Pracownicy sanepidu to nie lekarze rodzinni. Nie zdiagnozują COVID-19 - mówi dyrektor poznańskiego sanepidu
Witold Draber, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu apeluje do lekarzy rodzinnych o diagnozowanie swoich pacjentów pod kątem COVID-19. - Zgłaszają się do nas osoby, podejrzewające zakażenie koronawirusem, ale my nic z tym nie możemy zrobić. Nie jesteśmy lekarzami, nie zajmujemy się diagnozą - tłumaczy.
Mam gorączkę, kaszel, podwyższoną temperaturę, podejrzewam u siebie chorobę COVID-19. Co powinnam zrobić?
Na wstępie to nie musi być COVID-19, aż 90 procent osób, które myśli że są zakażone, koronawirusa nie mają. Ale, gdy ma pani objawy chorobowe: temperaturę, kaszel, to przede wszystkim kontaktuje się Pani z lekarzem rodzinnym. Lekarz rodzinny jest podstawą systemu opieki zdrowotnej w Polsce i pandemia koronawirusa tego nie zmieniła. To on następnie ocenia czy te objawy wskazują na zakażenie koronawirusem.
Specjalnie rozpoczęłam rozmowę od tego pytania, bo chyba dzieje się teraz na odwrót. Osoba podejrzewająca u siebie COVID-19 dzwoni najpierw do sanepidu, a nawet jeśli skontaktuje się z lekarzem rodzinnym odsyłana jest powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej, albo do szpitala zakaźnego. Wy dziś jesteście traktowani jako źródło informacji. To do Was ludzie się zgłaszają, informując o ewentualnej chorobie.
Tak. Staramy się o to, by lekarze rodzinni przejęli tę opiekę. Zamiast tego ona spada na inspekcje sanitarną. Żal mi tych pacjentów, którzy odbijają się od jednej jednostki do drugiej i nie mogą uzyskać żadnej konkretnej informacji. Ale, to trzeba podkreślić, w inspekcjach sanitarnych nie pracują lekarze (z małym wyjątkiem, bo w naszej stacji lekarzem jestem ja). Nie świadczymy tu usług medycznych, nie udzielamy porad. Od tego są lekarze rodzinni.
My może wspomóc w kwestiach transportu, zakwalifikowania na badanie. My nie leczymy. Podkreślam: podstawą systemu jest lekarz rodzinny. Są teleporady, niektóre gabinety wciąż są otwarte, a lekarze rodzinni też są wyposażeni w środki ochronne.
Czym dziś powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne się zajmują? Na czym polega Wasza praca?
Powiatowe stacje są dziś na pierwszej linii walki z pandemią. Właściwie na naszych barkach spoczywa dziś ciężar walki z koronawirusem i wygasaniem ognisk. Przeprowadzamy wywiady epidemiologiczne. Jeżeli mamy informacje, że jest ktoś zakażony koronawirusem, my ustalamy wszystkie osoby z kontaktu z tą osobą. Następnie nakładamy na nie kwarantannę, która zgodnie z ustawą o chorobach zakaźnych trwa od 14 do 21 dni. W tym czasie powinien być pobrany wymaz i przeprowadzone badanie w kierunku koronawirusa, ale nie u każdego. Wyznaczamy osoby, które mają mieć wykonane testy. Czasem wystarczy 21 dni kwarantanny, chyba, że ktoś po tym czasie ma jakieś objawy chorobowe. Wówczas nie jest z niej automatycznie zwalniany. Nadzorujemy też osoby wracające z zagranicy, nakładamy także grzywny decyzjami administracyjnymi na osoby uchylające się odbywania kwarantanny, ale także weryfikujemy informacje otrzymane od policji, że ktoś np. nie przestrzega zasad izolacji. Niestety, czasem ustalenia policji są bardzo różne, nie zawsze trafione, bo ktoś podał zły adres, albo sprawdził nie tę rodzinę.
Rozumiem, że tych zadań do których jesteście dziś dodatkowo delegowani jest wiele.
To nie jest jednak tak, że rzuciliśmy wszystko i tylko COVID-19 się zajmujemy. Wciąż prowadzony jest też nadzór nad jakością wody, wciąż przeprowadzamy kontrole w sklepach spożywczych, jest masa interwencji, skarg. Interweniujemy też w zakładach pracy, a tych zgłoszeń, dotyczących warunków pracy jest dziś dużo więcej niż zazwyczaj.
Do naszej redakcji zgłaszali się czytelnicy odbywający kwarantannę, którzy zostali poinformowani, że zostanie im przeprowadzony test na COVID-19, po czym nikt nie przyjeżdżał. Wynikało to z braku testów?
Nie mogę Pani na to pytanie odpowiedzieć, bo nie my jesteśmy dysponentem testów. Mając spis osób w kwarantannie oraz tych, które mają mieć wykonane badania, przekazujemy te informacje dalej, do jednostki nadrzędnej, czyli Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Ona ustala następnie ze służbami wojewody, które zawiadują trzynastoma karetkami dedykowanymi do pobierania wymazów, kiedy taki koronabus ma pojechać. Ludzie nie mają jednak tej świadomości, po czym my dostajemy od nich telefony z pretensjami, że karetka nie przyjechała. Rozumiemy złość i rozgoryczanie tych ludzi, ale to nie nasza jednostka decyduje kiedy test na COVID-19 zrobić.
