno więc mówić, że w Polsce Twitter wykorzystywany jest do siania fake newsów. Oczywiście, zdarzają się, ale na małą skalę. Facebook, Snapchat i Instagram to serwisy dla przeciętnych ludzi, którzy niekoniecznie przez cały dzień siedzą przed ekranem komputera, tylko korzystają z niego ad hoc, dla których internet nie jest miejscem, w którym poruszają się super swobodnie. Takimi przeciętnymi ludźmi łatwiej jest manipulować, niż branżą dziennikarską.
Idealistycznie myślę sobie, że z fake newsem najlepiej byłoby walczyć poprzez edukację, przez uczenie najmłodszych do tego, aby krytycznie patrzyli na świat i mówili: „Sprawdzam”.
Jestem wielkim propagatorem tego, żeby o fake newsach, o tym, jak prowadzić swoje profile w mediach społecznościowych, uczono w szkołach podstawowych. To powinno być w programie nauczania. Uczniowie powinni być szkoleni, jak korzystać z internetu, jak weryfikować źródła, na czym polega fake, jak się przed nim bronić, co jest ważne, gdzie szukać prawdziwych informacji. Ubolewam nad tym, że polskie szkoły w ogóle nie dostrzegają tego problemu. Przeciwnie, starają się nawet ograniczać korzystanie młodym ludziom korzystanie z internetu, z dobrodziejstw technologicznych, co moim zdaniem ma kolosalnie negatywne skutki.
Jaki ma Pan sposób na to, aby tak prowadzić swój profil na Facebooku, by ponosić jak najmniejszą szkodę?
Weryfikować swoich znajomych. Nie mieć siatki tysiąca czy dwóch tysięcy znajomych. Kontrolować ustawienia prywatności swojego konta. Jest bardzo dużo możliwości, żeby nasze konto nie było przesadnie dostępne w przestrzeni publicznej. Możemy ograniczać to, kto widzi nasze statusy, nasze dane. Większość osób z tego nie korzysta, nie zagląda do ustawień prywatności, akceptuje wiele osób, których kompletnie nie zna, odwiedza fanpage, których nie powinna. To zdumiewające, że ludzie w internecie są tak bardzo otwarci. Otwierają drzwi i okna na oścież, a potem dziwią się, że ktoś przez nie wchodzi. W świecie realnym nikt nie zostawia okien i drzwi otwartych, kiedy wychodzi z domu, bo boi się, że ktoś wejdzie. To naturalna bojaźń - staramy się dbać o swoją prywatność w domach. A nie mamy tego instynktu w mediach społecznościowych, w internecie. Nawet nie wiemy, że powinniśmy się bronić w podobny sposób, jak bronimy prywatności w naszych domach.
Facebook pięknie mówi o wartościach, o wolności, ale odnoszę wrażenie, że tkwi w tym trochę hipokryzji. Na przykład: sam zmienia nam filtr na treści najpopularniejsze, a nie te, jakie my chcemy oglądać.
Tej hipokryzji w Facebooku jest wiele, bo jest to podmiot, który zarabia niewyobrażalne pieniądze właśnie na zarządzaniu naszymi prywatnymi danymi. I jakoś przesadnie głośno o tym nie mówi. A robi wszystko pod to, żeby optymalizować swoją ofertę reklamową. Można powiedzieć, że jesteśmy towarem, który sprzedaje Facebook. Miejmy świadomość, że tak jest. Oczywiście, korzystamy z niego za darmo, mamy dostęp do informacji, do znajomych, mamy ulubionych artystów na wyciągnięcie ręki. Nie płacimy za to wszystko pieniędzmi. Ale płacimy informacjami o nas samych, które potem są sprzedawane. Facebook broni się inteligentnie - że przecież on udostępnia tylko platformę, a to, co ludzie na niej robią, zależy od nich.
Ale na samym początku istnienia Facebooka w ogóle nie o to chodziło. Powstał z innych powodów i inne były jego wartości.
No tak, ale cały czas się zmienia. Nie dostrzegamy tego, że czasem w ciągu jednego roku zmienia się w sposób diametralny. A to wszystko robi po to, by jeszcze lepiej zoptymalizować swoją ofertę reklamową. My jesteśmy podmiotem tej reklamy - to nas wykorzystuje się do sprzedaży, nasze informacje o nas samych są sprzedawane. Chwilami jest porażające, jakie informacje ma o nas Facebook.
Również o naszych ciemnych sprawkach, małżeńskich zdradach?
Pewnie. To jedne z bardziej poufnych danych i takie dane Facebook też oczywiście ma.
Jeśli Facebook się zmienia w ciągu jednego roku, czego nawet nie dostrzegamy, to ciekawe, gdzie się obudzimy za, powiedzmy, pięć lat i jaki wtedy może być Facebook? O śmierci Facebooka też słyszałam nieraz. I jak się okazało, wiadomości o jego śmierci były przedwczesne, a Facebook ma się coraz lepiej.
Nikt nie wymyślił lepszego produktu, który zastąpiłby konieczność używania Facebooka i Google. Facebook obok Google, to podmioty, które nie mają realnej konkurencji. Myślę, że miną długie lata, zanim Facebook stanie się niepotrzebny. Na razie rozwija się świetnie, również przez to, że przejmuje innych. Pamiętajmy, że Instagram to był zewnętrzny podmiot, który Facebook kupił. WhatsApp, jedna z największych sieci społecznościowych do komunikacji, też był produktem zewnętrznym. Dziś należy do Facebooka. Zatem Facebook kupuje start-upy, rozwijając się także w innych dziedzinach technologicznych. Nawet jeśli potencjalnie miałby się skończyć biznes na głównym serwisie, to jestem przekonany, że Facebook znajdzie kolejne drogi do monetyzowania swojej obecności. Jeden ze znanych analityków z branży technologicznej, również jeden z nestorów Facebooka, Peter Thiel powiedział raz: „Facebook has come to stay” - Facebook przyszedł, aby długo pozostać. Jestem przekonany, że tak będzie.