Prezydent spędzi wakacje bez prezesa
Amerykanie mają na to dobre określenie: game changer. Coś, co nieodwracalnie zmienia sytuację. Akurat w tym wypadku nie wiadomo jeszcze co i w jakim kierunku zostanie zmienione, ale politolodzy bezradnie drapią się po głowach, próbując przewidzieć rozwój wydarzeń. Bez względu na motywacje, które stały za jego decyzją - Andrzej Duda zamieszał w polskim kotle. I jest problem: czym to się je i jak to w ogóle ugryźć?
Dla Prawa i Sprawiedliwości to nie było weto, tylko liberum veto. Zaprzaństwo. Zdrada. Cios tak bolesny, że prawica wymierzyła swój „przemysł pogardy” we własnego prezydenta. Grillowanie głowy państwa, za błogosławieństwem prezesa, trwa. Tego jeszcze nie grali. Uparte powtarzanie, że to była ustawka i element szerszego planu, jest ani chybi efektem szoku pourazowego, którego doznali również niektórzy po opozycyjnej stronie.
Gdyby to była prawda, wówczas pojęcie makiawelizmu należałoby zastąpić kaczyzmem, a przecież chyba nie zależy nikomu, żeby utrwalać mit politycznego geniuszu Jarosława Kaczyńskiego. W tym przypadku intuicja go zawiodła - okazało się, że lekceważenie i upokarzanie nie jest dobrym sposobem na zarządzanie zasobami ludzkimi nawet w partii politycznej w Polsce. Nawet zakładając, że ofiara emocjonalnego porwania mogła cierpieć na syndrom sztokholmski. Wolne sądy, wolny prezydent. Ha, na jak długo?
Po drugiej stronie ulicy też dezorientacja. Te dwa weta trochę nie na rękę, bo po pierwsze miały być trzy, a po drugie - wyczerpuje się przez to energia protestów. A poza tym, co robić: ciągnąć prezydenta do światła, czy wciąż podejrzewać o najgorsze i wypominać łamanie konstytucji?
Rozpaliła się jednak gdzieniegdzie nadzieja, że protesty w obronie niezawisłych sądów obudziły Polaków i „teraz nic nas nie zatrzyma”. Tak? Ja mam wrażenie, że kiedy Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru, ludzie, którzy nigdy obok charyzmy nawet nie stali, chrypią „Zje-dno-czo-na. O-po-zy-cja”, to również żelazny elektorat zgrzyta zębami z zażenowania.
Co z tej eksplozji obywatelskich postaw zostanie? Obawiam się, że niewiele. Większe protesty były przecież przy ACTA. Wtedy wprawdzie w TV nie wspominano o „cudownej energii młodych ludzi”, bo to miało charakter demonstracji antyestablishmentowych, na kontrze do wszystkich, ale mechanizm był przecież podobny: wystąpienie w obronie swoich praw. Jednak jeśli coś się z tego urodziło, to jedynie sukces wyborczy Kukiz’15, osobliwy mezalians dziecinnego buntu z narodowcami.
Sposób jest jeden: z lewa i prawa trzeba usunąć z widoku te najbardziej opatrzone i umoczone w wojnę twarze, dostrzec drugą stronę i próbować sformułować dla niej ofertę. W innym wypadku za chwilę znowu spotkamy się na ulicy.