Uciekł ze Słupska, odnalazł się w Szczecinie. Poszukiwany 15-latek jest już w domu. Cały i zdrowy. Po drodze znalazł pracę w Berlinie. Do rodziny zaś wrócił z... prezentami
Przyjaciele, rodzeństwo i przede wszystkim rodzice odetchnęli z ulgą. Odnalazł się Bartek Nacfalski, 15-latek ze Słupska, który uciekł z domu na początku lipca. Kiedy w niedzielę wieczorem zamykaliśmy wczorajsze wydanie „Głosu”, poszukiwania wciąż trwały. Około godz. 22 rodzice otrzymali telefon z informacją, że ich syn jest w Szczecinie, wszystko z nim w porządku, i że policja została już powiadomiona.
Chwilę później ojciec był już w drodze. Chłopca odebrał kilka godzin później z tamtejszego komisariatu. Bartek spędził osiem dni poza domem. W tym czasie zdążył zgubić portfel, znaleźć pracę i zwiedzić stolicę Niemiec. Rodzicom zrelacjonował, że najpierw dojechał pociągiem do Koszalina, a później do Szczecina. Tam miał zatrudnić się w małym sklepie na kasie.
Zarobił 50 zł, drugie tyle pożyczył, bo, jak tłumaczył, musi dostać się do Berlina, do mamy. Pierwszą noc za granicą spędził krążąc po miejscach oświetlonych, gdzie jest dużo ludzi. Najpierw pomógł mu bezdomny Polak. Później inny rodak, który tak jak on był kiedyś na gigancie. Zaoferował pracę przy rozdawaniu darmowych gazet i nocleg. Zarobić miał tyle, że wystarczyło na drobne prezenty dla rodzeństwa, telefon komórkowy i podróż powrotną, w którą wybrał się w sobotę, kiedy zaczął tęsknić.
W szczecińskim sklepie oddał pożyczone 50 zł. Wówczas jeden z jego pracowników rozpoznał w nim chłopca, którego szuka pół Słupska.
– Syn uciekł, bo nawarstwiły się problemy. Tak w domu, jak i poza nim. Na podwórku – nie ukrywa Maciej Nacfalski, ojciec nastolatka. – Jakie będą konsekwencje? Na pewno takie, że będziemy ze sobą spędzać więcej czasu, rozmawiać i znowu grać razem w kosza jak dawniej. Dziękuję wszystkim, którzy zaangażowali się w poszukiwania Bartka. Bez tej pomocy na pewno byłoby nam znacznie trudniej.
Pomagała młodzież, pedagodzy, znajomi, a nawet celebryci (Robert Biedroń, koszykarz Marcin Gortat). Ci ostatni w mediach społecznościowych udostępniając posty o zaginięciu. Słupska policja przyznaje, że to właśnie internet odegrał kluczową rolę w rozpowszechnieniu informacji o Bartku. Sprawy jednak nie traktowano jako zaginięcia pierwszej kategorii, wedle której zaginiony znika, ponieważ coś zagraża jego życiu, zdrowiu, wolności lub zamierza popełnić samobójstwo.