Protest rezydentów. To walka na długim dystansie
Nie będą prowadzić głodówki, bo ta radykalna forma protestu nie robi na rządzie wrażenia. Zaczną natomiast ograniczać liczbę miejsc swojej pracy.
- Nie mam czasu, by się uczyć, nie mówiąc już o korzystaniu z propozycji kulturalnych czy rozrywek. Jak jest trochę wolnego, to próbuję odpocząć - mówił nam wczoraj Mateusz Głuchowski, lekarz rezydent (trzeci rok specjalizacji z ortopedii) w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 im. dr. Jurasza w Bydgoszczy.
Na Starym Rynku, gdzie o godz. 14 rozpoczął się protest młodych lekarzy i popierających ich przedstawicieli siedmiu zawodów medycznych, nie był sam. Towarzyszyła mu mama i... pies. Zwierzę było najczęściej fotografowanym „uczestnikiem” protestu (na szyi miał kartkę z hasłem: „Popieram protest medyków - 6,8 proc. PKB”).
- Jestem tu jako pacjentka i mama rezydenta. Syna widuję rzadko, bo pracuje w kilku miejscach - mówiła nam pani Głuchowska.
Więcej o proteście rezydentów i ich postulatach w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień