Potrzeba wody, bo susza nie odpuści [wideo]
Natura robi swoje i my też robimy sobie krzywdę. Rozwiązanie jest w zasięgu ręki. Czas działać.
- Mimo opadów w ostatnich dniach, miejscami intensywnych, nie ma wątpliwości, że skutki suszy w naszym regionie będą postępować - uważa prof. Zygmunt Babiński, hydrolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, członek Krajowej Rady Gospodarki Wodnej. - Przyczynia się do tego nie tylko zmieniający się klimat, coraz bardziej suchy, ale też postępowanie człowieka. Wciąż przecież zwiększają się obszary zurbanizowane, powstaje coraz więcej dróg. Przez to przyspiesza się obieg wody - ta po intensywnych opadach nie ma gdzie wsiąkać, spływa więc instalacjami deszczowymi do rzek, a tymi równie szybko do morza.
Jeśli nie powstrzymamy tego procesu, będzie źle.
Na pogodę nie mamy wpływu, urbanizacji też nie da się zatrzymać. Ale naukowiec postuluje budowę dużych zapór na Wiśle, które zatrzymają bezproduktywny spływ wody do Bałtyku. Każdego roku marnuje się w ten sposób średnio 32 km sześcienne wiślanej wody.
Susza zagraża dzikiej przyrodzie rzeki Pilcomayo
Cena wzrośnie
Woda w Polsce staje się każdego roku dobrem coraz bardziej deficytowym, a zatem coraz droższym.
Reforma gospodarki wodnej, przygotowywana przez rząd, nowe Prawo wodne, dodatkowo przyczyni się do wzrostu cen wody - tej w kranach, tej sprzedawanej w butelkach, użytkowanej przez przedsiębiorstwa energetyczne (mogą więc wzrosnąć ceny za prąd), nawet przez rolników. W projekcie podaje się konkretne ceny, które nie podobają się chyba nikomu.
Ważna jest żegluga
- Pożytek z budowy zapór będzie więc oczywisty - przekonuje prof. Babiński. - To retencja ogromnych ilości wody, którą wykorzysta się dla potrzeb komunalnych, przemysłowych, rolniczych i turystycznych czy dla rekreacji. Poprawi się mikroklimat, zwiększy wilgotność powietrza w pobliżu zbiorników. Przy okazji rozwinie się żegluga śródlądowa, tak ważna w kontekście rosnących przeładunków kontenerów w portach Trójmiasta i polityki transportowej Unii Europejskiej. Bo transport wodny jest najtańszy, najbardziej ekologiczny i najbezpieczniejszy. W Europie barkami przewozi się do 40 proc. wszystkich ładunków i wciąż zwiększa się te ilości, w Polsce zaledwie 0,3 proc.
Zapory na Wiśle to także „podstawa” do budowy hydroelektrowni, a zatem zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Podczas ubiegłorocznych upałów i drastycznego spadku poziomu Wisły polskie elektrownie węglowe nie miały czym chłodzić turbin, przez co krajowy system energetyczny stał się mniej wydolny.
U nas jak w Egipcie
Mariusz Gajda, wiceminister środowiska, zdaje sobie sprawę, że stan gospodarki wodnej jest zły.
- To efekt wieloletnich zaniedbań, sięgających nawet lat 80. ubiegłego wieku - pisze na stronie internetowej MŚ. Dodaje, że
Polska ma o wiele mniejsze zasoby wody na jednego mieszkańca niż średnia europejska. Te zasoby są u nas porównywalne do... Egiptu.
Dlatego niezbędne jest racjonalne wykorzystanie wody, nie tylko przez mieszkańców, ale przede wszystkim przez przemysł. Zdaniem Mariusza Gajdy, opłaty pomogą zmotywować użytkowników do jej oszczędzania, pozwolą na prowadzenie racjonalnej gospodarki wodnej, poprawią retencję, zmniejszą ryzyko powodziowe.
Z wyliczeń resortu środowiska wynika, że wykorzystujemy tylko 17 proc. potencjału technicznego rzek do produkcji prądu. Zasoby w całym dorzeczu Wisły wynoszą ponad 9 tys. GWh rocznie. Resort przyznaje, że aby wykorzystać możliwości energetyczne Wisły, konieczna jest budowa zapór. Musi być ona jednak zgodna z prawem. Koszt takiego przedsięwzięcia szacowany jest na 20-30 mld zł. Budowa jednej zapory na Wiśle, jak tej planowanej w Siarzewie poniżej Włocławka, pochłonie ok. 3,5 mld zł.
- Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej ogłosi wkrótce przetarg na studium wykonalności dla Wisły, Odry i Kanału Gliwickiego. To podstawowy dokument, bez którego w ogóle nie można planować dużych inwestycji - dowiedział się Stanisław Wroński, pełnomocnik marszałka województwa kujawsko-pomorskiego ds. dróg wodnych.