Proces w sprawie wypadku w Milczy. Zeznawał świadek, który znalazł ciało potrąconej przez samochód kobiety
Czy 22-letni kierowca opla corsy i jego kolega chcieli ukryć fakt, że potrącili pieszą i próbowali ukryć ciało ciężko rannej kobiety? Tak uważa prokuratura, która 22-letniemu Dawidowi M. i 23-letniemu Piotrowi B. postawiła zarzut zabójstwa. Oskarżeni się do tego nie przyznają.
Wczoraj w Sądzie Okręgowym w Krośnie odbyła się druga rozprawa dotycząca wypadku, do którego doszło w nocy z 5 na 6 grudnia ub. roku w Milczy. Stawiło się na nią kilkunastu świadków i liczna grupa publiczności, w tym rodziny zarówno ofiary, jak i oskarżonych.
Ilona W., niedoszła synowa Zofii K. (mieszkanki Milczy, która zginęła w wypadku), zeznała, że feralnego dnia ok. godz. 13 rozmawiała z babcią jej córeczki. Razem pakowały dla niej mikołajkowy prezent. Potem Zofia K. pojechała do pracy do Krosna, na drugą zmianę.
- Wieczorem zostawiłam dla niej światło przed domem. Położyłam się spać, w nocy wstałam zrobić mleko dla dziecka. Zorientowałam się, że Zosia nie wróciła. Mówiłam Patrykowi, żeby zadzwonił do mamy, sprawdził co się stało. Ale on uspokoił mnie, że mama czasem zostaje dłużej w pracy - zeznawała młoda kobieta.
Rano przybiegł sąsiad.
- Powiedział, że w rowie przy drodze leży jakaś kobieta. Zapytał, czy Zosia jest w domu. Byłam pewna, że tak. Ale okazało się, że jej pokój jest pusty. Pobiegłam na miejsce, o którym mówił sąsiad. Zosia tam leżała. Od głowy, prawie do pasa, była w przepuście. Obok niej stała torebka.
Ciało tkwiło w przepuście
Tadeusz K. rano, przed pracą, wyszedł z psem. Na mostku nad przepustem, prowadzącym do posesji szwagierki, zobaczył but. Zaniósł go na podwórko, myśląc, że to sprawka psa. Odprowadził czworonoga i wsiadł do samochodu. Wyjazd z jego domu prowadził przez sąsiedni mostek.
- Zauważyłem kawałek lusterka samochodowego, zatrzymałem się, wysiadłem z auta. Zabrałem to lusterko, odłożyłem przy ogrodzeniu. Wtedy, obchodząc mostek z drugiej strony, zobaczyłem, że z przepustu wystaje ciało - relacjonował świadek.
Tadeusz K. próbował je wyciągnąć, ale się nie dało.
- Było już zimne. Pobiegłem do szwagra, który jest strażakiem. Powiedział, że trzeba dzwonić na policję
- opowiadał.
Kierowca busa, którym Zofia K. wracała do domu zeznał, że wysiadła ok. godz. 22.35 na przystanku przy ul. Kolejowej w Milczy. Powiedziała „dobranoc, dziękuję”, on pojechał dalej. To był jego ostatni kurs tego dnia. Ruszając z przystanku nie wiedział żadnego samochodu. Żadnego też nie minął w Milczy po drodze, nikt go nie wyprzedzał.