Prof. Andrzej Chwalba: Konstytucja rodziła się w tajemnicy
W maju 1791 r. grały emocje i rewolucyjno-reformatorski pośpiech. - Ale też zadanie, które sobie wyznaczyli posłowie, było imponujące. Powstawały fundamenty nowoczesnego państwa -mówi prof. Andrzej Chwalba, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, z którym rozmawiamy o tym, dlaczego Konstytucja 3 maja powstawała w tajemnicy.
Pierwsza polska konstytucja została przyjęta przez przypadek?
Podczas posiedzenia 3 maja nie doszło do formalnego głosowania. Nie zliczono głosów obozu patriotycznego i opozycji debatujących tego dnia na zamku w Warszawie. W trakcie debaty król Stanisław August Poniatowski po raz kolejny podniósł rękę, by przemówić, a posłowie uznali, że tym gestem złożył przysięgę na ustawę zasadniczą.
Tak po prostu?
Posiedzenie miało charakter aktu rewolucyjnego. Złamano szereg procedur przyjętych na takie okoliczności przez sejm. Przyspieszono prace - sesja była planowana na 5 maja i z programu wynikało, że dwa dni wcześniej będą omawiane kwestie skarbowe. Ani słowa nie wspomniano o ustawie zasadniczej. Natomiast listownie wezwano tych, którzy byli zwolennikami konstytucji. Wieść się rozniosła i potencjalni opozycjoniści, choć kończyły się jeszcze święta wielkanocne, ruszyli w stronę Warszawy. Ci, którzy byli blisko, jeszcze zdążyli.
Na posiedzeniu było około 182 posłów i senatorów, za mało, żeby cokolwiek przyjąć.
Rzeczywiście. Zgodnie z regulaminem posłowie powinni otrzymać drukowany tekst projektowanej uchwały na trzy dni przed sesją. Nic takiego się nie stało. Dzień wcześniej spotkało się tylko 80 posłów na tajemnym spotkaniu, którzy zaprzysięgli konstytucję. Część posłów 3 maja zobaczyła projekt po raz pierwszy. Może sobie pani wyobrazić, jak burzliwe musiały być obrady.
Konstytucja wprowadzała monarchię dziedziczną, przyznawała wolności mieszczanom, znosiła liberum veto. Podobno po odczytaniu tych założeń najgłośniej protestowano przeciwko artykułowi VII, który znosił wolną elekcję.
Powód? Szlachta potraktowała to, jako cios wymierzony w wolność szlachecką. Wolna elekcja była perłą w koronie polskiej szlachty. Uważano, że tej perły z korony wyjąć nie można. Że szlachta ma wybierać króla i każdy szlachcic może nim zostać. Druga kwestia, która irytowała szlachtę - poza wolną elekcją - to liberum veto. Uważano, że tak rozumiana wolność musi być zagwarantowana.
Nie byliśmy gotowi na odważny oświeceniowy przewrót?
Przeważała wówczas jednak mentalność staroszlachecka. Żyło się dobrymi wspomnieniami z czasów saskich, jak przypomina szlacheckie przysłowie „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Myślano: nie chcemy żadnych zmian, bo tak jest nam dobrze. A czy coś się złego dzieje? No może jest ambasador rosyjski, ale w Warszawie, on mi nie przeszkadza, bo na chłopów, którzy u mnie pracują, nie ma żadnego wpływu. Więc po co ja mam to zmieniać? Mnie przeszkadzają reformatorzy, którzy myślą o zmianie ustroju, którzy chcą iść w kierunku państw absolutnych - szlachta obsesyjnie bała się, że król chce państwa absolutnego, dominującego nad nią. Z kolei brak poparcia w kraju był jedną z głównych słabości obozu reformatorskiego. Reformatorzy nie mieli szerszego zaplecza społecznego, które mogłoby się za nimi wstawić.
Tymczasem chodziło nie tylko o oświeceniowe idee, ale o to, by uwolnić się od Rosji.