Prezydent Poznania jakiś czas temu apelował, by nie dzwonić do powiatowej stacji sanepidu z pytaniami czy Castorama jest otwarta. Dużo macie dziś też takich telefonów?
Apelujmy do ludzi, by nie dzwonić do nas z rzeczami, które nie są w naszej gestii. Rozumiem rozpacz tych, którzy nie wiedzą, gdzie się udać, gdzie zadzwonić, od kogo uzyskać informację. Znajdują nasz numer alarmowy i dzwonią. Ale my musimy opierać się w naszych działaniach na poradach lekarskich, sami nie możemy ich udzielać, nasz pracownik sam diagnozy nie postawi. Przy wysyłaniu na kwarantannę nie patrzymy już na to czy ktoś miał kontakt z kimś zakażonym, był zagranicą, bo dobrze wiemy, że zakazić koronawirusem można się teraz wszędzie. To nieznany wirus, którego dopiero poznajemy, uczymy się. Jednak to lekarz rodzinny musi zasugerować, nawet telefonicznie, że może to być zakażenie, byśmy my dalej mogli pomóc np. w transporcie medycznym. A zdarza się, że dzwonią i osoby pod wpływem alkoholu.
Powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne są wydolne?
Dziś większość naszych sił kierowana jest na walkę z epidemią. Pracownicy wszystkich działów, a mamy ich kilkanaście, są włączeni do walki. Poznańska stacja i tak jest jedną z największych w Polsce. Pracuje u nas ponad 170 osób, wspomagamy się także studentami, którzy pomagają nam w archiwizacji, odbierają telefony. Ich pomoc jest niezastąpiona. Podzieliliśmy się na działy, by te prace usprawnić. Pracujemy dwuzmianowo, całą dobę. Zdarza się, że i ja odbieram telefony od mieszkańców. Natomiast spory problem jest w tych powiatowych, mniejszych stacjach, gdzie pracuje po kilka osób.
Zwłaszcza na południu Wielkopolski, gdzie tych zachorowań na COVID-19 jest sporo.
W powiecie krotoszyńskim działa mała stacja, która zatrudnia kilka osób. Dziś mają ogrom ludzi do wyznaczenia na kwarantannę.
Obserwując tabelki z liczbą zachorowań, widzimy, że w Poznaniu tak dużo osób zakażonych nie ma. Wynika to z tego, że szybko zaczęliśmy działać?
Naszym chrztem bojowym była pacjentka „zero” z powiatu poznańskiego, z Czapur. Wówczas szybko zamknęliśmy Dom Pomocy Społecznej w Czapurach, podjęliśmy, być może na wyrost, wiele decyzji, dzięki którym zabezpieczyliśmy Poznań i powiat. Nakazaliśmy odwołanie wszystkich odwiedzin w poznańskich DPS. Miasto słusznie zamknęło szkoły i przedszkola. Także zachowanie społeczeństwa, które dostosowało się do zaleceń władz miasta i rządu miało pozytywny wpływ. Najlepsze w walce z koronawirusem jest przecięcie drogi jego dalszego rozprzestrzeniania się. Izolacja jest podstawą. To dało efekt, że co drugi dzień słyszymy zaledwie o kilku przypadkach z Poznania. Miejmy nadzieję, że to się utrzyma. Niepotrzebne jednak było zamknięcie lasów i parków przez rząd. Przecież jadąc rowerem po leśnej ścieżce się nie zarazimy.
Coraz więcej zakażeń jest jednak wśród personelu szpitali.
Oczywiście najwięcej zakażeń jest w domach pomocy społecznej, szpitalach. Niestety, ale personel medyczny ma prawo się zarazić, mimo ścisłego przestrzegania procedur. Zresztą we Włoszech czy Hiszpanii także dochodziło do zakażeń w placówkach medycznych. Na szczęście, szybko potrafimy sobie z takim problemem poradzić. Szpitale same dają radę. Pobierane są od razu wymazy, zamykane poszczególne oddziały. Ponadto każdy szpital ma swój zespół do spraw zakażeń z którym jesteśmy w kontakcie cały czas, kontrolując co się dzieje.
Czujecie się dziś niedowartościowani?
Przez lata nasze działania były niedoceniane, pomijane i bagatelizowane. A dziś, w naszej gestii jest najważniejsze zadanie: wygaszanie epidemii koronawirusa. My nakładamy kwarantannę, zdejmujemy ją, gdy mamy pewność, że osoby są już zdrowe. Nasza rola jest więc dość ważna. Jeśli gdzieś nam jakieś ogniwo ucieknie, to nigdy nie poradzimy sobie z koronawirusem. Dlatego tak ważne jest ustalanie kontaktów, wysyłanie na kwarantannę. Wygaszanie ognisk to nasz cel.