„Przełożona pani N. pytała: debil czy upośledzony?”
Przeraźliwa samotność - to stan, który prędzej czy później dotyka każdą ofiarę mobbingu w pracy. Osoba odizolowana od zespołu często popada w depresję. W inspekcji pracy usłyszy, że „mobbingu się nie stwierdza”. W sądzie najczęściej ma kłopot ze świadkami. Bo przecież koledzy zza biurek chcą pracować: mają dzieci, spłacają kredyty...
Przeraźliwa samotność - to stan, który prędzej czy później dotyka każdą ofiarę mobbingu w pracy. Osoba odizolowana od zespołu często popada w depresję. W inspekcji pracy usłyszy, że „mobbingu się nie stwierdza”. W sądzie najczęściej ma kłopot ze świadkami. Bo przecież koledzy zza biurek chcą pracować: mają dzieci, spłacają kredyty...
Jak rozwinie się sprawa pan Leszka, nie wiadomo. Były pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Toruniu pozwał pracodawcę o mobbing i dyskryminację. Wracać do tej instytucji nie chce i nie może. Lekarz mu zabronił.
„Nie pilnujesz dokumentów”
15 marca, ulica Piastowska 7 w Toruniu. Przed sądem pracy rozpoczyna się druga rozprawa w procesie „pan Leszek kontra MOPR”. Pierwsza, podczas której zaczynają zeznawać świadkowie - pracownicy ośrodka. Na pierwszy ogień idzie pani A., z racji wykształcenia doskonale wiedząca, czym jest mobbing. To ona, jako jedna z nielicznych, potrafiła przełożonym powiedzieć: „To nie w porządku, bo Leszka tutaj nie ma”, gdy po raz kolejny krytykowały go za jego plecami. Gdy wspomina tę sytuację na sali rozpraw, płacze.
- Pani N. od samego początku dezawuowała pracę pana Leszka. Wchodziła do pokoju i mówiła „On jest upośledzony, on jest debilem, nie da się z nim rozmawiać” - zeznaje pani A.
Cofając się do roku 2015, kobieta maluje obraz, utkany z tak zwanych incydentów. Każdy z nich z osobna byłby do przełknięcia. Dopiero razem, w ciągu, układają się w historię upokarzania pana Leszka. Na przykład sprawa, jak ta z dokumentami. Pan Leszek jest dyslektykiem, o czym wiedział pracodawca, gdy go zatrudniał.
- Ale jest osobą niezwykle uporządkowaną. Nie znam drugiej osoby w naszej w pracy, która miałaby taki porządek w katalogach w komputerze - podkreśla pani A. - Kiedy zginęły dokumenty pana Leszka z ogólnodostępnej szafy, uparłyśmy się z koleżanką, żeby je odnaleźć. Były w innym pokoju, w stercie. Po jakimś czasie znów zginęły! Pani kierownik W. kazała Lechowi odtworzyć je pisemnie (a każdy wiedział, że Lechu nie lubi pisać). Zrobił to, a nazajutrz... dokumenty się znalazły!
Pani A. pamięta, jak przełożona czyniła uporządkowanemu podwładnemu wyrzuty: „Czemu nie pilnujesz dokumentów? Szukaj!”
„Chętni czekają w kolejce”
Pani A. opowiada, jak przełożone oganiały się od pana Leszka. Gdy miał trudną sytuację z klientem MOPR-u, starał się mówić o tym na codziennych zebraniach. „Niech pan już skończy”, „Da pan już spokój”, „Co mi pan tu głowę zawraca” - takie informacje zwrotne dostawał, według zeznań pani A. - Pamiętam, jak pan Leszek chciał zapytać, czy może odebrać nadgodziny. „Nadgodziny?! Dwunastu czeka na pana miejsce. Nie musi pan tu pracować” - odpowiedziała mu pani W. - wspomina kobieta.
Gdy na zebraniu omawiano plany podjęcia studiów przez niektórych pracowników, zachętą miało być stwierdzenie: „Skoro Lechu skończył studia, to każdy skończy”. Podobnych w tonie odzywek o panu Leszku czy też skierowanych bezpośrednio do niego pani A. przytacza więcej. Do myślenia daje wypowiedź pani kierownik W. o tym, że ona zasadniczo „nie akceptuje mężczyzn w pracy socjalnej”.
„Musi czerpać jakieś korzyści”
Z zeznań pani A. wynika, że im bardziej pan Leszek w pracy się starał, tym było gorzej. Gdy Dużo czasu poświęcał klientom ośrodka, słyszał krytykę, że za dużo z nimi rozmawia albo że znów się spóźnił na zebranie.
- Nasze klientki z hostelu staraliśmy się usamodzielniać. Lechu znał panią wynajmującą lokale. Znalazł lokale dla dwóch pań z hostelu. Pani N. skomentowała to tak: „Lechu musi czerpać jakieś korzyści, jest jakimś pośrednikiem” - zeznaje pracownica ośrodka.
Jako jedyny z pracowników pan Leszek prowadził specjalny, prywatny zeszyt, w którym notował wyjazdy w teren i wydatkowane bilety. Koleżance z pracy zdradził, że kazała mu prowadzić go pani W., która potem porównywała jego zapisy z oficjalnymi. - Tylko on był tak sprawdzany - zaznacza pani A.
Wyjątkowość pana Leszka podkreślano rzekomo na każdym kroku. - Leszek miał zabronione chodzenie w sandałach, chociaż przełożona pani N. w pracy chodziła w kapciach - wylicza pani A. - Nie mógł rozmawiać przez telefon w pokoju, gdzie przebywała pani kierownik W., bo „za głośno mówił”. Wobec innych pracowników ta zasada nie obowiązywała.
„Chowany klucz do WC”
Według pani A., przełożone dawały przyzwolenie innym pracownikom, by źle traktowali pana Leszka. Przykładem historia z WC. W miejscu pracy opisywanego zespołu były dwa pomieszczenia o takim charakterze. Większe, z prysznicem, część personelu (sfeminizowanego) zaczęła traktować jako damskie. Tymczasem to tylko w nim latem po wielu godzinach pracy można było się odświeżyć. Na nieszczęście, ta akurat toaleta sąsiadowała z pokojem przełożonej N.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień