Prezydent Andrzej Duda. Walka o polityczną przyszłość
Przed nami bój o Trybunał Konstytucyjny. Prezydent Andrzej Duda nie zamierza składać broni. Chce się pokazać jako osoba broniąca wartości, które Prawo i Sprawiedliwość wprowadzało przez ostatnie osiem lat, broniąca pewnego ładu prawnego. Być może walczy już rząd dusz na prawicy.
Już dawno prezydent Andrzej Duda nie składał w tak krótkim czasie tak wielu oświadczeń, nie był tak aktywny w Internecie, nie angażował się tak bardzo w bieżącą politykę rządu. Na wtorek zwołał właśnie posiedzenie Rady Gabinetowej. Wyjaśnił, że spotkanie to da możliwość, by „usiąść z przedstawicielami rządu i spokojnie przedyskutować, jak rząd postrzega te inwestycje, jak rząd zamierza dalej je realizować, jakie w tym zakresie podjęte już zostały działania, jakich działań możemy spodziewać się w przyszłości”. Prezydent Duda przekonywał, że chodzi o odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, za możliwości rozwoju gospodarczego Polski i jej bezpieczeństwo.
- Będziemy na zaproszenie, czy na wezwanie - jak zwał, tak zwał - pana prezydenta, będziemy jego gośćmi i podzielę się informacjami, choć one są dostępne w przestrzeni publicznej. Ale jeśli pan prezydent potrzebuje zwołania Rady Gabinetowej, żeby się dowiedzieć, co z CPK, czy z energią atomową w Polsce, to możemy przecież spokojnie na takim spotkaniu wszystko powiedzieć - zapewnił premier Donald Tusk.
Tak więc ministrowie we wtorek pojawią się w Pałacu Prezydenckim. Choć jasne jest, że współpraca między rządem a prezydentem będzie trudna.
- Taka kohabitacja to konieczność, ale pierwszy miesiąc wróży ogromne trudności w tym zakresie. To ogromne wyzwanie także dla rządu i samego prezydenta, który będzie wciąż doświadczał dylematu między lojalnością wobec własnego środowiska, a być może zdrowym rozsądkiem, który by podpowiadał, że jakąś ustawę trzeba podpisać. Więc myślę, że Andrzej Duda będzie raczej kierował ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, żeby odwlec decyzje i zrzucić z siebie odpowiedzialność – mówiła mi w ostatnim wywiadzie prof. Ewa Marciniak, politolog, dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej.
Oceniła też relacje między premierem Tuskiem i prezydentem Dudą.
- To nie będzie szorstka przyjaźń jak w czasach Kwaśniewskiego i Millera. To będzie ostra rywalizacja polityczna. Prezydent też ma ambicje polityczne i wydaje mi się, że to, co dzisiaj widzimy, to pokazanie ważności i budowanie przekonania, że bez prezydenta jego środowisko polityczne sobie nie poradzi. Prezydent pracuje teraz na swoją polityczną przyszłość – stwierdziła.
O tym, że prezydent pracuje dzisiaj na swoją polityczną przyszłość mówią właściwie wszyscy komentatorzy sceny politycznej. Ale też pamiętajmy o dwóch rzeczach – ponad osiem lat temu, startujący w wyborach prezydenckich Andrzej Duda był politykiem drugiego szeregu - to pierwsza sprawa, druga – za półtora roku opuści Pałac Prezydencki.
Tymczasem jak sam przyznał w wywiadzie z Robertem Mazurkiem i Krzysztofem Stanowskim dla „Kanału Zero” nie ma za sobą szeregu oddanych sobie ludzi.
– Nie mam jakichś wielkich przyjaźni w polityce muszę przyznać. Jest szereg osób, które znam, które darzę szacunkiem, lubię i ufam i z którymi chętnie współpracuję. Na przykład mój minister w Kancelarii Wojciech Kolarski, z którym znamy się od wielu lat ze środowiska krakowskiego. Mam duże zaufanie, też do przyjaciela, Marcina Mastalerka – stwierdził.
Duda w polityce znalazł się właściwie trochę przez przypadek, w każdym razie nie był aktywnym działaczem partyjnej młodzieżówki. Skończył renomowane liceum i prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Specjalizację wybrał niezbyt popularną, bo prawo administracyjne. Przez niemal 10 lat po studiach prowadził zajęcia ze studentami, pracował też nad doktoratem. Dorabiał, prowadząc szkolenia z prawa administracyjnego dla urzędników państwowych, a także w kancelariach notarialnych oraz firmach deweloperskich.
Po wyborach 2005 roku rozpoczął współpracę z Prawem i Sprawiedliwością, namówił go do niej Arkadiusz Mularczyk, kiedyś w PiS, potem w Solidarnej Polsce. Mularczyk szukał kogoś, kto pomógłby mu w prawniczej obróbce projektów ustaw. I wtedy znajomy prawnik, wspominał mu o sympatycznym „Dudusiu”, bo tak go nazywał, człowieku właśnie od prawa administracyjnego. Wziął od przyjaciela telefon do Andrzeja Dudy, bo to on był właśnie tym „Dudusiem”, zadzwonił i tak się spotkali. Duda bardzo zaangażował się w projekt, więc Mularczyk zaproponował jego osobę jako eksperta Prawa i Sprawiedliwości.
Duda dla ludzi PiS był postacią nową, słabo znaną nawet przez krakowskich polityków. 1 sierpnia 2006 roku na wniosek ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry został powołany przez premiera na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. W resorcie odpowiadał za legislację, współpracę międzynarodową i przebieg informatyzacji sądów i prokuratur.
Zbigniew Ziobro poznał Andrzeja Dudę właśnie przez Arkadiusza Mularczyka. Zrobił na nim dobre wrażenie. Kiedy jakiś czas później szukał wiceministra w Ministerstwie Sprawiedliwości, rozmawiał z kilkoma kandydatami, także z Dudą. I postawił właśnie na niego. Potem to właśnie Ziobro wywalczył dla Dudy miejsce w kancelarii Lecha Kaczyńskiego. Widział w nim duży potencjał polityczny, uważał, że ktoś taki może się przydać w Prawie i Sprawiedliwości.
I tak Duda został w styczniu 2008 roku prezydenckim prawnikiem. W wieku 36 lat, w niewiele ponad dwa lata od swego zaistnienia w polityce.
W 2010 roku Andrzej Duda został kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w wyborach na prezydenta Krakowa. Przegrał te wybory. Jako radny Andrzej Duda interweniował przede wszystkim w kwestiach komunikacji miejskiej, infrastruktury oraz mieszkań komunalnych, pustostanów i wysokości czynszów. W 2011 roku mandat radnego zamienił na mandat poselski.
Wśród polityków PiS-u był lubiany. Miły, sympatyczny, grzeczny, nie wzbudzał specjalnych emocji. No, chyba że u tzw. ziobrystów, czyli ludzi związanych ze Zbigniewem Ziobrą. Ale też, kiedy Ziobro, Kurski i reszta opuszczali obrażeni szeregi Prawa i Sprawiedliwości, było dla nich jasne, że Andrzej Duda odejdzie z nimi. Nie odszedł. Jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości opowiadał nam swego czasu taką oto historię: „Był rok 2011, spotkanie klubu PiS poza Warszawą. To było to spotkanie klubu, na którym prezes nie dał dojść do mikrofonu Ziobrze. Już wtedy wiadomo było, że Ziobro z resztą szykują się do wielkiego odejścia, pewnie wiedział o tym także sam prezes. Po spotkaniu klubu była mała kolacja. Kaczyński siedział przy stoliku z kilkoma osobami, już nawet nie pamiętam z kim. Wtedy podszedł do niego Duda w tym swoim czarnym płaszczyku przed kolano i zaczął coś szeptać prezesowi do ucha. Pewnie zapewniał, że nie odejdzie, że nie ma z tamtymi nic wspólnego. Wyglądało to dość zabawnie i pewnie ludzie Ziobry też to widzieli. W każdym razie ja już wtedy wiedziałem, że Duda nie pójdzie za Zbyszkiem”.
Sam Andrzej Duda tak komentował swoją ówczesną sytuację: „Do polityki wprowadzili mnie Arek Mularczyk i Zbyszek Ziobro, ale skoro w kampanii wyborczej składałem obietnice jako człowiek PiS, to zmiana partii po miesiącu bycia posłem byłaby niemoralna”.
Ziobro ponoć nigdy mu tego nie darował, chociaż dzisiaj zaprzecza, jakoby żywił urazę do Andrzeja Dudy i mocno wspierał go w kampanii w 2015 roku.
