Przejrzystość w biznesie jest ważna. Nie tylko w biznesie gastronomicznym

Czytaj dalej
Aleksandra Szatan

Przejrzystość w biznesie jest ważna. Nie tylko w biznesie gastronomicznym

Aleksandra Szatan

Kulinarna pasjonatka zdrowej kuchni, autorka książek o tematyce żywieniowej, finalistka I polskiej edycji „MasterChef”, blogerka kulinarno-lifestylowa, od dłuższego czasu współpracująca z marką Lidl. Sporo jak na jedną osobę. Do tych wszystkich zajęć niedawno doszło jeszcze jedno. W czerwcu zostałaś ambasadorką marki OneDayMore. Pierwszy etap współpracy otworzyła Kampania Śniadaniowa #SniadanieChallenge. Na czym będzie polegać ten projekt?

Czy z OneDayMore szykuje się długofalowa współpraca?

Tak. Wiele rzeczy wokół tego będzie się działo i za każdym razem będą gigantyczne niespodzianki. Najbardziej zależy mi na tym, aby ludzie przekonywali się do rzeczy fajnych, zdrowych. I zaczęli świadomie jeść. Śniadanie jest świetnym przykładem. Dokonując dobrego wyboru rano, mamy po prostu dobry dzień.

To, że zostałaś wybrana do kampanii jest pokłosiem tego, co do tej pory robiłaś i doświadczeń, które zebrałaś w swoim życiu? Przez minione lata wyrobiłaś już sobie nazwisko, stałaś się rozpoznawalną osobą, która realizuje swój plan na życie.

Na pewno. Nie wyobrażam sobie innej osoby, która jest tak blisko związana z naturą i mówi o zdrowym jedzeniu. Ja już jakiś czas temu postawiłam na to, że chcę pokazać jak jedzenie jest ważne w naszym życiu. To, że świadome i zdrowie wybory nie muszą być katorgą dla nas. Bo warzywa i owoce są cudowne. Dieta nie ma być jakimś reżimem, tylko ma być tolerancyjna i sprawiać nam mnóstwo frajdy. Jedzenie jest w końcu najbardziej dostępną przyjemnością dla nas. Musimy się nauczyć z tego korzystać.

Przejrzystość w biznesie jest ważna. Nie tylko w biznesie gastronomicznym

Czy postawienie na dobre i zdrowe jedzenie to również dobry biznes?

Myślę, że tak. Będziemy coraz bardziej skupiać się na tym. Wszystko teraz idzie w kierunku żywności bio. Mamy coraz więcej zaufania do produktów bio, tych certyfikowanych. Już wiemy, że certyfikat niesie coś za sobą, są badania. Chcemy inaczej jeść, bo zdrowe jedzenie wpływa także na nasz organizm.

Tworzysz zdrowe przepisy dla marki Lidl. Ta współpraca wciąż się rozwija?

Zawsze żartuję, że to jest królowa matka (śmiech). Nie patrzę na logotyp, który może być dla wielu bardzo popularny. Dla mnie to są naprawdę wyjątkowe osoby, które za wszystkim stoją. Począwszy od strony agencji, która stworzyła m.in. pierwszą kampanię Pascal kontra Okrasa. To są cudowni ludzie, zaangażowani w swoją pracę, bardzo kreatywni. Ja zawsze powtarzam, żeby ta przygoda nigdy się nie kończyła.

Dlaczego?

Utożsamiam się z Lidlem i nie czuję się jak ambasador żadnej z tych marek. Czuję się częścią zespołu, który tam pracuje. Nie chcę być stawiana jako twarz marki. Jestem jedną z nich, wolę traktować te marki jak moją rodzinną firmę. Cieszę się, że mogę dodawać coś od siebie i jest na to zapotrzebowanie. Śmieję się, że nigdy nie wiem ile zarabiam. Bo sprawia mi to tyle radości, że ta kwestia mnie nie zajmuje. Uwielbiam tworzyć przepisy dla Lidla i mam ogromną satysfakcję, że mogę zachęcić kogoś, by zdrowo jadł. Bonusem do wszystkiego jest to, że ten ktoś pójdzie po te produkty do Lidla i razem ze mną będzie je odkrywał. Odpowiada mi też to, że Lidl jest marką bardzo edukacyjną, m.in. wypuszcza książki, które mówią o zdrowym jedzeniu. Ja tworzę przepisy na stronę Kuchni Lidla wraz z moimi zdjęciami oraz współprowadzę kanał Kuchni Lidla.

