Pozytywny test ciążowy sprzedam. Pilnie. Na lewo
Jak chłopak nie chce się ze mną ożenić, załatwię pozytywny test ciążowy. Od razu zmieni zdanie.
Karolina jest w ciąży. I na zwolnieniu chorobowym. Zarabia jednak więcej, niż gdy chodziła do pracy. Sprzedaje przez internet testy ciążowe. Z dwiema kreseczkami, czyli z wynikiem pozytywnym. To znak, że dziecko w drodze. Karolina na brak klientek nie narzeka. Zainteresowane kupują towar, bo chcą np. wymusić na partnerach szybką decyzję o ślubie.
Wczoraj o godzinie 8 rano Karolina znowu się ogłosiła w sieci.
Dochodzi godzina 10. Dzwonię.
- Czy ogłoszenie jest aktualne? Potrzebowałabym test najpóźniej na wtorek.
- Aktualne. Musi pani jednak szybko się decydować. Rano miałam 30 testów, a zostało mi 21. Jak mi pani zaraz zrobi przelew, to jeszcze dziś wyślę przyspieszonym listem poleconym, czyli priorytetem.
Pojedynczy pozytywny test kosztuje 30 złotych. „Sprzedawczyni” zarabia więc jakieś 20 złotych na sztuce, bo za test ciążowy w aptece zapłaciła około 10 złotych. Albo i mniej.
Karolina oferuje też mocz ciężarnej kobiety. Wyśle mi go też poleconym, ale już za 40 złotych.
Karolina sprzedaje testy ciążowe z wynikiem pozytywnym za 30 złotych. Jeśli klientka chce kupić mocz, musi zapłacić dychę więcej.
Na tym samym portalu darmowych anonsów ogłasza się Tamara. Piszę do niej: „Witam, czy ogłoszenie odnośnie pozytywnego testu ciążowego jest aktualne? Byłabym zainteresowana. Jest szansa, że dostałabym go do wtorku? Z góry dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam”.
Ona też mnie pozdrawia. I odpisuje: „Tak. Jest możliwe. Przesyłka za pobraniem to będzie 60 złotych. Pasuje Pani?”.
Mnie nie bardzo, ale wielu innym klientkom - jak najbardziej. Zainteresowanie towarem jest spore. Gdy Tamara wstawiła ogłoszenie, w ciągu dwóch godzin przeczytało je prawie 400 osób.
W ciągu 5 dni ogłoszenie z napisem „Promocja” widziało 1300 osób
Podobnych okazji w sieci można znaleźć setki. „Słodka” sprzedaje testy w promocji. Normalnie brałaby za jeden 50 złotych, ale do końca tygodnia robi wyprzedaż. Można mieć od niej test za 35 złotych, a jeśli kupi się dwa (żeby było bardziej wiarygodnie, to 60).
„Lilianna” oferuje komplet: pozytywny test z próbką moczu z hormonem HCG (ten hormon występuje u ciężarnych). Zestaw kosztuje 55 złotych.
Pierwsze foto dziecka
Są ciężarne, które posuwają się o krok dalej. Sprzedają zdjęcia z badania USG, zrobione w 6. czy 7. tygodniu ciąży. Za jedną fotografię życzą sobie 150 złotych. Karty ciąży - jak te założone przez ginekologa - wyceniono przeciętnie na 50 złotych.
Która klientka jest zdecydowana, może podać adres, zrobić przelew na konto sprzedającej i towar za dzień czy dwa trafi do zamawiającej.
Facet, który nie chciał ożenić się z kobietą, szybko zmieni zdanie, jak zobaczy test albo pierwszą fotkę dziecka w brzuchu. Nie chce przecież, żeby ciężarna narzeczona urodziła nieślubne dziecko. A że za kilka tygodni okaże się, że ukochana nie jest w ciąży... No cóż, poronienia się zdarzają. Niektóre panie tłumaczą nawet, że test się pomylił. Przygotowania do ślubu za tych parę tygodni będą już tak zaawansowane, że mężczyzna wesela nie odwoła. Jego wybranka osiągnie cel. I to za 30 złotych, bo tyle przecież wydała na test ciążowy.
- Pierwszy raz słyszę o takim procederze - przyznaje mł. asp. Piotr Duziak z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Funkcjonariusze nie mają statystyk dotyczących handlu pozytywnymi testami.
Duziak podkreśla: - Sama sprzedaż nie ma znamion przestępstwa. Muszą wystąpić okoliczności dodatkowe.
Choćby takie, że jeżeli mężczyzna ożeni się z kobietą udającą ciężarną, a potem okaże się, że dziecka w drodze nie było, niedoszły ojciec poczuje się pokrzywdzony. - Gdy zgłosi się na policję, zbadamy sprawę - zaznacza Duziak.
Jak Pinokio
Kobiety, które kupują testy, są desperatkami. Tak uważają eksperci. - One wiedzą, że ich kłamstwo wkrótce wyjdzie na jaw, denerwują się tym, jakie dopadną je konsekwencje, a jednak oszukują - mówi dr Adam Musielewicz, socjolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
- Tylko w ten sposób próbują wymusić decyzję na mężczyźnie.
W internecie pojawiło się nowe ogłoszenie: test wierności. Wykrywa obecność spermy np. na bieliźnie czy pościeli do 120 godzin po stosunku płciowym.
„Sprzedawczyni” poleca go m.in. panom, którzy często wyjeżdżają w delegacje i zostawiają żony w domach.