Faktycznie obóz reform liczył na to, że przyjęcie ustawy zasadniczej doprowadzi do odzyskania przez Rzeczypospolitą suwerenności. Że droga na skróty jest możliwa. Przypomnijmy, że Rzeczpospolita jest wówczas protektoratem Rosji. Najważniejszym urzędem nie jest król, ale rosyjski ambasador rezydujący w Warszawie, a decyzje państwowe mogą być podejmowane w zgodzie z jego stanowiskiem. Tymczasem konstytucja przywraca suwerenność, odrzucając prawa narzucone państwu polsko-litewskiemu przez Rosję. Tylko oczywiście można postawić pytanie, czy samo przyjęcie aktu prawnego, pomijając jego legalność, prowadziłoby do uzyskania suwerenności? Bo żeby ją zdobyć, trzeba mieć wystarczająco liczne wojska, być przygotowanym na wojnę z Rosją, a być może z Prusami i Austrią. Tego nie było.
Z Prusami, z którymi reformatorzy liczyli na sojusz?
Liczono na sojusz z tym, który był najbardziej zainteresowany rozbiorem Polski. Zresztą natychmiast po uchwaleniu konstytucji król pruski orzekł, że ten sojusz w świetle nowej ustawy jest po prostu nieważny.
Gdzie popełniono błąd?
Polscy politycy- reformatorzy nie mieli doświadczenia międzynarodowego, nie znali zasad funkcjonowania dyplomacji europejskiej. W zadufaniu, które graniczyło z naiwnością i brakiem wyobraźni politycznej, postępowali w sposób amatorski. Z jednej strony liczyli na sojusz z Prusami, z drugiej, że wojna z Turcją, w którą angażuje się Rosja, potrwa dłużej, a wojska rosyjskie będą nią zajęte i nie ruszą na Warszawę. Mówiąc kolokwialnie: daliśmy się wystrychnąć na dudka.
Kiedy zaczęto prace nad konstytucją?
Jeszcze w 1788 roku, w pierwszych miesiącach Sejmu Czteroletniego, podczas którego przystąpiono do reform państwa i wojska, dyskutowano nad jakimś tekstem, który by dokonał podsumowania reformowania Polski. Ale to były ogólnikowe myśli. Powodem był fakt, że stronnictwo zwane patriotycznym, skupiające osoby o nastawieniu proreformatorskim, stanowiły wyraźną mniejszość. Sam król początkowo nie zajmował wyraźnego stanowiska. Był pomiędzy dwoma zwaśnionymi stronnictwami: proreformatorskim oraz antyreformatorskim zwanym hetmańskim. Tymczasem sejm metodą małych kroków, w pozytywnym kierunku, zmieniał Rzeczypospolitą, a to dzięki temu, że był skonfederowany, co oznaczało, że liberum veto nie obowiązuje.
Jak to możliwe, że caryca Katarzyna II zgodziła się na taki układ?
W 1787 roku doszło do spotkania króla z cesarzową w Kaniowie na Ukrainie. Król jechał tam kilka miesięcy, żeby zamienić raptem kilkanaście zdań, ale rozmowa okazała się dla dalszych losów kraju niezwykle ważna.
To znaczy?
Rosja przygotowywała się do ataku na Turcję, a Poniatowski zaproponował Katarzynie II zawarcie sojuszu oraz udział polskich wojsk w wojnie. Jednak, aby do tego doszło, Polska musiała powiększyć siły zbrojne. W tym celu konieczna była reforma państwa, bo w ramach dotychczasowych instytucji nie było możliwe przygotowanie kilkudziesięciotysięcznej armii. Wymagało to stworzenia aparatu skarbowego. Aby zdobyć pieniądze, należało wprowadzić podatek, który obciąży szlachtę i duchowieństwo. Katarzyna Wielka przystała na to. Chociaż ostatecznie wojska polskie nie były jej potrzebne, podczas Sejmu Czteroletniego udało się zreformować znacznie więcej: mieszczanom przyznano prawa, a pozbawiona ich została gołota szlachecka. To znaczy, że magnateria, której „szlachcic goły i wesoły” był narzędziem, a która miała istotny wpływ na rządzenie sejmikami i faktyczne niszczenie sejmu, utraciła znaczenie polityczne. Dzięki tym reformom w 1791 r. państwo mogło już lepiej funkcjonować, przygotowano grunt pod kolejne zmiany.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień