Proces w sprawie śmiertelnego pobicia w Jastrzębiu-Zdroju
,,Gdybym wiedział, że może zginąć, nie tknąłbym jego twarzy butem” - powiedział Dawid K., oskarżony o zabójstwo Jacka Hrycia z Jastrzębia-Zdroju. Czterech pozostałych sprawców odpowiada za pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
,,Gdybym wiedział, że może zginąć, nie tknąłbym jego twarzy butem”
Wysoki sądzie, zdaję sobie sprawę z tego, co się stało. Wiem, że ten człowiek nie żyje, dlatego, że postąpiłem w sposób absolutnie zły i nierozsądny. Jednak w mojej głowie nie zrodziła się myśl, by pozbawić kogoś życia - wyjaśniał Dawid K., główny z pięciu oskarżonych w sprawie pozbawienia życia Jacka Hrycia. Jako jedyny odpowiada za zabójstwo, za co grozi mu dożywocie. Wczoraj ruszył ich proces przed Sądem Okręgowym w Rybniku. Pozostali czterej oskarżeni mają zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym: to Przemysław K., jego kuzyn Artur L, Łukasz K. i Paweł Sz.
- Bardzo żałuję tego, co się stało i przepraszam - mówił Dawid K.
- To jest propaganda, on szedł z zamiarem zabicia - przerwał jego wywód Zenon Hryć, ojciec ofiary, który obok żony Jacka - Moniki - występuje w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Sąd upomniał ojca ofiary, grożąc wyrzuceniem z sali rozpraw.
Potem sędzia zwrócił się do Dawida K. Z pytaniem, jak wytłumaczy zatem, że ślady jego buta odcisnęły się na twarzy pokrzywdzonego, co potwierdzili biegli, mało tego, znajdowała się na jego butach i ubraniu krew należąca do Jacka Hrycia, co potwierdziły badania DNA... - To jest profesjonalista...- wtrącił głośno ojciec pokrzywdzonego. - Ostrzegam pana ostatni raz - zdenerował się sędzia. - Mój klient na tym etapie nie będzie wyjaśniał tej kwestii - stwierdził obrońca Dawida K.
- Zdaje pan sobie sprawę, że to może być interpretowane przez sąd na niekorzyść oskarżonego - przypomniał sędzia Furman. Ze szczegółami Dawid K. opowiadał o tym, jak w nocy z 3 na 4 czerwca razem z kolegami gonił po imprezie w dyskotece Impresja pokrzywdzonego. Wcześniej Jacek Hryć miał obrazić co najmniej dwukrotnie jego dziewczynę. Miał zachowywać się prowokacyjnie, on i jego kolega Adrian D., który teraz jest głównym świadkiem oskarżenia, bo widział moment pobicia przyjaciela. Sam zdołał umknąć i przyglądał się całej sytuacji z odległości - jak skrupulatnie wyliczono podczas wizji lokalnej - 43 metrów. - Myślę, że prowokacyjne zachowanie tych mężczyzn wywołało w nas przekonanie, żeby dać im nauczkę. W danym momencie, gdy pobiegłem do pokrzywdzionego, ewidentnie miał chęć zmierzenia się ze mną na pięści, zapewnie by do tego doszło, gdyby Przemek nie wkroczył i nie obalił na ziemię pokrzywdzonego. Osobiście kopnąłem w twarz pokrzywdzonego, ale Przemek także go kopał(...). Nie kopałem nogą z wymachu, nie skakałem po nim. Jedynie z góry kopnąłem go prawą noga w którąś części twarzy. Natomiast z jaką siłą uderzał Przemek, nie jestem w stanie określić - opowiadał oskarżony. - Gdybym miał świadomość, że takie obrażenia doprowadzą do krwotoku wewnętrznego, nie tknąłbym butem jego twarzy. (...) Nie znam w swoim krótkim życiu przypadku, by pokiereszowanie komuś twarzy było powodem śmierci człowieka - perorował oskarżony. - A teraz już oskarżony wie? - przerwał sędzia Ryszard Furman. - Tak - odparł Dawid K. Przywołany do tablicy Przemek K. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Odniósł się jedynie do swoich zeznań ze śledztwa prostując, że jedyną osobą, która zadawała ciosy, był Dawid K. Z kolei on i jego kuzyn Artur nie uczestniczyli w zajściu bezpośrednio. Oskarżony zapewniał, że potem podbiegł do leżącej ofiary i chciał jej pomóc, przytrzymywał głowę. Według ustaleń prokuratury, pijani bandyci (część po marihuanie), zatakowali ofiarę, która zginęła od potwornych obrażeń głowy.
Kolejny oskarżony, Łukasz K. również przekonywał, że to on jako pierwszy odchylił głowę Jacka Hrycia, aby udrożnić drogi oddechowe (także nie przyznaje się do zarzutów). Z kolei Artur L. znacząco zmienił swoje wcześniejsze zeznania, argumentując to szokiem i sugerowaniem odpowiedzi podczas przesłuchania przez policjantów. Stwierdził też, że mógł nie przeczytać dokładnie protokołu ze swoimi zeznaniami. - Ja jako ostatni ruszyłem w stronę pozostałych oskarżonych – przekonywał L. - Nie była to z naszej strony jakaś inicjatywa do pobicia, bo sprzeczka była między Dawidem K. a pokrzywdzonym. Ani mnie nie zaczepiali, ani kuzyna Przemysława K. Nie mieliśmy powodu do pobicia - podkreślił oskarżony Artur L. Później przekonywał sąd, że nie widział leżącego Jacka Hrycia, bo zasłaniał go murek. Dopiero, kiedy dotarł do niego, zobaczył Hrycia w kałuży krwi.
Ze względu na zawiłość zeznań, sąd zasugerował, aby L. przygotował rysunek, określając pozycje oskarżonych i Jacka Hrycia w momencie pobicia. Podczas rozprawy na pytania miał odpowiadać jeszcze ostatni z oskarżonych – Paweł Sz. Z uwagi na długi czas rozprawy przeniesiono wypowiedzi oskarżonego na kolejne posiedzenie. Jego termin wyznaczono na 22 stycznia.
Dawidowi K. grozi dożywocie, pozostałej czwórce do 10 lat więzienia.