Wcześniej, w styczniu 2014 roku, Andrzej Duda został szefem kampanii Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do Parlamentu Europejskiego, sam dostał bilet do Brukseli. Mandat europosła wygasł mu w dniu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich - 25 maja 2015, ale też trochę niespodziewanie nawet dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim wyścig do Pałacu Prezydenckiego. Pięć lat później nieznacznie pokonał w tym wyścigu Rafała Trzaskowskiego.
Jako prezydent był wielokrotnie oskarżany o łamanie konstytucji, także przez krakowskie środowiska prawnicze i działanie zgodne z interesem swojego środowiska politycznego. Co ciekawe, słowa krytyki nierzadko płynęły także z ust polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale podczas swojej prezydentury nie zdołał zbudować wokół siebie silnego obozu politycznego.
- To prawda. Ale jeżeli przez półtora roku pokaże, że jest ważny, wręcz najważniejszy dla prawicy, wszystko może się zdarzyć. Można powiedzieć, że do osiągnięcia celów został PiS-owi wyłącznie prezydent. Te półtora roku może zmienić na tyle sytuację wewnętrzną w tej formacji, że Andrzej Duda może być realnym graczem o przywództwo na prawicy, choć oczywiście konkurencja jest bardzo duża – mówi prof. Ewa Marciniak.
Podobnego zdania jest politolog, Bartłomiej Biskup. On też uważa, że prezydent Andrzej Duda może grać o rząd dusz na prawicy.
- Jeżeli tak jest, jeżeli prezydent ma to na uwadze - nie mówię o tym, że będzie chciał zostać prezesem Prawa i Sprawiedliwości - ale jeżeli będzie chciał być główną postacią na prawicy po zakończeniu działalności politycznej przez Jarosława Kaczyńskiego, to częściej będzie chciał się pokazać jako osoba z tej strony sceny politycznej, broniąca wartości, które Prawo i Sprawiedliwość wprowadzało, broniąca pewnego ładu prawnego. Mamy spory prawne, prezydent chce się pokazać - czy to się uda, zobaczymy - że jest tym, który te wartości prawne ma na względzie i będzie stał w jego obronie. Więc prezydent oprócz roli prezydenta ma też rolę polityczną, którą będzie być może chciał odegrać w przyszłości – tłumaczył mi w ostatnim wywiadzie.
I widać, że o tej przyszłości mocno myśli już dzisiaj. Podczas pierwszego posiedzenia Sejmu zapowiedział, że będzie stał „na straży osiągnięć ostatnich 8 lat” i nie zawaha się wetować nowych ustaw. Potem wyszła sprawa byłych ministrów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, obaj panowie po skazaniu prawomocnym wyrokiem sądu znaleźli się w zakładach karnych. Andrzej Duda twardo stał na stanowisku, że jego ułaskawienie z 2015 roku było zgodne z prawem. Tyle, że naciski na głowę państwa, głównie ze strony polityków Prawa i Sprawiedliwości i sympatyków opozycji, były coraz większe. 11 stycznia prezydent Duda zmienił zdanie, wszczął postępowanie ułaskawieniowe wobec byłych szefów CBA. Strofował przy tym ministra Adama Bodnara, że nie zastosował wobec Kamińskiego i Wąsika zawieszenia kary. Powtarzał, że panowie wciąż są posłami, mówił o „arogancji władzy i poczuciu bezkarności”, czy też jak wolał to nazwać o „terrorze praworządności.”
Ale tu spotkał się z szybką ripostą premiera Donalda Tuska.
- W czasie spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą odniosłem wrażenie, że pozostajemy przy swoich zdaniach dotyczących praworządności. „Terror praworządności” to jedna z najważniejszych zasad, jaką chcę się kierować - stwierdził premier Donald Tusk.
Na sprawie Wąsika i Kamińskiego prezydent stracił. Komentatorzy sceny politycznej i liderzy opinii wskazują, że wykazał się niekonsekwencją i właściwie przyznał do błędu, czyli ułaskawiania w 2015 roku, które według większości prawników było niezgodne z prawem, bo nie można ułaskawić osoby niewinnej, a panowie Wąsik i Kamiński nie byli wtedy skazani prawomocnym wyrokiem. Prezydent toczył też bój z ekipą rządzącą o prokuraturę i telewizję. Po tym, jak nowa władza przejęła media publiczne, zawetował ustawę okołobudżetową.
