Premier Theresa May sprząta po mężczyznach [rozmowa]
Rozmowa „Gazety Pomorskiej“ z dr Małgorzatą Bonikowską, prezesem Centrum Stosunków Międzynarodowych, o nowej brytyjskiej premier.
- Czy Wielka Brytania otrząsnęła się już po referendum w sprawie Brexitu?
- Na to jeszcze za wcześnie, ale Brytyjczycy próbują porządkować swoje sprawy. Pierwszym krokiem jest ustabilizowanie sytuacji w rządzie. Nominacja dla nowej pani premier to sygnał zakończenia rywalizacji wewnątrz konserwatystów. Druga dobra wiadomość to uspokojenie na rynkach po początkowym mocnym tąpnięciu i panice. Biznes teraz czeka na rozwój wydarzeń. Jednocześnie społeczeństwo też reaguje na to, co zaszło, i dochodzi do pewnych przewartościowań. Coraz więcej ludzi wyraża opinię, że doszło do pomyłki, której skutki należałoby odwrócić. Pani premier zapowiada przekucie Brexitu w sukces, ale na razie traktowałabym to jako uspokajające deklaracje.
- Nowa premier jednoznacznie stwierdziła, że nie będzie powrotu do Europy tylnymi drzwiami.
- Na dziś Theresa May nie może powiedzieć nic innego. Nie może zignorować wyniku referendum, pomimo że prawnie nie jest ono wiążące. Wielka Brytania musi rozpocząć procedurę wychodzenia z Unii Europejskiej, jednak kiedy - to kwestia otwarta. Nie precyzuje tego artykuł 50 traktatu z Lizbony, który zawiera jedynie zapis, że od chwili zgłoszenia przez rząd woli wyjścia proces negocjacji może trwać maksymalnie dwa lata. Taka luka daje możliwość grania na zwłokę. Warto także zadać sobie pytanie, co się będzie działo w brytyjskiej polityce w konsekwencji uruchomienia tej procedury. Ewentualne referendum w Szkocji może doprowadzić do rozpadu Zjednoczonego Królestwa, a to oznacza zupełnie nową sytuację polityczną dla brytyjskiego rządu i dla Anglików, nie wspominając o królowej, która zapisałaby się w historii nie tylko jako najdłużej panujący, ale i ostatni monarcha… Nietrudno się domyślić, że taki scenariusz jest postrzegany jako katastrofalny i sztab prawników będzie się teraz głowić, jak do tego nie dopuścić. Dlatego w perspektywie kilku lat nie wykluczałabym powtórzenia referendum.
- Theresa May jest w stanie balansować na tej cienkiej linii? Co o niej wiemy?
- Jak ktoś powiedział - panowie nabroili, a do sprzątania woła się kobietę. Pani May jest znaną postacią w brytyjskiej i europejskiej polityce, urzędującym ministrem spraw wewnętrznych. Uczestniczy w pracach unijnej Rady Ministrów. Pozytywnie wypowiadają się o niej politycy różnych opcji. Ma opinię umiarkowanej, pragmatycznej i niezwykle pracowitej.
- To wystarczy? Może Brytania potrzebuje w tym trudnym czasie wizjonera?
- Zbyt wielu ich było ostatnio w Wielkiej Brytanii. Sądzę, że Brytyjczycy tęsknią raczej za politykiem w rodzaju Angeli Merkel.
- Polityka kanclerz Merkel jest uważana za jeden z powodów Brexitu.
- Linia polityczna to jedno, a osobowość to drugie. W Niemczech ukuty został nawet termin „merkeln”, który oznacza zachowanie bardzo spokojne, niepoddające się emocji, stronienie od radykalizmu, nastawienie na dialog, unikanie radykalnych wypowiedzi. To dyplomacja w słowach, ale upartość w działaniach. Taki model władzy bardzo by się dziś na Wyspach przydał. Brytyjczycy raczej nie szukają wyrazistej, „żelaznej” Margaret Thatcher, a raczej Mojżesza, który przeprowadzi ich przez to „Morze Czerwone”.
- Czym ten „Mojżesz” może zjednoczyć podzielonych Brytyjczyków?
- Perspektywą rozpadu kraju. Unia realna Szkocji i Anglii sięga zaledwie początków XVIII wieku. Takie kontraktowe małżeństwo może się któregoś dnia skończyć. Tym bardziej że dziś wielu Szkotów chce niepodległości. Również dlatego że są w jeszcze większej unii - Unii Europejskiej, więc ich związek z Anglią i Walią nie wydaje się już niezbędny. Z tej perspektywy patrząc, Wielka Brytania weszła w „oko cyklonu” i czeka ją trudny czasy. A co może być ważniejszego dla premiera niż niedopuszczenie do dezintegracji państwa?