Pożar stulecia z Kuźni Raciborskiej wybuchł 24 lata temu. Nauczył nas pokory

Czytaj dalej
Fot. arc. Nadleśnictwa Rudy Raciborskie
JW

Pożar stulecia z Kuźni Raciborskiej wybuchł 24 lata temu. Nauczył nas pokory

JW

Dziś mijają dokładnie 24 lata od największego pożaru w powojennej historii Polski i Europy Środkowej. Życie straciły 3 osoby, spłonęło prawie 10 tysięcy hektarów lasu. Kilkaset osób zostało rannych. Po kilku godzinach od pojawienia się ognia było wiadomo, że żywiołu nie da się tak szybko opanować. Dogaszanie trwało do połowy września.

Upalne lato. Tamtego roku w sierpniu zanotowano 3 rekordy termiczne. W środę, 26 sierpnia 1992 roku, termometry pokazywały więcej niż 30 kresek. - To był dziwny dzień. Tego nie da się zapomnieć – opowiada krótko Stefan Kaptur, emerytowany strażak z jednostki z Raciborza, prezes zarządu powiatowych OSP. Przed południem strażacy brali udział w akcji gaszenia pożaru w Nędzy, gdzie pojechały dwa samochody z PSP w Raciborzu. Po godz. 13 do swojej jednostki zadzwonił asp. Andrzej Kaczyna i przekazał kolegom, że widać duży i gęsty dym pomiędzy Kuźnią Raciborską a Dziergowicami. Strażacy z akcji w Nędzy pojechali do Rafametu uzupełnić wodę, było blisko, ale tam też było największe ciśnienie w hydrancie.

W początkowym etapie akcji nikt nie przypuszczał, że walka z pożarem będzie trwała tygodniami. Wszyscy byli przekonani, że pożar uda się zatrzymać na asfaltowej drodze, która łączy Kuźnię Raciborską z Solarnią.

CZYTAJ KONIECZNIE:
LECH WAŁĘSA PRZYWIÓZŁ W WALIZCE 500 MILIONÓW NA AKCJĘ GAŚNICZĄ

- Nastawiliśmy się wtedy na to, że to co do drogi, tego nie uda się uratować, bo w lesie ognia nie da się zatrzymać. Nie ma szans. Jedyną przeszkodą dla płomieni była asfaltowa droga, mieliśmy nadzieję, że na tej drodze to chwycimy. I tak to wyglądało, tylko wyglądało… – opowiada dalej emerytowany dowódca JRG w Raciborzu, który dla wezwanych posiłków pełnił funkcję przewodnika po lesie. Gdy silny wiatr przerzucił zarzewia ognia na drugą stronę drogi, było już wiadomo, że pożaru nie uda się tak szybko opanować.
CZYTAJ KONIECZNIE:
PIEKŁO: WYWIAD ZE STRAŻAKIEM O POŻARZE W KUŹNI RACIBORSKIEJ

To wszystko rozegrało się w ciągu maksymalnie godziny. Pod koniec tego dnia spalonych było już 2 tys. hektarów lasu. Zginęli dwaj strażacy. Ciało st. asp. Andrzeja Kaczyny, dowódcy JRG w Raciborzu, znaleziono w samochodzie. Dh. Andrzeja Malinowskiego, strażaka z OSP Kłodnica, odnaleziono w odległości 40 m od wozu.

Z tego samego rejonu, objętego ogniem, udało się wydostać 18 strażakom. Spłonęły 4 samochody. Ci, którzy odkryli ciała widzieli, że w odległości maksymalnie 50 metrów było miejsce nietknięte przez ogień, ale przy tak dużym zadymieniu, niemożliwe było zobaczenie bezpiecznego skrawka lasu. Ratować można się było tylko na oślep.

Kolejnego dnia było już wiadomo, że wyłącznie strażacy z województwa katowickiego, nie poradzą sobie z tym pożarem. Wezwano posiłki z całej Polski, w sumie z 30 województw. Takiej akcji w naszym kraju jeszcze nie prowadzono.

– Gdy dowiedzieliśmy się o pożarze w Kuźni, to po zdarzeniach z lasów zawierciańskich [akcja tuż przed pożarem w Kuźni – red.] to myśleliśmy jak bohaterzy. Zjadą się chłopcy i „rach – ciach” ugasimy las. W momencie gdy dotarła do strażaków wiadomość o ofiarach, skrzydła opadły. Kiedyś zadano mi pytanie czy się baliśmy? Nie boi się tylko głupiec, choć pewnie większy strach o nasze życie odczuwali bliscy. Mój syn miał wtedy 3 lata. Gdy mieliśmy akcję w miejscowości Klucze, żona dowiedziała się z telewizji, że bronimy zakładu, w którym znajdują się duże ilości gazów grożące wybuchem. Podobnie było w Kuźni. My działaliśmy zgodnie ze sztuką; odważnie ale bezpiecznie – opowiada Jan Krolik, emerytowany zastępca komendanta straży w Raciborzu, który walczył z pożarem w Kuźni od drugiego dnia akcji, służył w tym czasie w jednostce w Rydułtowach. – Nie pamiętam, którego to było dnia, ale dostałem kompanię ochotników. Jechaliśmy po palącej się ściółce i gasiliśmy to. Temperatura była tak wysoka, że przez mundury czuliśmy, że zaraz nie wytrzymamy – opowiada Kaptur.

Strażacy są przekonani, że dziś do takiego pożaru by nie doszło. Jesteśmy o całe ćwierć wieku do przodu z technologią i przede wszystkim z możliwościami najpierw wykrywania a potem gaszenia pożaru. Wprowadzono monitoring wilgotności ściółki, wprowadzono zabezpieczenie wozu w lesie, gdy jest bardzo sucho. W 1992 roku największym problemem był sprzęt i ciągle psujące się samochody.

Konieczne było zorganizowanie gigantycznego warsztatu i jednocześnie trzeba było kombinować skąd wziąć części do maszyn. To był okres świeżo po przemianach, dostępność do wszystkiego była trudna. Mieszkańcy pomagali jak tylko mogli, głównie przyrządzając jedzenie. Pożar w Kuźni był szkołą życia dla wszystkich. Ostudził optymizm stworzonej dopiero co Państwowej Straży Pożarnej. Nauczył, by działać przed pojawieniem się ognia, by wyprzedzić jego ruch, jeśli to możliwe, być o krok przed.

*Trąba powietrzna w Chorzowie ZOBACZ NOWE WIDEO I ZDJĘCIA
*Wakacje przedłużne. To prezent MEN dla uczniów
*Pielgrzymka kobiet do Piekar Ślaskich 2016 ZDJĘCIA + WIDEO
*Dzieci zasypiają w każdych warunkach NAJŚMIESZNIEJSZE FOTKI
*Sprawdzony i prosty przepis na leczo SPRÓBUJ I SIĘ PRZEKONAJ
*W pełni wyposażone mieszkanie w centrum Katowic może być Twoje! Dołącz do graczy loterii "Dziennika Zachodniego"

JW

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.