Pożar mieszkania przy al. Piłsudskiego. Bezdomny koczuje na klatce
Jego mieszkanie poszło z dymem. Teraz koczuje na klatce. Pije, śpi, załatwia się. Sąsiedzi mają dość. Mówią, że nie mogą liczyć na niczyją pomoc - spółdzielni, policji, MOPR-u czy urzędu miasta.
- A co ja mogę, skoro nawet policja nie może? Przecież nie wezmę go za fraki i nie wyrzucę z klatki - mówi prezes Białostockiej Spółdzielni Mieszkaniowej Stanisław Hołubowski.
W piątek, 20 października, paliło się mieszkanie przy al. Piłsudskiego 2. - Mieszkał tam wiecznie pijany lokator, który ze swojego domu zrobił śmietnik. Spraszał kolegów, urządzał libacje - mówi Tomasz Chodak. Mieszka w tym samym bloku.
Po pożarze sąsiad postanowił koczować na klatce, a konkretnie na półpiętrze obok drzwi swojego mieszkania. - Śpi ludziom na wycieraczkach, pije, oddaje mocz. Smród jest niemiłosierny - opowiada Chodak.
Sąsiedzi wzywali policję. I nic. - Ostatnio powiedzieli, że jeśli jeszcze raz po nich zadzwonimy, to zapłacimy 500 zł za nieuzasadnione wezwanie. Bo nasz pijący sąsiad jest mieszkańcem bloku i ma prawo przebywać na klatce - mówi inny mieszkaniec, Michał Kudła.
W dalszej części artykułu dowiesz się m. in.:
kto i dlaczego nie pomaga mieszkańcom bloku
w jaki sposób można rozwiązać problem uciążliwego sąsiada
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień