Powietrzne terroryzowanie Ukrainy ma krótkie nogi. W magazynach Rosji mało rakiet, a lepiej nie będzie
W jeden dzień stracili jedną trzecią swojej rocznej produkcji precyzyjnych pocisków rakietowych. Rosja nie ma potencjału, by prowadzić z podobną intensywnością, co w poniedziałek, kampanii powietrznych ataków na Ukrainę.
To był największy od początku inwazji zmasowany atak rakietowy Rosji. W poniedziałek 10 października zginęło co najmniej 19 osób, a 105 zostało rannych. Ale większe znaczenie mają straty dla infrastruktury. Rosyjskie pociski i drony uszkodziły dziesiątki obiektów infrastruktury, w tym 29 obiektów infrastruktury krytycznej. W wielu regionach Ukrainy były problemy z dostawami prądu. Wydaje się, że cel rozpoczętej w „czarny poniedziałek” powietrznej kampanii Rosjan jest oczywisty: doprowadzenie do katastrofy humanitarnej poprzez pozbawienie ludności cywilnej prądu, ciepła, możliwości skorzystania z usług, od transportu po opiekę szpitalną. Pojawia się jednak pytanie, czy reżim Putina stać na konsekwencję, by prowadzić tego rodzaju wojnę?
Broń deficytowa
Rosja wykorzystuje w kampanii terroru pociski rakietowe Ch-101 i Ch-555 odpalane z samolotów, a także pociski manewrujące Kalibr (odpalane z okrętów) i rakietowe pociski balistyczne krótkiego zasięgu Iskander. Atakowano też przy użyciu wyrzutni rakietowych S-300 i Tornado. Uderzenia w cele cywilne powodują eskalację konfliktu, ale militarnie nie mają większego sensu, poza wywieraniem presji psychologicznej na Ukraińców. Zgadzają się z tym nawet rosyjscy propagandyści, którzy domagają się kontynuowania ostrzału. Na przykład Igor Girkin vel Striełkow uważa, że efekt takich uderzeń będzie widać tylko w przypadku systematycznego ostrzału, a nawet wtedy nie od razu.
[polecany]23918101[/polecany]
Tyle że wiele wskazuje na to, iż Rosja nie ma wystarczających środków na prowadzenie ataków z taką intensywnością przez dłuższy czas. Już latem pisały o tym ukraiński „Forbes” i w raporcie specjalnym Reuters. Z ich ustaleń wynikało, że jeśli na początku inwazji Rosja posiadała około 7 tys. pocisków rakietowych bliskiego i średniego zasięgu, to do połowy sierpnia wykorzystała ponad połowę zapasów (3650 sztuk, średnio 22 pociski dziennie).
Przeszło 20 pocisków rakietowych dziennie to niemal tyle, co Rosja jest w stanie wyprodukować w… miesiąc. Ekspert wojskowy think tanku CEPA Maxim Starchak policzył, że Rosja miesięcznie może produkować:
- 8-10 Kalibrów,
- 3-6 Iskanderów-K,
- 5 Iskanderów-M.
A to i tak opcja optymalna, bo nie uwzględnia problemów wynikających z braków wykwalifikowanych kadr i sankcji, przez które zablokowano import niezbędnych dla pocisków elementów mikroelektroniki.
Chipy z Zachodu
Tylko w pocisku manewrującym 9M727 znaleziono mikrokontrolery, programowalne chipy i procesory sygnałowe oznaczone nazwami amerykańskich producentów takich jak:
- Texas Instruments Inc, Altera, należąca do Intel Corp,
- Xilinx, należący do Advanced Micro Devices Inc (AMD)
- Maxim Integrated Products Inc, przejęty w zeszłym roku przez Analog Devices Inc.
Były również chipy wykonane przez Cypress Semiconductor, należące obecnie do niemieckiego Infineon AG – pisał w raporcie specjalnym z początków sierpnia Reuters. Agencja wspólnie z londyńskim think tankiem Royal United Services Institute (RUSI) i śledczym portalem iStories, ustaliła wiele ciekawych szczegółów na temat zachodnich komponentów w rosyjskiej broni. Podczas gdy niektóre z bardziej zaawansowanych chipów od lat podlegają specjalnym wymogom licencjonowania eksportu, dochodzenie wykazało, że wiele z rosyjskich typów broni zawiera również zwykłe chipy komputerowe i inne komponenty znajdujące się w produktach konsumenckich. Są one łatwe do zdobycia i w wielu przypadkach nie podlegają ograniczeniom eksportowym.