Czy gratyfikacje finansowe, które wynikają z tych zawodowych aktywności pozwalają już na spełnianie twoich marzeń?

Na każde marzenia trzeba bardzo dużo pracować. Staram się to robić, Oczywiście mam też takie marzenia, o których myślę długoterminowo, więc te gratyfikacje pomagają mi je rozłożyć. Oszczędność i praca sprawiają, że marzenia nabierają realnego wymiaru. Wiele osób myśli, że ci, którzy są ambasadorami jakiejś marki to niewiele robią. Za mną jest wiele pracy. To są noce przy komputerze przy tworzeniu treści dla klientów i pisaniu przepisów. Miesięcznie wypada między 30-60 przepisów, które muszę stworzyć, obfotografować i wypróbować. Ale nie czuję zmęczenia swoją pracą zarówno nocą, gdy siedzę przy tych przepisach, czy jadąc na przykład do Poznania, by zrealizować nagrania.

A kto jest pierwszym testerem i smakoszem tych przepisów?

Mój mąż i moje dziecko (śmiech). Nie ma większych grymasów, czasami są to komentarze w stylu „daj coś więcej słodkiego”.

Zdrowe jedzenie to pasja, którą starasz się też zaszczepić w swojej 2,5-letniej córeczce, Jagnie? Coś się zmieniło odkąd pojawiła się na świecie?

Przejrzystość w biznesie jest ważna. Nie tylko w biznesie gastronomicznym

Ja dalej gotuję tak samo. Czyli jemy bardzo mało mięsa, stawiamy na warzywa i owoce. Nasza Jagna jest dzieckiem, które je wszystko, co my. Nie bawię się w to, że moje dziecko ma jeść mamałygę, a ja coś lepszego. Ona jest takim samym człowiekiem, ma prawo czegoś nie lubić i mieć ochotę na jakieś jedzenie. W tej kwestii to naprawdę złote dziecko, ona wręcz faworyzuje warzywa i owoce nad słodyczami, choć ma też do nich dostęp. Nie zabraniam jeść lizaka czy loda. Ale w sklepie woli rzucić się na jabłko niż na słodycze. Cieszę się bardzo, że na razie tak to działa.

Zawodowo dużo w twoim życiu się dzieje, budujesz też swoją pozycję w internecie.

Postawiłam na Instagrama. To medium, które pozwala mi trafić do większej liczby osób. Blog cały czas jest, natomiast nie mam czasu, wrzucać na niego nowe przepisy, bo jest tak wiele pracy względem innych klientów.

Przygotowujesz też nowy biznes.

Obecnie pracujemy nad stworzeniem pewnej przestrzeni. Mamy takie miejsce, ogromne poddasze w centrum Tarnowskich Gór. Chcemy tam stworzyć coś w rodzaju hybrydy, która będzie jednocześnie ogromnym mieszkaniem, bo to jest ponad 160 metrów kwadratowych poddasza, wysokiego na 5 metrów. Będzie też studiem kulinarnym do nagrań relacji na żywo czy filmów wideo. To ma być przestrzeń dla takiego private cooking, ale też miejscem pod wynajęcie i konferencje dla 20-30 osób. Może być też mieszkaniem pod wynajem krótkoterminowy.

Sporo planów.

Ja zawsze myślę o każdym biznesie bardzo szeroko. Muszę wiedzieć, że coś jest uniwersalne i w różnym momencie mogę inaczej zarabiać na danej przestrzeni, czy w danym miejscu, gdzie działam. Tak samo jest w internecie. Sporo osób myśli, że ja zarabiam na Instagramie. A dla mnie ta platforma wcale nie jest źródłem zarobku. Tworzę kontent zupełnie gdzie indziej. A to, że oznaczam marki, pokazuję je, nie oznacza wcale, że na nich zarabiam. U mnie na 100 procent treści, zaledwie dwa proc. to treści sponsorowane. Powtórzę więc, że fakt oznaczenia jakieś marki, nie oznacza od razu współpracy.

