Przed walentynkami. O sercu naukowo
W poniedziałek wypadają tzw. walentynki. Owo święto trochę bezkrytycznie przejęte zostało u nas z Zachodu w latach 90. ubiegłego wieku. Brytyjczycy uważają to święto za własny wymysł (opierając się na powieściach Waltera Scotta), ale w rzeczywistości funkcjonowało ono w Europie Południowej i Zachodniej przynajmniej od stu lat. Z kolei krytycy twierdzą (nie całkiem prawdziwie), że przyjęcie i świętowanie walentynek to przykład amerykanizacji naszej kultury.
Walentynki można lubić - lub nie, ale miłość, którą one gloryfikują, jest z pewnością czymś godnym gorącego poparcia i szerokiego upowszechnienia. Dlatego ja jestem ZA.
Chociaż mnie walentynkowych karteczek jakoś nikt nie wysyła, zupełnie nie wiem dlaczego? Czyżby to miało związek z faktem, że w tym roku kończę 75 lat?
Symbolem, który w kontekście walentynek się pojawia wszędzie (na kartkach, pudełkach czekoladek, opakowaniach różnych prezentów) jest serce. Lubię ten symbol, ale popularyzując naukę, nie mogę pominąć okazji, żeby tego i owego Państwu o sercu nie opowiedzieć. Naukowo.
Rola serca obecnie jest wszystkim znana. Wiemy, że dzięki jego pracy krąży w naszych tętnicach, naczyniach włosowatych i żyłach krew niosąca do wszystkich narządów i tkanek glukozę dającą energię, białka o różnym przeznaczeniu oraz tlen. Krążąca krew czyści nam także wszystkie organy, dzięki czemu usuwane są (przez nerki) trujące produkty przemiany materii, a przez płuca - dwutlenek węgla.
Dziś to wie każde dziecko, ale tę wiedzę uczeni zdobywali wolno i z trudem, bo tajemnice pracy serca niełatwo było prześledzić. Kiedyś opiszę długą i krętą drogę, jaką badania medyków, anatomów i fizjologów podążały w kierunku odkrycia, że to właśnie serce jest mechanizmem napędzającym krążenie krwi z jego wszystkimi konsekwencjami. Położyło tu zasługi wielu uczonych. Pierwszy był niewątpliwie Klaudiusz Galen, lekarz rzymski w latach 130 - 200, który jako pierwszy próbował opisać rolę serca. Potem naukę starożytnej Grecji i Rzymu przejęli i rozwijali Arabowie, i w XIII wieku swoją wiedzę o sercu przedstawiał Ibn al Nafis al Qurashi. Jego prace rozwinął kataloński lekarz Miguel Servetus w 1553 roku. Ale przysłowiową „kropkę nad i” postawił William Harvey, wydając w 1628 roku dzieło „Exercitatio Anatomica de Motu Cordis”.
To był początek współczesnej wiedzy o sercu i układzie krążenia, dzięki której na całym świecie udało się uratować miliony istnień ludzkich. Bo, niestety, serce - jak każdy narząd - może chorować, ale jego choroby mają szczególnie dramatyczny wymiar. Wynika to z faktu, że serce wykonuje niesłychanie wielką pracę, którą - mimo postępu inżynierii biomedycznej - nie mogą jeszcze przejąć urządzenia techniczne.
Podam kilka liczb, żeby uświadomić Państwu, jak wielka jest ta praca.
Objętość całej krwi w ciele człowieka to około 5 litrów. Tę ilość krwi serce przepompowuje w ciągu jednej minuty. W ciągu jednej godziny Twoje serce, Czytelniku, przepompuje 280 litrów krwi, co odpowiada objętości sporej wanny. W ciągu doby serce mogłoby napełnić spory basen, pompując 8.000 litrów krwi. W ciągu tygodnia, kiedy będziecie Państwo czekać na mój kolejny felieton, serce każdego z Was przepompuje 55.000 litrów. To pojemność dużej ciężarówki cysterny z przyczepą. Z kolei czekając na nadejście wiosny (około miesiąca od dziś), moglibyście pracą serca napełnić zbiorniki samolotu Boeing 747 przed lotem do Ameryki, pompując 240.000 litrów. I wreszcie przez rok, zanim przeczytacie mój kolejny walentynkowy felieton, przepompujecie w swoich sercach 2,9 mln litrów krwi. To tyle, co 5 dużych olimpijskich basenów.
Czy nie warto przynajmniej w walentynki uhonorować tak pracowitego narządu?