Posłanka Lewicy, Katarzyna Ueberhan: UAM robi dobrą minę do złej gry
- Prorektor UAM w dyplomatyczny sposób zauważył, że uczelnia będzie miała problem z wypłatą wynagrodzeń i zachowaniem płynności finansowej. Poprosił nas, by w miarę możliwości, postarać się o zamianę części kwoty dotacji wynoszącej 50 milionów złotych z obligacji na gotówkę - tłumaczy w rozmowie z "Głosem" poznańska posłanka Lewicy Katarzyna Ueberhan.
W styczniu odbyło się spotkanie władz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza z wielkopolskimi parlamentarzystami. Czy podczas niego zostaliście poinformowani o tym, że uczelnia zamiast gotówki obiecanej w ramach posiadania statusu placówki badawczej, otrzyma od rządu obligacje?
Katarzyna Ueberhan: Obecni na spotkaniu prorektorzy, opowiadali przede wszystkich o dwóch sprawach związanych z funkcjonowaniem uczelni. Mówili o obchodach związanych ze stuleciem UAM oraz pracach badawczych, ale ten drugi wątek był w moim odczuciu dominującym. Jeden z prorektorów tłumaczył nam, że władze uczelni są bardzo szczęśliwe z otrzymania statusu jednostki badawczej i dotacji, jednak jednocześnie zaznaczył, iż znalazły się w kłopocie, ponieważ wsparcie finansowe wypłacone zostanie w dwuletnich obligacjach. Oznaczało to, że przez dwa lata będą mieli problem z wypłaceniem wynagrodzeń, bo kontrakty na liczne badania zostały już podpisane.
Czy na tym spotkaniu pojawili się także posłowie Prawa i Sprawiedliwości?
Większość uczestników spotkania to byli parlamentarzyści, lub ich przedstawiciele, partii rządzącej. Wśród nich pojawili się między innymi wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk, czy szef PiS w Wielkopolsce Witold Czarnecki. Z opozycji byli z kolei obecni Jakub Rutnicki z Koalicji Obywatelskiej, a z Lewicy byłam ja i Katarzyna Kretkowska.
Wiceminister Szynkowski vel Sęk twierdzi, że władze uczelni nie prosiły o pomoc podczas spotkania.
Prorektor w dyplomatyczny sposób zauważył, że będą mieli problem z wypłatą wynagrodzeń i zachowaniem płynności finansowej. Poprosił nas, by w miarę możliwości, postarać się o zamianę części kwoty dotacji wynoszącej 50 milionów złotych z obligacji na gotówkę. Władze uczelni zastanawiały się czy papiery wartościowe sprzedać ze stratą, czy też czekać dwa lata na wykup, do którego zobowiązał się Skarb Państwa.
Po tej prośbie ze strony UAM podjęły pani jakieś działania, by pomóc uczelni?
Odniosłam wrażenie, że była ona skierowana głównie do przedstawicieli PiS, ale mimo to postanowiłam podjąć pewne kroki. Niestety okazało się, że nie mogę złożyć w tej sprawie poprawki do budżetu w postaci zamiany części obligacji na gotówkę. W polskim prawie, w przeciwieństwie do unijnego, obligacje nie są wliczane do budżetu. Zawnioskowałam więc o dodatkowe środki, ale na Komisji Finansów, podobnie jak 6 innych moich poprawek, zostało to odrzucone. Ta poprawka trafi jednak jako wniosek mniejszości pod głosowanie budżetu na 2020 rok.
Dlaczego pani zdaniem UAM oraz inne polskie uczelnie otrzymają obligacje zamiast gotówki?
UAM i generalnie uczelnie nie są jedynymi instytucjami, które dostaną wsparcie w tej formie. Jeśli uważniej przyjrzymy się wydatkom państwa, można łatwo zauważyć, że w imię pozornej równowagi budżetu państwa, PiS ucieka się do stosowania sztuczek i kreatywnej księgowości. Jednym z wytrychów do pseudo zrównoważonego budżetu są między innymi obligacje skarbowe, czy wyprowadzanie środków do zewnętrznych funduszy, takich jak Fundusz Dróg Samorządowych, Fundusz Solidarnościowy. To źródła pozabudżetowego finansowania, dzięki nim unika się na papierze dziury budżetowej.
Wracając do naszego uniwersytetu. Nie zdziwiła pani reakcja rektora prof. Andrzeja Lesickiego, który w swoim oświadczeniu z jednej strony zapewnia, że nie ma żadnego problemu, bo to nie pierwsza transza obligacji, z drugiej – dyscyplinuje naukowców oburzonych postępowaniem rządu?
Na styczniowym spotkaniu ze strony władz UAM pojawiło się sporo podziękowań dla przedstawicieli PiS, ponieważ uczelnia otrzymała wcześniej środki na rozwój inwestycji infrastrukturalnych. Myślę, że to kwestia dyplomacji i pewnej życiowej konieczności, bowiem mamy do czynienia z uczelnią publiczną. Jeśli spojrzymy na to, jak funkcjonują w tej chwili samorządy, to doskonale widać, że te "trzymające" z władzą otrzymają zdecydowanie więcej pieniędzy, niż te uznawane za "krnąbrne" i opozycyjne wobec PiS. Zatem uczelnia, będąc uzależniona od publicznych pieniędzy, stara się w tym przypadku robić dobrą minę do złej gry.