„Podjąłem decyzję o zawetowaniu ustawy okołobudżetowej na rok 2024, w której znalazły się 3 miliardy złotych na media publiczne. Nie może być na to zgody wobec rażącego łamania Konstytucji i zasad demokratycznego państwa prawa” - poinformował. „Media publiczne trzeba najpierw rzetelnie i zgodnie z prawem naprawić” - dodał. Nawiązał w ten sposób do budzącej duże kontrowersje zmiany władz w Telewizji Polskiej, Polskim Radiu i Polskiej Agencji Prasowej.
Natychmiast zareagował minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz, który w obliczu takiej decyzji prezydenta postawił TVP, polskie radio i PAP w stan likwidacji.
„TVPiS postawione w stan likwidacji w konsekwencji weta prezydenta Andrzeja Dudy. Ależ sobie pięknie PiS strzela w kolano tymi nerwowymi ruchami” - skomentowała ekonomistka Alicja Defratyka
„Najlepszy serial tvp od lat. Zdaje się, że PAD pomógł dopełnić żywota mediom publicznym, by jak feniks odrodziły się z popiołów otrzepawszy się z dyrektora Adamczyka i redaktora Pereiry" - piał prawnik Krzysztof Izdebski.
Bardzo złośliwi pisali, że prezydent „się podłożył”, że „chciał grać z profesjonalistami, a okazał się bambikiem.” To nawiązanie do słów Donalda Tuska, który zażartował z premiera Morawieckiego, kiedy ten postanowił uroczyście otworzyć czynny od pół roku most na Dunajcu.
- Mateusz, ale z ciebie bambik – powiedział wówczas premier. Określenie „bambik" wywodzi się z kolei z gry komputerowej o nazwie Fortnite. Zaprawieni w bojach gracze nazywają „bambikami” tych, którzy stawiają w grze swoje pierwsze kroki. Tym samym „bambik” to synonim niedoświadczonego, początkującego gracza.
A wracając do Andrzeja Dudy, nie pomogły też protesty prezydenta podczas porządków Adama Bodnara w Prokuraturze Krajowej i usuwaniu śledczych związanych ze Zbigniewem Ziobro. Niektórzy obserwując ten polityczny pojedynek między rządem a prezydentem Duda, mówili: „3:0 dla tych pierwszych.” Może dlatego Andrzej Duda skierował ustawę budżetową do Trybunału Konstytucyjnego i zapowiada, że będzie tak robił z każdą ustawą, w głosowaniu nad którą nie wezmą udziału panowie Wąsik i Kamiński.
Jak donosi Onet, teraz prezydent Duda szykuje plan mający powstrzymać „zamach” na Trybunał Konstytucyjny, który za pomocą sejmowych uchwał zapowiadają nowy rząd i sejmowa większość. Współpracownicy Dudy w Pałacu Prezydenckim nieoficjalnie przyznają, że każda próba usunięcia legalnie powołanych przez prezydenta sędziów TK doprowadzi do stanowczych działań głowy państwa. „Jeśli rząd chce wojny, to ją w końcu dostanie” – mieli powiedzieć Onetowi.
W polskiej polityce zapowiadają się więc gorące tygodnie, jeśli nie miesiące. Prezydent Duda jest człowiekiem stosunkowo młodym, doskonale zdaje sobie sprawę, że za chwilę przejdzie na prezydencką emeryturę.
- Zawsze miałem jakieś zadanie do wykonania. Jestem szczery, bo po prezydenturze ten telefon nie milknie. Mam naprawdę dużo pracy przed sobą - mówił w wywiadzie dla „Kanale Zero”.
Co zrobi w pierwszym możliwym momencie po zakończeniu swojej prezydentury?
- Mam takie duże osobiste marzenie [...] chciałbym pójść w góry i móc być sam, móc usiąść sobie w górach w Górcach na polanie i być sam, żeby nikt nie patrzył. Drugim marzeniem jest poprowadzić znów auto – mówił.
Ale przejażdżki samochodem i chodzenie po górach, to chyba za mało. Zwłaszcza dla kogoś, kto ostatnie lata spędził w Pałacu Prezydenckim.