[polecany]23917747[/polecany]
Po inwazji Stany Zjednoczone i inne kraje zakazały eksportu zaawansowanych technologii do Rosji, aby spróbować sparaliżować jej przemysł obronny, a firmy technologiczne ogłosiły, że wstrzymały cały eksport do Rosji. Jednak przepływ zachodnich markowych części komputerowych do Rosji nie ustał, a od czasu inwazji na Ukrainę wysłano tysiące przesyłek. Nadawcami byli głównie nieautoryzowani dostawcy, ale byli wśród nich także niektórzy producenci. Ci po publikacji raportu zapowiedzieli audyt i wstrzymanie takich transakcji.
Wyczerpujący się arsenał
Ukraińskie ministerstwo obrony szacowało, że do końca sierpnia Rosja miała już nie więcej niż 45 proc. pocisków rakietowych, którymi dysponowała w lutym. Szczególnie trudna była sytuacja z pociskami Iskander (pozostało ich ok. 20 proc.), a Kindżałów było tylko 30-40 sztuk - oceniało ministerstwo. Rosja ucieka się już nawet do używania starych sowieckich rakiet Ch-22 z powodu braku nowoczesnych. Są one nieprecyzyjne, więc uniknięcie przypadkowych ofiar przy użyciu takiej broni jest niemal niemożliwe.
Zasięg ponad 300 km mają:
- Balistyczne pociski rakietowe Iskander-M,
- Pociski manewrujące Kalibr wystrzeliwane z okrętów lub z ziemi (9M729),
- Pociski manewrujące z samolotów Ch-101, Ch-555, Ch-22/Ch-32.
Każdy z tych typów uzbrojenia w momencie inwazji był w posiadaniu armii rosyjskiej w liczbach rzędu setek sztuk. W pierwszej fazie operacji wystrzeliwano ich po kilkadziesiąt dziennie. Ale dość szybko były to już tylko pojedyncze ataki.
[polecany]23917017[/polecany]
Odpalany z morza Kalibr, odpalana z powietrza Ch-101 i odpalana z ziemi 9M729 to tak naprawdę jeden pocisk, tylko w trzech różnych modyfikacjach. Łącznie Rosja jest ich w stanie rocznie wyprodukować ok. 100 sztuk. Jeśli chodzi o Ch-32, zastępujące stopniowo Ch-22, produkcja roczna to tylko 20 sztuk. W sumie w rok Rosja jest w stanie wyprodukować 225 pocisków rakietowych precyzyjnego rażenia o zasięgu ponad 300 km.
Należy też pamiętać, że Rosjanie coraz częściej do atakowania celów naziemnych używają broni przeznaczonej do zupełnie innego wykorzystania. To na przykład rakietowe systemy obrony powietrznej S-300 czy przeciwokrętowe pociski ponaddźwiękowe P-800 Onyks. W ostatnich latach rosyjska zbrojeniówka była w stanie wypuścić rocznie maksymalnie 555 rakiet Onyks.
Systemowa niezdolność
Produkcja pocisków rakietowych zależy w dużej mierze od silników. W czasach sowieckich istniała rodzina silników turboodrzutowych R95-300 dla pocisków manewrujących. Silniki te były produkowane przez ukraińskie przedsiębiorstwa, więc po upadku ZSRR Rosja zaczęła tworzyć dla nich zamienniki. Jednak nawet wczesne wersje rakiet Kalibr (przed 2014 rokiem) miały prawdopodobnie te same silniki - zostały one wymontowane z wycofanych z użytku sowieckich rakiet. Już od dobrych kilku lat pod tym względem Rosja jest zdana tylko na siebie. A trzeba podkreślić, że z produkcją silników dla zbrojeniówki nie jest tam najlepiej. Nie jest żadną tajemnicą, że efektywność pracy w zakładach Zjednoczonej Korporacji Produkcji Silników jest nawet 10 razy niższa niż w amerykańskich spółkach Williams International i General Electric zajmujących się produkcją silników dla pocisków manewrujących.
[polecany]23917763[/polecany]
W efekcie, roczna produkcja łączna Kalibrów, Ch-101, 9M729 i Ch-59 nie przekracza 100 sztuk. Rosja jest w stanie wyprodukować rocznie nie więcej niż ćwierć tysiąca taktycznych pocisków balistycznych i pocisków manewrujących.
W poniedziałek Rosja wystrzeliła w cele na terytorium Ukrainy 84 pociski rakietowe i 24 drony. Jak policzył ukraiński „Forbes”, ich łączna wartość to 400-700 mln dolarów. A i tak połowa nie dosięgła celu. W marcu jeszcze Pentagon informował, że od 20 do nawet 60 proc. rosyjskich pocisków rakietowych nie trafia w cel lub w ogóle nie wybucha. Liczby mówią same za siebie. Potencjał produkcji, potencjał skuteczności, stan rezerw, cena – to wszystko wskazuje, że Rosji nie stać na długą kampanię ataków rakietowych na Ukrainę.
dś