Prof. Zbigniew Lewicki: Możemy liczyć tylko na USA. Nie mamy żadnej alternatywy dla nich

Czytaj dalej
Fot. fot. Bartek Kosiński
Agaton Koziński

Prof. Zbigniew Lewicki: Możemy liczyć tylko na USA. Nie mamy żadnej alternatywy dla nich

Agaton Koziński

- Nie mamy wielkich zatargów z Ameryką. Pani ambasador jest życzliwa Polsce - mówi prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista.

Jak Pan zrozumiał cykl zdarzeń na linii kancelaria premiera - ambasada USA?
Obie strony popełniły w tej sytuacji sporo niedokładności. Przy lepszym wyczuciu tej sprawy można było uniknąć zadrażnień. Teraz trzeba ją po prostu załagodzić.

Jak w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji?
Pani ambasador podpisała list, który ktoś jej niechlujnie przygotował.

Pani ambasador nawet nie zerknęła na list, który podpisała i do którego dołączyła odręczny dopisek? Bo tam już w nagłówku było przekręcone nazwisko premiera. Nie zauważyła, czy nie chciała zauważyć?
Myślę, że nie zauważyła. W angielszczyźnie akurat takie błędy, przestawienia „e” i „i” się popełnia. Nie wiem, dlaczego, taka specyfika tego języka, sam często, pisząc, robię tego typu błędy. Oczywiście, należało to poprawić, ale pani ambasador powinna mieć sekretarza, którego rolą jest pilnować, żeby takich błędów nie było, bo one nie przystoją poważnej instytucji. Natomiast nie jest to najpoważniejszy problem obecnie.

A co nim jest?
Bardziej zmartwiło mnie zamknięte posiedzenie polsko-amerykańskiego zespołu w Sejmie. W jego trakcie Georgette Mosbacher wygłosiła słowa, które można było odebrać jako pogróżki. Tego robić się nie powinno.

Mosbacher mówiła, że współpraca polsko-amerykańska może się posypać, jeśli w Polsce zacznie być podważana wolność słowa. W domyśle - chodziło jej o krytykę TVN24 przez członków rządu.
Ambasador ma prawo być asertywny - grzeczny, ale asertywny. Jednocześnie tego typu uwagi powinien wygłaszać w gabinetach, a nie na spotkaniach niemalże publicznych - a taki charakter miało jej wystąpienie w Sejmie. Takich uwag nie powinno się upubliczniać, wyraźnie widać brak wyczucia. Oddzielna sprawa, że list pani ambasador został upubliczniony przez stronę polską. Też niepotrzebnie. Nie ulega wątpliwości, że całe to zamieszanie jest efektem różnic kulturowych.

Na czym one polegają?
Pani ambasador nie uwzględniła polskiego przeczulenia na punkcie formy, my z kolei nie przywykliśmy do bardziej obcesowych form komunikacji. Ale nie jest to pierwszy w historii przypadek, kiedy ambasador USA zachowuje się obcesowo i niegrzecznie. W przeszłości też takie historie się zdarzały - tyle że wcześniej ich nie upubliczniano. Teraz stało się inaczej i to mnie martwi najbardziej.

Sprawa będzie mieć ciąg dalszy?
Nie sądzę. Pani ambasador jest bardzo życzliwa Polsce. Poza tym ma przewagę nad wszystkimi innymi przedstawicielami USA w naszym kraju - ona może zadzwonić na prywatne telefony amerykańskiego prezydenta i jego najbliższych współpracowników. Ona już załatwiła dużo ważnych rzeczy dla Polski. To, co było trudne, potrafiła osiągnąć jednym telefonem. I ona jest nadal skłonna dalej to robić. O tym trzeba pamiętać, a nie o tym, że ktoś coś upublicznił, czy że coś powiedział.

Przy tego typu zatargach zawsze istnieje ryzyko, że jest ono tylko substytutem prawdziwego poważnego konfliktu, który się rozgrywa za kulisami. To możliwe w relacjach Polski i USA?
Nie wydaje mi się. Nie mamy wielkich zatargów z Ameryką.

Może rozmowy o „Fort Trump” utknęły na mieliźnie?
Nawet jeśli, to nie jest to zatarg, tylko negocjacje. Poza tym musimy cały czas pamiętać, jak nasza pozycja w świecie różni się od pozycji Ameryki. Nie posiadamy porównywalnej siły militarnej, gospodarczej itp. Naszym zadaniem jest pilnować, żeby nie cierpiały nasze interesy, gdy na przykład USA rozmawiają z Rosją. W takich sytuacjach musimy być spokojni, cierpliwi i starannie pilnować własnego projektu - ze świadomością, że nie zawsze nasze interesy będą miały pierwszeństwo. Zawsze interesy na linii USA-Rosja czy USA-Chiny będą ponad naszymi.

Nad polską polityką wobec USA ciąży inny problem: przeinwestowania. Dużo włożyliśmy we współpracę przy wojnie w Iraku, ale nic w zamian nie uzyskaliśmy. Nie grozi nam powtórka tego scenariusza?
Rzeczywiście, z Iraku wyszliśmy najgłupiej, jak tylko można. Ale pamiętajmy, że teraz obecność amerykańska na naszej wschodniej granicy służy przede wszystkim interesom Polski, nie USA. Taka obecność kosztuje. Cały świat to rozumie. Kraje, które także goszczą u siebie wojska amerykańskie, jak Japonia czy Korea Płd., też przynajmniej częściowo partycypują w kosztach.

Na razie jesteśmy w sytuacji, że we współpracę z USA inwestujemy - choćby przez zakup systemów Patriot - bez gwarancji, że one z pomocą nam przyjdą w sytuacji zagrożenia.
Gwarancji nie ma nigdy. Ale kto inny może je nam dać? Wyobraża pan sobie na przykład armię niemiecką w tej roli? I pomijam w tym przypadku fatalny stan, w jakim się ona znajduje. Podobnie jest z armią Francji czy Włoch. Żadne z tych państw nam nie pomoże, będą co najwyżej kiwać głowami i mówić, że im przykro. Możemy liczyć tylko na Amerykanów, nie ma dla nich alternatywy.

Co można powiedzieć o polityce USA wobec naszego regionu w kontekście ostatnich zdarzeń w Cieśninie Kerczeńskiej?
Przede wszystkim Putin pokazał, że może robić, co chce i gdzie chce. Pytanie - co w tej sytuacji mają zrobić Amerykanie? Rozpocząć wojnę z Rosją? Już raz była taka sytuacja. W 1956 r., gdy rozpoczęła się interwencja sowiecka na Węgrzech, CIA wpadło na pomysł dozbrajania Węgrów. I wtedy ten projekt został zablokowany przez prezydenta Dwighta Eisenhowera, który uznał, że to tylko przedłużyłoby konflikt i uczyniło go bardziej krwawym - ale wyniku i tak by nie zmieniło. Teraz widać podobieństwo do tamtej sytuacji.

Są jednak rozwiązania pośrednie: można na przykład pomóc ukraińskiej armii, nałożyć sankcje na firmy budujące Nord Stream 2, zagrozić wyłączeniem Rosji z systemu SWIFT itp.
Nie sądzę, by dodanie broni armii ukraińskiej mogło sprawić, żeby była ona w stanie odeprzeć atak Rosji. Mogłoby tylko uczynić cały konflikt bardziej krwawym.

Pozostało jeszcze 52% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Agaton Koziński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.