Tych treści sponsorowanych w internecie jest coraz więcej i odbiorca może się pogubić.

My chyba wyszliśmy z takiego schematu, że jest już tyle kodów promocyjnych i tego wszystkiego w internecie, że wszędzie pewnie jest ukryty jakiś interes. Patrząc zaś w drugą stronę, popularne konta nie chcą wspierać marek, niezależnie od tego czy są popularne czy też nie. Bo uważają, że powinni otrzymywać za to wynagrodzenie. Ja zaś uważam, że dobrze jest pokazać fajne marki, zaprezentować dobre produkty i pomagać im w ten sposób. Nie widzę w tym problemu. Jeśli jest u mnie jakaś współpraca, też od razu jest to podkreślane. Transparentność w biznesie jest niezmiernie ważna. W gastronomicznym przede wszystkim, bo tu chodzi o kuchnię, produkty. Ale tak powinno być w każdym biznesie. Im bardziej jesteśmy przejrzyści, tym większe jest zaufanie.

„Nacięłaś” się kiedyś na gastronomicznym biznesie? Ktoś próbował wykorzystać twoje dobre serce, doświadczenie?

To nawet nie o to chodzi. Ja mam bardzo dużo osób, które kopiują moje treści. W tym biznesie mało jest niestety osób, które mają własny pomysł na siebie. Wtedy lepiej jest zrzynać od innych. To są konta z gigantycznymi zasięgami w porównaniu do mnie. Ale wychodzę z założenia, że kiedyś to się wyrówna. Mam satysfakcję, że mogę powiedzieć: „ja to stworzyłam, wymyśliłam”. Wiem co i jak z tym zrobić. A taka osoba, postawiona potem przed innymi ludźmi nie będzie w stanie nic powiedzieć na ten temat.

Jednym z twoich planów i marzeń do zrealizowania jest własna restauracja. Na ile blisko jest już realizacja tego przedsięwzięcia?

Czekamy cały czas. Od czterech lat pracujemy nad jedną lokalizacją, ale to państwowe miejsca więc trzeba uzbroić się w cierpliwość. Albo będzie przetarg albo ktoś inny kupuje. Co miesiąc dzwonimy, by dowiedzieć się jaki jest stan rzeczy. Może też za bardzo skupiliśmy się na jednym miejscu… Ale na razie mam tyle pracy, że nie myślimy o tym intensywnie. Wcześniej, gdy pojawiła się Jagna odpuściłam temat, bo wiedziałam, że nie jestem gotowa, by otwierać nowy biznes lub poszukiwać lokalu. Zawsze marzyłam też, by pojawiła się firma, która postawi na mnie. By przyszła firma, która powie „chcemy ciebie, byś nam pomagała ”. Tak jest właśnie z marką OneDayMore. Oni skupili się na tym, by tworzyć fajne rzeczy do internetu. Na pewno wiele osób o tym usłyszy, a pracuje nad tym jedna z najlepszych agencji w Polsce.

O czym jeszcze marzysz oprócz restauracji?

Ale z tego względu, że nasze poddasze jest w takim stanie, że będzie kosztowało tyle co mały dom, to moja prywatna kuchnia musi poczekać (śmiech). Kuchnia jest moją rzeczywistością. Nie potrafię odróżnić co jest pracą, a co nie. To codzienność. Kiedyś ktoś mądry powiedział, że jeśli twoja praca jest przyjemnością, to nie spędzisz w niej ani jednego dnia.

Tegoroczne wakacje będą dla ciebie bardzo pracowite?

Od początku roku do połowy czerwca to był bardzo intensywny i pracowity czas w moim życiu. Nawet tuż przed wyjazdem na wakacje, zaplanowałam, by siedzieć do nocy, by tworzyć nowe treści. Żeby potem zastanawiać się kiedy ten urlop się skończy (śmiech).

Aleksandra Szatan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.