Potrzebne są śmigłowce do pomocy na Bałtyku

Czytaj dalej
Fot. kmdr ppor. Czesław Cichy
rozm. Tomasz Modzelewski

Potrzebne są śmigłowce do pomocy na Bałtyku

rozm. Tomasz Modzelewski

Rozmowa z Andrzejem Remiszewskim, prezesem Rady Armatorskiej Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych.

Anakonda z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej
Andrzej Remiszewski

Trzy śmigłowce mają wspomóc ratownictwo morskie na Bałtyku. Jakie znaczenie ma ta - swoją drogą spóźniona - dostawa?
Trzy śmigłowce nie załatwiają potrzeb. Według naszych żeglarskich ocen, potrzebne są co najmniej dwie bazy, a w każdej powinny być po dwa śmigłowce plus jakaś rezerwa. Tak więc łącznie pięć, sześć maszyn znajdujących się w kraju to minimum.

Czemu są potrzebne dwie bazy ratownictwa, a nie jedna? Jaki jest zasięg maszyn?
Po pierwsze, śmigłowiec musi dolecieć na miejsce zdarzenia, tak samo jak karetka pogotowia dojechać, a im dalszą drogę ma do pokonania, tym więcej czasu to zajmuje. Po drugie, śmigłowiec ma określoną zdolność utrzymania się w locie, swój zasięg. Jeśli leci np. pod granicę rosyjską, to spala znaczną część paliwa, które będzie potrzebne do akcji ratowniczej albo poszukiwawczej. Będąc w zawisie, też spali bardzo dużo, co skróci czas na manewry. Znamy takie sytuacje, że śmigłowce startowały z Darłowa, lądowały w Babich Dołach, aby zatankować i startowały ponownie, by lecieć dalej w morze.

W ten sposób tracą czas…

Czas, który może kosztować życie, a po drugie osłabia akcję szczególnie w sytuacji deficytu śmigłowców.

Co, jeśli wydarzy się coś w rejonie znajdującym się przy granicy z Federacją Rosyjską?

Obszar między Kołobrzegiem a Łebą jest pokryty, natomiast teren znajdujący się na wschód od Łeby - zdecydowanie za słabo. Po zachodniej stronie Niemcy dysponują sprzętem i mogą nas wspomóc w rejonie Świnoujścia czy Kołobrzegu. Jest też szansa sięgnięcia po duńskie maszyny. Nie wiem, czy po stronie Federacji Rosyjskiej coś stacjonuje, a Litwa ma jedną bądź dwie maszyny. Tak więc szansa na wsparcie jest umiarkowana.


Ważne jest, żeby jak najszybciej pojawiły się nowe maszyny, bo anakondy są swego rodzaju atrapą. Lotnicy z Marynarki Wojennej mówią, że to „misie”, czyli marne imitacje śmigłowców

Stowarzyszenie skierowało do premier Szydło list z prośbą o uzdrowienie sytuacji związanej z ratownictwem morskim. Jest już odpowiedź?
Z kancelarii premiera przyszła kopia polecenia skierowanego do Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, by przygotować odpowiedź, ale jeszcze jej nie ma. Czekam cierpliwie. Sprawa jest poważna, więc nie należy naciskać na pochopne działania. Decyzja musi być podjęta racjonalnie. Ważne jest, żeby - niezależnie od procedowania decyzji - jak najszybciej pojawiły się nowe maszyny, bo anakondy są swego rodzaju atrapą. Lotnicy z Marynarki Wojennej mówią, że to „misie”, czyli marne imitacje śmigłowców. Są małe, o mniejszym zasięgu, gorszej odporności na ciężką pogodę, niedoposażone w nowoczesną technologię i dysponują tylko jedną wciągarką. Jeśli ratownik zejdzie, a coś stanie się z dźwigiem, to trzeba go odciąć i zostawić dodatkowego rozbitka, natomiast np. śmigłowiec Mi-14 posiada zapasowe urządzenie wciągające.

W liście do premier pada pytanie, ile czasu ma ratownik, żeby dotrzeć do człowieka, który znajduje się w zimnej wodzie? Tak więc ile?

Doświadczenie, które mam, wskazuje, że wczesną wiosną oraz jesienią czas przeżycia jest wielokrotnie krótszy niż ten podawany w oficjalnych, pisanych wydawnictwach. Bardzo szybko dochodzi do hipotermii, szczególnie że nie chodzi o wytrenowanych fachowców, ale osoby, które najczęściej są ubrani dość amatorsko. W ciągu pojedynczych minut taki rozbitek przestaje współpracować z chcącym go wyciągnąć ratownikiem. Do tego dochodzi kwestia psychologii, co powoduje, że szanse na uratowanie żywego człowieka są dużo mniejsze.

Czyli, podsumowując, co powinno być pierwszym, najważniejszym krokiem wykonanym w celu zmiany sytuacji na lepszą?
Zakup maszyn nadających się do akcji poszukiwawczych i ratowniczych. Przykładowo caracale w wersji combat SAR wydawały się wątpliwym zakupem, ale one i tak byłyby lepsze niż to, co mamy w tej chwili i są wielokrotnie lepsze niż brak jakichkolwiek maszyn. To pierwszy krok, aby nie było dwóch, trzech maszyn, tylko pięć, sześć, a następnie wymiana tych, które będą odchodziły ze służby.

tomasz.modzelewski@polskapress.pl

rozm. Tomasz Modzelewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.