Próbował zabić żonę. Zapadł wyrok w głośnej sprawie
Prokurator żądał dla niego 15 lat więzienia; żona - występująca w procesie w charakterze oskarżyciela posiłkowego - chciała kary 25 lat więzienia. Obrońca zaś wnosił o nadzwyczajne złagodzenie kary przy uznaniu, że oskarżony działał w afekcie.
Cudem przeżyła, on dostał 10 lat
Sąd zdecydował, że 39-letni Robert B. za kratkami spędzi najbliższe 10 lat. A właściwie nieco mniej, bo na poczet kary zaliczono mu już okres tymczasowego aresztowania. Wyrok, który zapadł w zeszłym tygodniu w ostrołęckim sądzie okręgowym nie jest prawomocny. Już biorąc pod uwagę to co napisaliśmy na wstępie, można się spodziewać apelacji którejś ze stron, niewykluczone, że obu...
Sprawa, którą właśnie rozpoznał sąd pierwszej instancji ponad rok temu wstrząsnęła opinią publiczną. Do dramatu doszło w jednej z podostrołęckich wsi, w czerwcu zeszłego roku. Małżeństwo B. mieszkało w nowym, jeszcze niewykończonym domu, z dwójką dzieci - półrocznymi bliźniaczkami.
Kiedy byliśmy w tej miejscowości zaraz po dramatycznych wydarzeniach, sąsiedzi mówili nam, że była to normalna rodzina. Znali ją dobrze także z tego powodu, że ojciec kobiety był kiedyś sołtysem. O młodym małżeństwie wszyscy mieli dobrą opinię - widywali ich z dziećmi, nie słyszeli o kłótniach, o żadnych patologiach mowy nie było.
Następnego dnia miały być chrzciny
To co wydarzyło się tego dnia mocno wstrząsnęło sąsiadami. Tym bardziej, że do tragedii doszło tuż przed rodzinnym świętem - w niedzielę miały być chrzciny bliźniaczek. W sobotę wieczorem doszło do dramatu.
Małżeństwo wróciło po południu od rodziców Roberta. Ten zaniósł dzieci na górę, położył do łóżek. Na piętrze była też jego żona. Między małżonkami doszło do kłótni, nie pierwszej z resztą. Wbrew temu co myśleli o nich sąsiedzi, w tym małżeństwie nie układało się najlepiej od pewnego czasu.
Robert - jak ustaliła potem prokuratura i co potwierdził przewód sądowy - kilka razy przychodził na górę do żony. Kłócili się. To kilkakrotne przychodzenie miało znaczenie dla sądu, bo wskazywało, że Robert nie działał w afekcie, że kiedy po raz kolejny poszedł do żony, chciał zabić...
Wziął ze sobą nóż i siekierę. Najpierw uderzył ją siekierą - dwa razy, obuchem. Kobieta zaczęła się bronić, doszło do szamotaniny, Robert chwycił za nóż, zaczął zadawać ciosy. Jego żonie udało się uciec, być może tylko dlatego, że napastnik potknął się i przewrócił. Jego żona, zakrwawiona i w szoku dotarła do mieszkających niedaleko rodziców, wezwano pogotowie.
Kobieta trafiła do szpitala, tam natychmiast była operowana, przez wiele godzin. Potem utrzymywano ją w stanie śpiączki farmakologicznej. Już suchy zapis obrażeń, które zadał jej mąż, zawarty w opinii biegłych w aktach sprawy mrozi krew w żyłach. Także lekarze z ostrołęckiego szpitala mówili wprost - miała bardzo dużo szczęścia, że żyje.
Jej mąż, zaraz po dramacie, wziął pasek i, jeszcze w domu, próbował popełnić samobójstwo. Nie udało mu się, bo krzesło, na które wszedł połamało się. Zaraz potem w domu pojawiła się policja...
Z ograniczoną poczytalnością
Prokurator postawił mu zarzut usiłowania zabójstwa, taka kwalifikacja tego czynu została utrzymana także w akcie oskarżenia. Robert przyznał się, składał wyjaśnienia, w sądzie wyrażał skruchę, przepraszał zarówno swoją ofiarę, jak i jej rodzinę.
To była jedna z przesłanek, które sąd musiał uwzględnić na korzyść oskarżonego przy wydawaniu wyroku. Podobnie jak to, że Robert nie był wcześniej karany oraz jego dobra opinia środowiskowa. A w końcu także i to, że - jak uznali biegli - w chwili popełniania zarzucanego mu czynu - „działał w stanie ograniczonej w stopniu znacznym zarówno zdolności rozpoznania znaczenia czynu, jak i zdolności pokierowania swoim postępowaniem”. Czyli mówiąc inaczej, w stanie ograniczonej poczytalności.
- Sąd w takiej sytuacji mógł skorzystać z wnioskowanego przez obronę nadzwyczajnego złagodzenia kary, ale biorąc pod uwagę całość sprawy, nie zrobił tego - uzasadniała wyrok po jego ogłoszeniu przewodnicząca składu sędziowskiego Magdalena Dąbrowska. - Jednocześnie, uznając, że nie ma podstaw do nadzwyczajnego złagodzenia kary, musiał jednak wziąć pod uwagę, że oskarżony działał w stanie ograniczonej poczytalności, i to w stopniu znacznym.
Usiłowanie to jednak nie dokonanie
Wyjaśnijmy, że nadzwyczajne złagodzenie kary obniża dolną kodeksową granicę o jedną trzecią. W tym przypadku mówimy o 8 latach więzienia. Taką dolną granicę przewiduje za zabójstwo kodeks karny. Dokładniej - karę od 8 do 15 lat, 25 lat lub dożywocie. Usiłowanie dokonanie przestępstwa jest zagrożone taką samą karą jak samo przestępstwo.
- Wprawdzie usiłowanie dokonania przestępstwa jest zagrożone tak jak dokonanie przestępstwa, jednak, zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego, sąd musi wziąć pod uwagę, że w tej sprawie mieliśmy do czynienia jednak z usiłowaniem zabójstwa - uzasadniała sędzia Dąbrowska.
Dodatkowo sąd nakazał Robertowi zapłacenie nawiązki na rzecz swojej żony i jednocześnie ofiary, w wysokości 50 tys. zł. Wnioskowała ona o taką nawiązkę w wysokości 100 tys. zł.
PS. Imię skazanego zostało zmienione.